Od kilku dni myślę o Kubańczykach, żyjących na Kubie. Nigdy wprawdzie tam nie byłem, jednak czuję, że to moment, kiedy są w wyjątkowej potrzebie. Potrzebują wsparcia na drodze, by odzyskać wolność. Kiedyś spotkałem dwóch polskich księży pracujących na Kubie. Typowi misjonarze, postanowili dać kawałek swojego życia, by tam, w zupełnie nieznanych im wcześniej klimatach, być z ludźmi, dzieląc ich życie, wzmacniając wiarę, służąc pomocą, także w odnajdywaniu wsparcia materialnego. Nie patrzę na takich ludzi z jakimś górnolotnym podziwem, ale ze zwyczajnym szacunkiem. Młodzi, odważni, z zapałem, zdani na wszystkie okoliczności. Czemu tam poszli? Może dlatego, jak to jest w życiu misjonarzy, że czuli Kościół, który od początku jest misyjny, czyli gotowy do tego, by iść i głosić Ewangelię, to znaczy Dobrą Nowinę o zbawieniu i jest katolicki, czyli powszechny, otwarty na wszystkich. Do takiego Kościoła tęsknię i do takiego jest mi jednak najbliżej. Ci misjonarze to ludzie, którzy nie boją się też być zwyczajni i prości. Bez szukania względów i pochwał. Bo potrafią usiąść z tymi, do których poszli, żeby podzielić się swoim życiem.
W diecezji, w której pracuję, jest biskup, z pochodzenia Kubańczyk. Lubię jego radosne i otwarte, braterskie usposobienie. Nie wstydzi się swojego pochodzenia, wręcz przeciwnie. Znalazł się tutaj jak wielu innych emigrantów. Służy także tym, którzy jak on przyszli tutaj ze świata latynoskiego. Poza tym zbyt wiele o Kubie nie wiem, prócz tego, że jest wyspą na Morzu Karaibskim i leży całkiem niedaleko Stanów Zjednoczonych. Doświadczona najpierw kolonializmem, a teraz reżimem komunistycznym, jest przede wszystkim dla mieszkańców domem, w którym brakuje wolności. Choć dla urlopowiczów kojarzy się ze słońcem, tańcem i muzyką, a dla przestępców z narkotykami, na co dzień szuka upragnionej wolności. I ma do tego największe prawo.
Także Kościół katolicki próbuje wciąż docierać do Kubańczyków nie tylko przez misjonarzy. Trzech kolejnych papieży: Jan Paweł II, Benedykt XVI i Franciszek, odwiedziło Kubę. Rzecznik prasowy pontyfikatu św. Jana Pawła II, prof. Joaquin Navarro-Valls tak komentował wizytę papieża-Polaka w 1998 roku: „Jan Paweł II chciał odwiedzić Kubę, bo kraj ten potrzebował wizyty Papieża – była to potrzeba czysto ludzka, ale i duchowa. Kubańczykom izolowanym przez amerykańskie embargo i przez społeczność międzynarodową potrzebny był ktoś, kto mógłby im wyjaśnić niezwykłą wartość osoby ludzkiej, a zwłaszcza bogactwo wiary chrześcijańskiej. Mógł to zrobić tylko taki papież, jak Jan Paweł II.” Obecność papieża, który traktowany był jako wróg socjalizmu, nie powodowała utrudnień ze strony dyktatora Fidela Castro. Rozmawiali nawet ze sobą długo. Profesor Valls mówi jeszcze: „Jan Paweł II był zadowolony, ponieważ był to dla niego czas ‘zasiewu’ na całej Kubie. Modlił się i cieszył wraz z milionami Kubańczyków, którzy nigdy nie myśleli, że zobaczą Papieża na swojej wyspie.” Przygotowując się do wizyty, dużo studiował o historii Kuby i modlił się za Kubańczyków.
Kolejny papież, Benedykt XVI, w 2012 roku przyleciał na Wyspę z przesłaniem wolności. Były to tak istotne momenty, które zaczęły kruszyć fundamenty kubańskiego reżimu. „Ojciec Święty pragnie okazać nam swoją bliskość w chwili, gdy – dzięki jego mediacji – oddychamy powietrzem nadziei w naszym życiu narodowym w obliczu nowych możliwości trwającego dialogu między Stanami Zjednoczonymi a Kubą. To bardzo ważne, co zrobił jako pasterz Kościoła powszechnego, dążąc do pojednania i pokoju między wszystkimi ludami ziemi”. Tak napisali kubańscy biskupi z okazji papieskiej podróży.
W 2015 roku, papież Franciszek, będąc na Kubie, przychodzi jako Misjonarz Miłosierdzia, zostawiając słowa pociechy i nadziei oraz program dla społeczeństwa, szczególnie dla młodzieży i miejscowego Kościoła. Papież-Latynos, ktoś kto doskonale rozumie sytuację ludzi, zamieszkujących tę część świata. Była to trzecia wizyta trzech kolejnych papieży w ciągu 17 lat. Znak, że Kościół chce dotrzeć do wszystkich, ponad podziałami i przechodząc przez mocno obwarowane nieraz granice reżimów i systemów społeczno-politycznych.
„Proszę was, zwracam się do was, błagam was: módlcie się do Matki Bożej Miłosierdzia. Módlcie się dużo za Kubę!” Tak dzisiaj wołają nasi bracia i siostry z wyspy, na której chcą wreszcie wolności. Ludzie żyjący w wielkim kryzysie gospodarczym, korupcji, represjonowani, niszczeni także przez COVID-19 i ograniczoną możliwość szczepień, chcą być wolni i naprawdę szczęśliwi, chcą żyć. Dlatego dzisiaj wołają o pomoc i duchowe zwłaszcza wsparcie. Nie można być obojętnym!
Takie sytuacje dzieją się często. Kiedy jednak na przykład skupiamy się mocno na faktach, które irytują (i bardzo słusznie), że ktoś uważający się za kogoś szczególnego, a przy tym niepotrafiący przyznać się do licznych błędów, zostaje sołtysem na wsi, inny, mając nałożoną karę, mimo tego pojawia się na publicznych zgromadzeniach, a jeszcze inny, szukając możliwości „miękkiego upadku”, nie chce zdecydowanie zejść ze sceny. Te fakty bolą. Zbyt wiele jest ofiar takich działań. Podobnie jak okrutne informacje o odnalezieniu pogrzebanych ciał dzieci w Kanadzie. Nie można pozostać wobec tego obojętnym! Trzeba jednak patrzeć szeroko i mieć pewną głębię spojrzenia. Trzeba widzieć, że Kościół wciąż nie tylko idzie odważnie do ludzi w potrzebie, ale daje im duchowe, moralne i materialne wsparcie. Tego wsparcia bardzo potrzeba, dziś na Kubie, a jutro? Kto wie? Ważne jest to, by widzieć i działać! Teraz!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.