Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 2 października 2024 03:21
Reklama KD Market
Reklama

Czas porównań

Wakacje to czas podróży przez Atlantyk. W tym roku utrudnionych przez obostrzenia pandemiczne, ale ciągle możliwych. Mimo utrudnień jeździmy do Polski na wakacje albo po prostu spotkać się z rodziną. Gorzej mają ci, który chcą przyjechać do USA. Tu jeszcze nie znikła blokada ruchu turystycznego. 

Sezon letni zawsze był czasem zetknięcia dwóch światów – tamtego, który zostawiliśmy za sobą lata temu i naszego amerykańskiego, w którym przyszło nam pokonywać codzienne trudności. Wysyłamy do Polski dzieci, aby spędziły czas z dziadkami albo na obozy, by poznały język i ojczyznę rodziców. Lecimy tam sami, kierowani tęsknotą za pozostawionym światem. Witamy (a raczej witaliśmy do czasu nadejścia pandemii) u siebie znajomych i najbliższych, zapraszanych do naszych amerykańskich domów. W ostatnich latach coraz częściej nieprzyjeżdżających tu jedynie w poszukiwaniu pracy – co też jest znakiem zmieniających się czasów. 

Porównania obu rzeczywistości są tak nieuniknione, że przewijają się w niemal każdej rozmowie dotyczącej wakacyjnych wyjazdów za ocean. Zestawiamy ze sobą wszystko – jakość żywności, wysokość cen, zachowania kierowców na drogach, biurokratyczne utrudnienia, jakość i łatwość codziennego życia… Tak wyliczać można w nieskończoność. To też zawsze moment, w którym dociera do nas ze szczególną mocą zjawisko przemijania – odchodzą ludzie, z którymi nie zdążyliśmy się pożegnać, zmieniają nieodwołalnie miejsca pamiętane z lat dzieciństwa czy młodości. 

W rozmowach ze znajomymi o Polsce zawsze gdzieś na dnie gra jakaś nutka niepokoju – czy rzeczywiście decyzja o wyjeździe na stałe była słuszna? Przecież cena, jaką płaciliśmy, często była wysoka. Zostawialiśmy po tamtej stronie swoje rodziny, często wyuczone dobre zawody i umiejętności czy wysoki status społeczny. Ameryka wielu z nas nie dała tego, co obiecywała – lepszej kariery, dostatku, pieniędzy, szczęścia. Do tego, dzięki swoistej perfidii przekazu mediów społecznościowych dowiadujemy się ciągle, że innym jest lepiej. Bo ten czy inny właśnie był na Majorce, Kanarach, w Chorwacji, Turcji, Italii, Grecji (niepotrzebne skreślić), korzystając z długich europejskich wakacji. A nasze 10, czy 15 dni urlopu, jeśli w ogóle pracodawca go daje, ledwo starcza na odwiedzenie najbliższych. Zazdroszcząc, często zapominamy, że social media to przecież wielka witryna reklamowa – ludzie pokazują w nich tylko to, co chcą, abyśmy o nich wiedzieli. Ich problemy, rozczarowania, klęski najczęściej są skrzętnie skrywane. 

Ale znajomi, których odwiedzamy w Polsce, często – świadomie lub nieświadomie –  stawiają w wątpliwość naszą decyzję o wyjeździe za ocean, nawet jeśli podjęliśmy ją dekady temu. Jedni tym, że powodzi im się lepiej niż nam w USA. A przynajmniej nam się tak wydaje. Zrobili kariery, dorobili się pokaźnych fortun, odwiedzili więcej ciekawych miejsc. Inni, choć materialnie od nas odstają, opowiadają o tym, za czym tak często tęsknimy w Ameryce – pięciotygodniowych urlopach, darmowej (choć kulejącej) opiece zdrowotnej czy perspektywie wcześniejszej emerytury. A przede wszystkim podkreślają, że są na swoim. Tak, jakbyśmy my już tu nie byli. 

Te frustracje towarzyszące końcu lata są nieuniknionym składnikiem emigranckiego losu, choć kończący się sezon urlopowy zawsze stanowi impuls do głębszych refleksji. To, że u sąsiada trawa zawsze była bardziej zielona – to część ludzkiej natury, nawet jeśli tenże sąsiad mieszka kilka tysięcy kilometrów od nas. Porównania to część doświadczenia emigrantów pierwszej generacji – życia z mniej lub bardziej uświadomionym poczuciem, że nigdy do końca nie będzie się u siebie. Że tu i tam są miejsca i ludzie, których kochamy. A połączyć się ich nie da. Czy to smutna refleksja? Niekoniecznie. Emigracja wzbogaca nas bowiem o nowe doświadczenia. Trudno nawet je wytłumaczyć i opowiedzieć o nich tym, którzy nigdy nie musieli zaczynać życia od nowa. Często łapię się na tym, że w tej sferze życia łatwiej zrozumieć się z emigrantem z Filipin, Pakistanu czy Kolumbii niż z rodakiem znad Wisły.  Bo właśnie z nimi dzielimy doświadczenie zaczynania od nowa i oswajania nowej rzeczywistości. Co z tym doświadczeniem potem robimy – to już zupełnie inna sprawa. 

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama