Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 12 listopada 2024 08:48
Reklama KD Market

Siostrzana pomoc

Pani Zofia przyjechała do Stanów Zjednoczonych ponad 30 lat temu. Najpierw była tylko z mężem, ale po dwóch latach ściągnęła starszą siostrę Lucynę, jej męża Mariana i ich malutką córeczkę Anię. Siostra była w ciąży z drugim dzieckiem, które urodziło się już w USA. 

Pani Zosia całe życie pracowała jako księgowa, miała dobrą pracę, której nie porzuciła nawet wtedy, kiedy na świecie pojawili się jeden po drugim dwaj synowie. Po piętnastu latach od przyjazdu do USA rozwiodła się z mężem, który chciał wracać do Polski. Pani Zosia uważała jednak, że życie w USA jest znacznie łatwiejsze – spłacała dom, miała dobrą pracę i chociaż trochę obawiała się samotnego wychowywania dzieci, została w USA. Miała duże oparcie w siostrze, która często pomagała jej w opiece nad chłopcami, szczególnie w okresie podatkowym. Pani Zosia założyła własną firmę i poza godzinami pracy rozliczała podatki małym firmom i osobom prywatnym. Miała stabilne, poukładane życie. 

Lucyna, jej siostra, nie miała tyle szczęścia. Drugie dziecko, synek, chorowało na autyzm. Niestety, lekarze, terapie, specjalna dieta – wszystko to pochłaniało całe zarobione pieniądze. Jej mąż pracował na półtora etatu – w fabryce i popołudniami w warsztacie samochodowym znajomego. Siostra nigdy nie pracowała, bo opieka nad synkiem pochłaniała ją całkowicie. Szwagier robił, co mógł, żeby zarobić na potrzeby ich czteroosobowej rodziny, ale lata bardzo ciężkiej pracy zaczęły odbijać się na jego zdrowiu – najpierw odezwały się plecy i ramię. Bolały coraz bardziej, okazało się, że potrzebna jest kosztowna terapia. Potem zaczęło szwankować serce. Po każdej kolejnej wizycie u lekarza i badaniach, poza stertą rachunków do zapłacenia rósł też niepokój o zdrowie Mariana. Na szczęście na jakiś czas mógł zrezygnować z drugiej pracy i trochę się podleczyć. Córka dość szybko się usamodzielniła, poszła do szkoły kosmetycznej zaraz po skończeniu szkoły średniej i znalazła zatrudnienie w salonie kosmetycznym. Mogła pomóc finansowo rodzinie i przez te dwa lata, które jeszcze spędziła w domu rodzinnym, trochę odetchnęli. Jednak Ania poznała miłego chłopaka, szybko się zaręczyła i wyszła za mąż. W rok od ślubu na świecie pojawiło się jej pierwsze dziecko, a niecałe dwa lata później drugie. Pani Lucyna i pan Marian byli przeszczęśliwi i zakochani we wnuczkach, ale znów musieli polegać tylko na tym, co zarobił pan Marian. 

Pani Zosia pomagała rodzinie siostry jak mogła. Jeszcze kiedy dzieci były małe, wykupiła dla siebie i siostry polisy w PNA – „tak na wszelki wypadek”. Kiedy Lucynie powodziło się lepiej, sama opłacała swoje składki, a kiedy nie była w stanie ich płacić, obowiązek ten przejęła Zofia. Płaciła niecałe $200 miesięcznie za polisę na 300.000 dolarów. Pani Zosia uznała, że obie potrzebują takiego zabezpieczenia „na czarną godzinę”, bo nigdy nie wiadomo, co los przyniesie. Zawsze, kiedy ona potrzebowała pomocy w opiece nad chłopcami, mogła liczyć na siostrę. Postanowiła więc jej się odwdzięczyć. 

Dla pani Lucyny czarna godzina nadeszła trzy lata później. Jej mąż zasłabł w czasie pracy. Kiedy przyjechał ambulans, lekarz stwierdził, że pan Marian zmarł na skutek rozległego zawału serca. Nagle została sama z niepełnosprawnym synem. Była przerażona i nie wiedziała, jak sobie poradzi – przecież nigdy nie pracowała. Jej dorosły syn wymagał nieustannej opieki. Pani Lucyna nie wiedziała, co ma dalej robić, bo nie mieli z mężem żadnych oszczędności. 

Z pomocą przyszła jej siostra i przypomniała o wykupionej przed laty polisie na życie. Agent PNA podpowiedział, że może wziąć niskooprocentowaną pożyczkę na pokrycie najpilniejszych wydatków, bez zrywania umowy. Pani Lucyna posłuchała jego rady. Pożyczkę mogła spłacać w dogodnym dla niej tempie bez obawy, że gdyby w którymś momencie nie mogła sobie pozwolić na ratę, umowa zostanie zerwana. Pożyczyła kilkanaście tysięcy dolarów, które pozwoliły jej i synowi przetrwać pierwsze miesiące po śmierci męża. 

Z czasem, życie jej rodziny zaczęło się stabilizować. Lucyna zaczęła zarabiać na przeróbkach krawieckich – była krawcową z Polski i przez lata opieki nad dziećmi zajmowała się dorywczo szyciem. Wtedy traktowała to bardziej jako hobby niż pracę, szyjąc kostiumy dla córki i jej koleżanek na szkolne przedstawienia i przerabiając ubrania rodzinie oraz znajomym za przysłowiową kawę. Dzięki pieniądzom z polisy ubezpieczeniowej kupiła profesjonalną maszynę do szycia, otworzyła własną firmę i zaczęła zarabiać pieniądze. W ciągu roku stanęła na nogi i chociaż nie można powiedzieć, że zarabiała kokosy, to jednak przyszłość jej i syna zaczęła wyglądać dobrze. W następnym roku chce spłacić pożyczkę z ubezpieczenia na życie. Nie może pozwolić na to, by jej dzieci, a szczególnie niepełnosprawny syn, znaleźli się kiedyś w trudnej sytuacji.

To, że przetrwała bezpiecznie bardzo ciężki w jej życiu czas, zawdzięcza przezorności siostry i polisie, którą pani Zofia wykupiła jej w PNA niedługo po przyjeździe do Stanów.  

Zapraszamy do skorzystania z naszych usług PNA, organizacji, która chroni finansowo rodziny polskiego pochodzenia od 1880 roku. 

Prosimy o kontakt z lokalnym przedstawicielem lub biurem głównym PNA w Chicago. Doradzimy i pomożemy wybrać plan ubezpieczenia na życie dostosowany do potrzeb i możliwości każdego klienta.

PNA: 1-773-286-0500 wew. 325 (Bart), 344 (Halina), 330 (Jolanta)www.pna-znp.org 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama