Ostatnie dni przynoszą kolejne, dramatyczne wiadomości ze świata. Strzelaniny w Chicago, trzęsienie ziemi na Haiti, sytuacja w Afganistanie. To tylko nagłówki, jak hasła wywoławcze. A przecież za każdym z nich kryje się ogromne nieszczęście ludzi zwyczajnych, prostych, ubogich i bezbronnych. Ludzi, którzy chcą żyć, a żyją w wielkim napięciu, niepewności i realnym zagrożeniu. To nieszczęście wiąże się ze stratą. Domy lęgnące w gruzach, pozbawienie w jednej chwili całego dobytku, niemożność odbudowania tego, co zostało zniszczone, najczęściej ze względu na biedę, ale także śmierć najbliższych, kochanych osób, w tym zupełnie niewinnych dzieci. I jeśli na Haiti wina nie leży po stronie ludzi, tylko żywiołów, które wciąż się dzieją w różnych miejscach świata, to Afganistan, Chicago i wiele innych miejsc są dramatem ludzi, którzy innym gotują taki los.
Nie chodzi o to, by porównywać. Nawet uważam to za rzecz niemożliwą. Chodzi jednak o to, by zobaczyć, że zło, które wciąż silnie działa na świecie, prowadzi do tych wszystkich ludzkich tragedii. Tak naprawdę wobec tego wszystkiego zbędne są komentarze, wymądrzanie się, ocenianie. Raczej trzeba zamilknąć i postawić sobie (i światu) pytania: dlaczego? I po co? Kilka dni temu wróciło do mnie wspomnienie chwili, kiedy papież Franciszek w milczeniu przechodził przez obóz zagłady w Auschwitz. W celi śmierci, w której zginął także św. Maksymilian Kolbe, papież usiadł i w milczeniu modlił się. W czasie swojej wizyty nie wygłosił żadnego przemówienia. Było milczenie, bo ono jest najwymowniejsze. Ludzkie dramaty i tragedie, które wciąż się dzieją. Nie można być obojętnymi. Nie można też nie mobilizować się do tego, by konkretnie tym ludziom pomóc. Chodzi przede wszystkim o pomoc materialną, ale także humanitarną. Ci ludzie nie tylko chcą żyć. Oni mają prawo żyć!
Jeden z polskich biskupów katolickich, Krzysztof Zadarko, pisze: „Korytarze – humanitarne, bezpieczne, odpowiedzialne, legalne, godne człowieka, zgodne z Ewangelią.” W tym samym czasie wicepremier, minister kultury, dziedzictwa narodowego i sportu, Piotr Gliński, deklaruje: „Polska obroniła się przed falą uchodźców w 2015 roku i teraz też się obroni. Będziemy postępowali odpowiedzialnie, jesteśmy przygotowani, obronimy Polskę”. A pewna kobieta zamieszcza na Facebooku taki komentarz: „Piszę to jako kobieta, Polka, przede wszystkim CHRZEŚCIJANKA. Jest mi wstyd (…) Jest mi wstyd, że mieszkam w kraju, który za nic ma cierpienie ludzi i który pod przykrywką obrony wartości skazuje człowieka na śmierć. Jest to obrzydliwe. Bo to nie my mamy bronić wartości, to wartości będą bronić nas. Chcę też powiedzieć, że mój dom pozostaje otwarty dla tych, którzy nie mogą dziś normalnie żyć. Z wielką otwartością mogę przyjąć CZŁOWIEKA, takiego jak my, pod swój dach”.
Oto trzy zdecydowanie różne stanowiska ludzi, którzy deklarują się, że są chrześcijanami. Podejrzewam, że każdy znalazłby się w różnej grupie „zajmującej stanowisko”. Tyle, że nie wolno zapomnieć, iż za „stanowiskiem” jest wielka tragedia, jest konkretny człowiek, rodziny, dzieci i starsi. Niestety znieczulica u ludzi jest czasami na takim poziomie, że ktoś będący zdecydowanym przeciwnikiem na przykład przyjmowania uchodźców, równocześnie krytykuje prezydenta USA za decyzję o wycofaniu wojska z Afganistanu. Nie jest moją rolą, by oceniać takie czy inne decyzje, jednak uważam, że wobec dramatów ludzkich nie chodzi o zajmowanie stanowisk, a raczej o konkretną pomoc. Co jako chrześcijanin, katolik, mogę zrobić dla człowieka, który, stworzony przez Boga jest moim bratem, siostrą, a przeżywa życiowy dramat? Zamykanie się we własnym, egoistycznym świecie, jest najgorszym rozwiązaniem. Modlitwa jest formą duchowej pomocy. Przesłanie pieniędzy jest wsparciem materialnym, jednak przyjęcie pod swój dach jest najszczerszym gestem dobroci i miłosierdzia. Bo ludziom, zwłaszcza uciekającym, w obliczu zagrożenia, chodzi o poczucie bezpieczeństwa. Także każda pomoc sąsiedzka jest potrzebna i się przyda. Nie wolno być obojętnym!
Kilka tygodni temu na Górnym Śląsku w Polsce, pewien młody człowiek postanowił pomóc Gruzinom i Armeńczykom, którzy otwarli stoisko z jedzeniem. „To nie jest kebab, to jest szawerma”, brzmią ogłoszenia. Niestety nie było zbyt wielu klientów, którzy nawet nie skosztowali, jak dobre jest tam jedzenie. Ów człowiek, aby pomóc ludziom, którzy chcą własną pracą zarobić na życie w Polsce, zwołał na Instagramie znajomych, którzy mogli poświęcić swój dzień na pracę jako wolontariusze. Zebrali się rano, zabrali za remont i upiększenie punktu oraz reklamę. Wieczorem miejsce było już nie do poznania. Co więcej, nagle znaleźli się klienci i właściciele, których celem jest „gotowanie dla was”, stanęli na nogi. Można? Oczywiście, że tak! Inicjatywy takie jak ta są naprawdę piękne i warte pokazania innym. Są bezinteresowne. A ratują życie innych, którzy dzięki takiej pomocy mogą normalnie żyć. To jest bardzo chrześcijański gest.
Świat, w którym żyjemy, wciąż jest w stanie tworzenia. Ciągle coś się dzieje. Sytuacje dobre przeplatają się z tragediami. Chodzi jednak o to, żeby nie zatracić swojego człowieczeństwa i zabiegać o braterstwo. Kto wie, czy jutro ktoś z nas nie zajmie miejsca tych, którzy dziś przeżywają swoje dramaty? One dzieją się nie tylko gdzieś daleko. One są obok nas. Przywołanie na wstępie strzelanin w Chicago jest także czymś, co każe głęboko zastanowić się jak żyć w mieście, które dla wielu jest „małą ojczyzną”? Jak chronić siebie i innych przed absurdalnymi sytuacjami? Co zrobić, by to miasto było bezpiecznym domem? Jest to zadanie dla wszystkich. Nasza chrześcijańska wiara i kultura mówi o miłości Boga i bliźniego. Jest wezwaniem, które budzi także do tego, by patrzeć w oczy i trzeźwo patrzeć na życie. Stąd pytania: dlaczego? I po co? pozostają wciąż aktualne! I potrzebują konkretnych odpowiedzi i działań!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.