Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 10:28
Reklama KD Market
Reklama

Manifestacja czy wyraz miłości?

Przed nami Boże Ciało. Po ubiegłorocznej przerwie zapewne w wielu kościołach będą na nowo organizowane procesje eucharystyczne, w ciągle jeszcze skromniejszym wymiarze. Od dłuższego czasu jednak ludzie dopytują, jak to będzie i czy będzie procesja. Zauważam pewien głód kultu i rytu, który u wielu wyzwoliła pandemia. Cieszy mnie, że takie są reakcje i duchowe potrzeby, mam jednak nadzieję, że wypływają one ze szczerego serca, a nie tylko z konieczności wypełnienia kościelnej, katolickiej tradycji. Niejednokrotnie zresztą zastanawialiśmy się już nad tym faktem. I niewątpliwie potrzeba oczyszczania intencji. 

Był taki okres, w którym sam, ulegając kościelnym nowomowom, lubowałem się w sprowadzeniu procesji Bożego Ciała jedynie do „manifestacji wiary”. Brzmi dumnie, dla wielu nawet dość szlachetnie. Cóż piękniejszego może być, jeśli nie publiczne pokazanie tego, że wierzę i jak wierzę. Jestem przekonany, że w wielu miejscach do niedawna jeszcze taka manifestacja oddziaływała jako świadectwo i zaproszenie do tego, by inni mogli wierzyć podobnie. Uroczyste wyjście na ulice miast i wsi, dumne kroczenie w procesji utworzonej w całym kolorycie barw kwiatów, sypanych przez dzieci, tuż przed prowadzonym pod baldachimem Najświętszym Sakramentem, śpiewy z akompaniamentem orkiestr, odświętne ubrania z zachowaniem strojów regionalnych, poczty sztandarowe i w ogóle wszystko w atmosferze wielkiego, podniosłego święta. To robi wrażenie! Przez długie lata nie wyobrażano sobie nawet, że mogłoby nie być tradycyjnego Bożego Ciała, bez względu na pogodę. 

Wiele różnego typu manifestacji jest organizowanych w świecie, nie tylko na tle religijnym, ale także o świeckim wymiarze. Samo słowo „manifestacja” w Słowniku Języka Polskiego jest definiowane jako „pochód lub wiec, mający na celu wyrażenie sprzeciwu wobec jakichś działań politycznych, kwestii społecznych albo poparcia dla nich” lub „ostentacyjne okazywanie swoich poglądów lub uczuć”. Zapewne wiele osób odnajduje się w jednym lub drugim. I jeśli do całkiem niedawna jeszcze nie wywoływałoby to specjalnych skojarzeń, dzisiaj dla wielu osób może budzić bardzo mieszane uczucia. 

Czy nasza wiara potrzebuje być manifestowaną, czy raczej potrzebuje być potwierdzona konkretnym świadectwem? Czy aby nie jest tak, że to my potrzebujemy manifestów, zamiast dawania świadectwa? A to jest już o wiele trudniejsza sprawa. Bycie świadkiem czegoś lub kogoś, wiąże się z miłością i autentycznym oddaniem. W zasadzie, w ogóle nie muszę niczego manifestować, jeśli żyję zgodnie z tym, w co wierzę. Jeśli Bóg i wiara, czyli konkretna relacja z Nim są na pierwszym miejscu, wówczas przyciąga to innych, którzy poszukując w swoim życiu Boga, stawiając o Niego pytania, odnajdą go w świadectwie uczniów Jezusa Chrystusa, tworzących wspólnotę Kościoła. Idąc kilka tygodni temu ulicami starożytnego Rzymu w zakonnym habicie, nie zastanawiałem się, czy coś manifestuję, czy nie. Po prostu byłem ubrany w swój zwyczajny, codzienny strój. Od czasu do czasu, także w tym mieście, gdzie takie obrazki nie należą przecież do rzadkości, czułem na sobie spojrzenia ludzi, zwłaszcza młodych, którzy z zaciekawieniem i szacunkiem obserwowali zjawisko, niebędące być może czymś częstym w ich środowiskach. I to, co ważne, nie czułem w tych spojrzeniach ani ironii, ani pogardy. Podobnie jest, kiedy ulicami Nowego Jorku lub Chicago idzie ktoś w stroju religijnym. Wielu być może nawet tego nie zauważy, w końcu jest wolność. Być może jednak kogoś może to zastanowić, a nawet poprowadzić do głębszych refleksji.

Czy zatem istnieje potrzeba procesji Bożego Ciała? Tak! W całym swoim kolorycie i tradycji! Jednak, aby stawały się one mniej manifestacjami, w czasie których mówcy wygłaszają długie, społeczne, dyskursy, zamiast głosić Ewangelię i dawać świadectwo piękna wiary w Boga. Chodzi o to, by były bardziej wyrazem zwyczajnej miłości. A ona kształtuje się powoli i cierpliwie. Codzienna pamięć o Bogu, modlitwa. Czas na adorację Najświętszego Sakramentu w ciszy. Słuchanie Słowa Bożego i regularne czytanie Biblii. To wszystko z jednej strony. A z drugiej? Konkretne świadectwo bycia chrześcijaninem dla drugiego człowieka. W ostatnim tygodniu, kiedy umierał mój Tato w Polsce, mogłem kolejny raz się przekonać o tym, że tacy cisi świadkowie są. Jeden telefon do hospicjum, z prośbą o wypożyczenie sprzętu medycznego. Za godzinę jest. Pomoc z Fundacji, w których ludzie poświęcają czas i siły, aby umyć chorych, przebrać, nakarmić, pobyć z nimi i ich rodzinami. Jest bez pisania żadnych specjalnych wniosków. Po prostu. Coś naturalnego, zwyczajnego. I ci ludzie, którzy w każdy dzień swojej służby potrzebującym wpisują udział we mszy świętej, przystępowanie do sakramentów, modlitwę. A przecież mają swoje rodziny z ich codziennymi problemami, którym także trzeba stawić czoła. To są konkretne przykłady, które nie potrzebują absolutnie żadnych manifestacji. Tam jest miłość, która wyraża się także wtedy, gdy ludzie tacy idą pokornie za Jezusem Eucharystycznym w procesji na Boże Ciało. Oni tak naprawdę idą za Nim każdego dnia. Są prawdziwi. I jest ich wielu. 

Wbrew pozorom jest wiele dobra pośród nas, także we wspólnocie Kościoła. Ono przekonuje bardzo, bo wypływa z Ewangelii. Na pewno warto się uczyć takich postaw i stosować je na co dzień. Boże Ciało, podobnie jak wszystkie inne uroczyste i publiczne chwile, będzie wyrazem szczerej i autentycznej miłości. I oby tak było!

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama