Administracja Joe Bidena wróciła do praktyki z czasów Donalda Trumpa polegającej na odsyłaniu z powrotem do Meksyku całych rodzin bez możliwości przesłuchania przed sędzią imigracyjnym. To kolejny dowód na to, że obietnice kompleksowej reformy imigracyjnej, składane przez prezydenta podczas kampanii wyborczej, będą niezwykle trudne do spełnienia. Co więcej – na co chętnie wskazują Republikanie – mogą okazać się kosztowne.
Oficjalnie powrót do procedury natychmiastowych deportacji (expedited removal) dotyczyć będzie rodzin, którym nie zablokowano wcześniej wjazdu do kraju na podstawie innych przepisów związanych z pandemią. Krótko mówiąc – zatrzymanych na zielonej granicy. A ich liczba wciąż rośnie. W czerwcu Straż Graniczna zatrzymała przy próbach dostania się z Meksyku do USA ponad 50 tys. rodzin, o 10 tysięcy więcej niż miesiąc wcześniej. Teraz jest jeszcze gorzej. W ciągu weekendu Brian Hastings, szef Straży Granicznej w Rio Grande Valley sygnalizował znaczny wzrost liczby osób przejętych w jego regionie – ponad 20 tys. w ciągu zaledwie tygodnia.
Nie przyjeżdżajcieAdministracja robi wszystko, aby zatrzymać napór na południową granicę. „Próby przedostania się do USA między przejściami granicznymi czy ominięcia kontroli nie są właściwą metodą wjazdu do Stanów Zjednoczonych” – czytamy w oświadczeniu Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego wydanym przy okazji zmiany procedury w sprawie przywrócenia expedited removal – „To niebezpieczne przedsięwzięcie, a do tego wiążące się z długoterminowymi skutkami imigracyjnymi dla osób podejmujących takie ryzyko. Administracja Bidena-Harris pracuje nad stworzeniem bezpiecznego, praworządnego i humanitarnego systemu imigracyjnego, a Departament Bezpieczeństwa Krajowego podejmuje kolejne kroki, aby usprawnić pracę przejść granicznych i zreformować system azylowy”.Podczas niedawnego wiecu zorganizowanego przez CNN, prezydent Joe Biden, pytany o niedawny apel swojej zastępczyni Kamali Harris, aby imigranci nie podejmowali prób przedostania się do USA, podkreślił sens jej przesłania i dodał, że administracja będzie się starała likwidować przyczyny imigracji u jej źródeł.Niezależnie od oficjalnych deklaracji, powrót do starych procedur to kolejny symptom kłopotów administracji związanych z imigrantami. Kontrowersje pojawiły się także w związku z obietnicami przyśpieszenia przesłuchań azylowych. Tutaj często trzeba było czekać miesiącami z powodu ogromnych kolejek. Próbowano je skracać poprzez uproszczenie formalności. Jednak próby przyspieszenia wywołały protesty ze strony obrońców imigrantów uważających, że ekspresowe rozpatrywanie wniosków stanowi zagrożenie dla praw potencjalnych azylantów.
Muru nie ma, są wydatkiRepublikanie nie ukrywają satysfakcji. Senator James Lankfort z Oklahomy, powołując się na raport podkomisji ds. granicznych, której sam przewodniczy, oskarża administrację o wydanie 2 miliardów dolarów na podwykonawców odpowiedzialnych za budowę muru granicznego. Ogrodzenia już się nie buduje, ale trzeba płacić za zakupione już materiały i ich przechowanie. Administracja wstrzymała budowę, co było jedną z obietnic wyborczych obecnego prezydenta.Republikanie przypominają, że chodzi o około 20 proc. z 10 miliardów dol., które za czasów Donalda Trumpa przekazano do Departamentu Obrony na realizację inwestycji. Tymczasem – jak się okazuje – z tych zobowiązań trudno się wyplątać, bo kontrakty zostały już podpisane. „To absurd, że Amerykanie płacą wykonawcom za przechowywanie metalowych segmentów płotu, których prezydent Biden nie chce zamontować, ponieważ chce poddać rewizji plan budowy muru. I to wszystko w czasach, gdy mamy największy od 20 lat napór na granice” – argumentuje Lankfort, a jego argumenty podtrzymują prawicowe media. „Prezydent Biden nie mówił Amerykanom prawdy podczas kampanii – twierdzi z kolei konserwatywny senator z Luizjany, John Kennedy. – On wierzy w otwarte granice, a sprawdzanie ludzi próbujących je przekroczyć to akt rasizmu”.
Naciski na BidenaZ kolei Demokraci, środowiska proimigracyjne i liberalne media mówią otwarcie o krytycznym momencie, w jakim znalazła się polityka imigracyjna prezydenta. Z jednej strony rośnie nacisk bazy wyborczej na wprowadzenie zmian, z drugiej jednak zderzenie z rzeczywistością zmusza administrację do podejmowania trudnych decyzji, takich jak powrót do procedury expedited removal. Pierwsze decyzje okazały się stosunkowo łatwe – odwołano najbardziej kontrowersyjne rozporządzenia wykonawcze Donalda Trumpa dotyczące m.in. procedur azylowych czy utrudnień przy rozpatrywaniu wniosków o zielone karty, czy naturalizację. Budowę muru granicznego wstrzymano pod pretekstem dokonania rewizji całego programu. Potem jednak zaczęły się przysłowiowe schody. Większy projekt kompleksowej reformy imigracyjnej regulującej sytuację 11 milionów nieudokumentowanych mieszkańców USA, nigdy nie przybrał formy gotowego projektu ustawy. Zresztą, mimo liczebnej przewagi Demokratów w Kongresie, projekt nigdy nie miałby szansy na realizację bez znaczących ustępstw wobec Republikanów. Z kolei projekty ustaw regulujących status mniejszych grup imigrantów (pracowników rolnych, Dreamersów i osób korzystających z Temporary Protected Status – TPS) utknęły w Kongresie i jedyną szansą na ich przepchnięcie przez Senat jest dołączenie ich do projektów budżetowych. Co więcej, niepewna stała się sytuacja Dreamersów – czyli osób, które wwieziono do USA przed ukończeniem 16 r. ż. – ponieważ ich status na podstawie Deferred Action for Childhood Arrivals (DACA) skomplikowało niedawne orzeczenie sądu federalnego, podważającego konstytucyjność całego programu. Cały proimigracyjny program prezydenta stanął więc pod znakiem zapytania. A lewe skrzydło Demokratów naciska na zmiany.Prezydent zapewnia o swoim „poparciu dla nieudokumentowanych Amerykanów” i stara się pokazać, że zależy mu na głosach latynoskich wyborców. „Dopóki nie zapewnimy ścieżki dla Dreamersów, osób chronionych przez TPS, pracowników rolnych i wszystkich, którzy każdego dnia przyczyniają się do rozwoju tego kraju (…), moja administracja będzie zawsze was wspierać” – zapewniał Biden w wypowiedzi nagranej dla UnidosUS, największej organizacji wspierającej interesy tej grupy etnicznej. Nie będą to jednak obietnice łatwe do spełnienia. Rzeczywistość okazuje się zbyt brutalna.
Jolanta Telega[email protected]