Nie widzimy trylionów zero-jedynkowych impulsów, które w każdym ułamku sekundy przemierzają internetową sieć. O tym, że system przekazu danych, na którym oparliśmy dzisiejszy świat, zależy od sprawności funkcjonowania i bezpieczeństwa niewyobrażalnej plątaniny kabli, łączy, serwerów czy nadajników, przypominamy sobie dopiero wtedy, gdy coś przestaje działać.
A w tym tygodniu naprawdę się zadziało. We wtorek 8 czerwca nagle popsuł się Internet. Nie na długo, bo zaledwie na godzinę, ale skala awarii nie miała precedensu. Padły lub miały problemy takie serwisy jak CNN, New York Times, Amazon, Reddit, Twitch, Zoom, Youtube, Instagram, Twitter, Hulu, Etsy, Paypal czy Spotify. W wielu krajach internauci zamiast serwisów oglądali na ekranach puste strony lub tablice z komunikatem o tzw. błędzie 503, świadczącym o przeciążeniu. Choć początkowo podejrzewano cyberatak, przyczyna awarii była mechaniczna, choć spowodowana ręką człowieka. Do incydentu doszło, gdy jeden z klientów firmy Fastly, odpowiedzialnej za transfer danych przesłał błędną aktualizację swojego oprogramowania do łączenia z siecią.
Niemal w tym samym czasie, ale bez związku z opisanym wyżej wydarzeniem, na popularnym hakerskim forum pojawił się plik tekstowy o nazwie RockYou2021, zawierający 8,4 miliarda haseł dostępu użytkowników do różnych serwisów i usług. Jeśli te liczby się zgadzają, to plik może zawierać hasła całej korzystającej z Internetu populacji – i to po dwakroć. Także i naszych. Jak podaje serwis Cybernews, nie jest to oczywiście efekt jednorazowego wycieku – to kompilacja szeregu wycieków danych, zgromadzona na przestrzeni lat.
To nie jedyne złe wiadomości, przypominające, że ciągle musimy uczyć się żyć z tym, że na świecie nie ma bezpiecznej przestrzeni cyfrowej. Niemal w tym samym momencie, gdy „zepsuł się” Internet i doszło do największego wycieku haseł w historii, poinformowano o ataku hakerskim na konta prywatnej poczty elektronicznej szefa kancelarii premiera RP Michała Dworczyka oraz jego małżonki. Potem jeden z rosyjskich portali zaczął publikować pliki rzekomo pochodzące z włamania.
Każdy z tych incydentów miał najprawdopodobniej zupełnie różne przyczyny – od zwykłej awarii, poprzez akt kryminalnej kradzieży (bo jak inaczej nazwać hakerstwo?), po prawdopodobny akt wojny hybrydowej mający na celu zachwianie bezpieczeństwa innego państwa. To wszystko pokazuje jednak, że łatwość i lekkość korzystania z Internetu może mieć swoją cenę.
Piszę o tym nie bez powodu. Na świecie żyją już miliardy ludzi, którzy nie pamiętają już świata bez Internetu. Dla nich przeszukiwarka Google, Wikipedia czy media społecznościowe istnieją „od zawsze”, czyli od kiedy sięgają wstecz własną pamięcią. Im trudno w ogóle wyobrazić sobie to, co dla starszych generacji było normalnością – świat bez smartfonów, laptopów, tabletów czy urządzeń z sieci G5 uruchamianych przez Internet. Świat bez możliwości natychmiastowego dostępu do informacji i usług. Oraz bez cyfrowych chmur, w których wielkie serwisy internetowe przechowują nasze dane i osobiste pliki. Ale także wśród starszej generacji są ludzie uzależnieni od rzeczywistości cyfrowej.
„If you’re reading this, the Internet is working” – napisał portal USA Today, informując o wielkiej awarii sieci. Problem w tym, że Internet, jak każde urządzenie wytworzone przez człowieka nie jest pozbawiony wad. Ktoś może potknąć się o przysłowiową wtyczkę albo złośliwie chcieć szkodzić innym – nieważne, z jakich pobudek. I mamy problem. Do tego Internet ma zarówno jasne, jak i ciemne strony a także jest pełen zaskakujących paradoksów. Choćby i takich jak ostatnia prognoza, że za trzy lata światowa sieć będzie odpowiadać za 20 proc. całości zużycia energii elektrycznej przez ludzkość i będzie pozostawiać coraz większy ślad węglowy. Jeszcze w 2012 r. globalna sieć odpowiadała za 8 proc. światowego zużycia energii. Niewiarygodny wzrost? Zróbmy rachunek sumienia i policzmy naszą własną aktywność online – na smartfonach, tabletach czy laptopach i wziąć pod uwagę, że to samo robią nasi sąsiedzi i sąsiedzi naszych sąsiadów. Baczność obrońcy środowiska, korzystający z mediów społecznościowych! Przecież duża część energii zużywanych na e-maile, posty na Facebooku czy publikowanie filmów w streamingu pochodzi ze źródeł nieodnawialnych!
Ale dość dygresji, wróćmy do konsekwencji ostatnich wydarzeń. Przed pewnymi incydentami w sieci nie sposób się uchronić, choć można podejmować działania, aby konsekwencje ataków i awarii były jak najmniejsze. Ale warto sobie wyobrazić także świat offline. Taki z papierową książką zamiast e-booka czy z muzyką na żywo zamiast dźwięku w bezprzewodowych słuchawkach. Bo lekkość Internetu może okazać się pozorna. I na dłuższą metę szkodliwa, a przynajmniej trudna do zniesienia.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.