Wielu z nas stawia sobie zapewne to pytanie nie od dzisiaj. Pamiętam, kiedy byłem w szkole średniej, a były to lata wyborów ’89, a później w czasie studiów ukazywały się raz po raz publikacje na temat mediów i ich władczej roli w społeczeństwie. Czytaliśmy je, gdyż czuliśmy się pokoleniem młodych ludzi, którzy chcą tworzyć wolną Polskę, cieszyć się nią, móc żyć w poczuciu bezpieczeństwa i dobrobytu. Takie słowa jak wolność, demokracja, a w tym także wolne media, to były hasła sztandarowe mojego pokolenia. Dzisiaj, pisząc te słowa, mam w sobie jakiś zawód i niechęć. Została wywołana przegłosowaną dziś w polskim sejmie „ustawą medialną”, a tak naprawdę stała się kolejną iskrą, która dzieli między sobą ludzi, a także wyprowadza ich na ulice. I to boli w tym wszystkim najbardziej.
Jestem użytkownikiem, a nawet współpracownikiem mediów. I tych publicznych, i społecznościowych. Dzięki tym ostatnim na przykład mogę cieszyć się takimi informacjami, jakie z ostatnich dni donoszą, relacjonują i dzielą się radością pielgrzymowania, uczestnictwem wielu ludzi, ich przeżywaniem, co gasi niepokój o to, jaki będzie Kościół czasu post-pandemii? Będzie nadal Kościołem, w którym będą ludzie, którzy tego chcą, potrzebują i poszukują w nim Boga, relacji z Nim oraz wspólnoty ludzi wierzących tak, jak oni. To jedno. Cieszy mnie też, kiedy ludzie dzielą się swoimi doświadczeniami nowych pasterzy i duszpasterzy, którzy jak biskup Marek Solarczyk z Radomia, idą wiele dni w pielgrzymce do Częstochowy, rozstawiają namiot na spanie, budzą pielgrzymów dęciem w róg czy przygotowują posiłek. A oprócz tego głoszą Słowo Boże, spowiadają i celebrują Msze św. Wiele cieszy, także to, gdy mogę czytać, słuchać i oglądać mądrych ludzi, świętych ludzi, dzięki którym lżej żyje mi się na świecie. Są też oczywiście trudne i smutne tematy, z którymi także trzeba się zmierzyć, bo one po prostu się dzieją. To jednak, co mnie cieszy, to możliwość wyboru. Bo to ja wybieram to, co chcę. I zawsze pamiętam o tym, że to pierwsze prawo daje mi najpierw sam Pan Bóg Stwórca. Dając nam wolną wolę, pozwala dokonywać wyborów, wedle sumienia i uznania. To prawo od zawsze było dla mnie bardzo ważne, gdyż takim być powinno dla każdego. Nie można funkcjonować na zasadzie stadnej, idąc przez życie bezmyślnie tak, jak mnie w danej chwili prowadzą. Mam rozum i wolę, mogę się rozeznać i dokonywać wyborów.
Nikt mi zatem nie może narzucić, jakie stacje telewizyjne mam oglądać, jakich słuchać, do jakiej prasy zaglądać. Miałem przed laty taki okres, że oglądałem trzy różne serwisy wiadomości z trzech zupełnie różnych stacji telewizyjnych. Oczywiście, różnice w informacji bywały nawet w prognozie pogody, aczkolwiek po czasie zauważyłem, że najbardziej lubię oglądać jeden z serwisów, który wydawał mi się najbardziej obiektywny. Dlaczego miałbym zatem odbierać innym takiego prawa? Dodam, że także wśród mediów religijnych mam swoje preferencje, gdyż odpowiada mi ich poziom i sposób podawania informacji. Nigdy jednak jak do tej pory nie zachęcałem innych do tego, by słuchali, oglądali lub czytali to samo, co ja.
Wracając do mojej młodości, wspominam lata, kiedy rodziła się III Rzeczpospolita. To było niezwykle ważne wydarzenie dla mojego pokolenia. Byliśmy dumni z tego, że żyjemy w tamtych czasach. Okazuje się jednak, że czegoś zabrakło. A dziś, mam wrażenie, że koło wciąż zatacza swoje kręgi, wracając do niektórych momentów. Wczoraj, zupełnie przypadkowo odkryłem książkę, jedną z kilku tomów wydanych przez Księgarnię Świętego Jacka w Katowicach. Jest zbiorem krótkich, ale treściwych felietonów, które ukazywały się na łamach „Gościa Niedzielnego”. Ich autorem jest nieżyjący już ksiądz z Górnego Śląska, prof. dr hab. Remigiusz Sobański, wybitny znawca i wykładowca prawa kanonicznego. A tak zwyczajnie: mądry człowiek, z tych, których tak bardzo potrzeba posłuchać w świecie, w Kościele, w mediach. Już w pierwszym felietonie, z 1995 roku (!) czytam takie słowa: „Uchwały sejmowe to nie tylko gra parlamentarna, to sposób funkcjonowania państwa. Nawet sprawy proceduralne – jak np. przestrzeganie terminów – nie powinny być traktowane przez Sejm jako wyłącznie własne, wewnętrzne – chyba że chce on żyć własnym życiem, oderwanym od społeczeństwa i wedle swojej jedynie logiki (…) Suwerenność ustawodawcza parlamentu wcale nie oznacza, że wolno mu podejmować dowolne, arbitralne decyzje – Konstytucja wyznacza mu ramy nie tylko formalne, lecz i materialne. Żaden organ państwa, także Sejm, nie ma prawa zachowywać się tak, jakby był jego właścicielem, posiadaną władzą nie wolno bawić się ani korzystać z niej dla forsowania własnego widzimisię”.
Jako że „mądrego warto słuchać”, uważam, że te i wiele innych obserwacji śp. Księdza Profesora, zawartych w jego „Dylematach” (taki jest tytuł książki), jest bardzo celnych nie tylko na tamte lata, ale także na czas, w którym żyjemy. W innym miejscu czytam: „Nikt nie ma patentu na rację ani monopolu na słuszność, ale też nikt – również politycy czy rządzący – nie ponosi wyłącznej odpowiedzialności za świat, państwo, naród. Ideowym założeniem demokracji są rozum i odpowiedzialność wszystkich. Demokracja nie uznaje podziału na „my i oni” (nie mówiąc już o schemacie „przyjaciel-wróg”. Demokracja to szansa, ale zarazem też zadanie dla wszystkich.”
To są słowa polskiego księdza katolickiego, którego większość życia upłynęła w czasie II wojny światowej i w czasach autorytarnego komunizmu. To dlatego kilka lat po obaleniu reżimu pisał o konieczności demokracji, za którą naród tak bardzo tęsknił i o którą walczył. To dlatego, gdy na jakiejkolwiek płaszczyźnie życia pojawia się autorytaryzm, człowiek, bardzo słusznie zresztą, zaczyna się bronić, gdyż chce być wolny. To dlatego tak wielu młodych dzisiaj protestuje, nie tylko w Polsce zresztą. Nie chcą stać się niewolnikami autorytaryzmu, brakuje im autorytetów (a to nie to samo, co autorytaryzm), brakuje właściwego i pozytywnego sposobu korzystania z wolności. O tym nie wolno nigdy zapominać, wydając takie czy inne oceny. I jeszcze jeden cytat z ks. Sobańskiego: „Nie wolno rezygnować z czynnego wpływania na scenę polityczną, gdyż w przeciwnym razie będziemy przez aktorów tej sceny postrzegani jak mroczna widownia. Właśnie jako elektorat głosujący nogami. A przecież demokrację wprowadziliśmy po to, by każdy z nas mógł być sobą”.
Dlatego, dla oderwania się od gorzkich refleksji, wracam na chwilę na pielgrzymkowe szlaki i spotkania ludzi, którzy budują lepszy świat, bardziej otwarty i szczery. Pomimo goryczy tu i tam, także w Kościele. Oby im się udało!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.