Na świecie zaczyna brakować wszystkiego – alarmuje serwis finansowy Bloomberga. Brzmi zbyt ogólnie? ,,Wall Street Journal” informuje, że sieci fast foodów specjalizujące się podawaniu kurczaków, takie jak KFC, Buffalo Wild Wings czy Wingstop płacą ogromne pieniądze za kupowane mięso i nie są w stanie nadążyć za popytem. W USA odnotowano już braki benzyny, mikroprocesorów, drewna budowlanego, stali i metali rzadkich, a nawet keczupu – alarmują analitycy CNN Business. Na świecie z powodu nierównowagi popytu i podaży drożeje miedź, plastik, papier, kawa, kukurydza czy pszenica.
Wychodzenie z pandemii i poszukiwanie nowej „normalności” odbywa się w bólach. Może dla osób pamiętających schyłkowe czasy PRL i gospodarkę permanentnego niedoboru obecne trudności nie wydają się dotkliwe, ale w społeczeństwach przyzwyczajonych do tego, że w sklepach można wszystko kupić, jeśli tylko ma się pieniądze, nie jest to łatwe doświadczenie.
Ekonomiści mówią o przerwanych łańcuchach dostaw, wąskich gardłach w transporcie i szale popandemicznych zakupów. Nie tylko na poziomie szarego konsumenta, ale także firm, które zaczęły kupować wszystko, co jest pod ręką, obawiając się przyszłych braków i wyczerpania zapasów. Popyt przewyższa podaż, a oprócz tego, że gdzieś ktoś czegoś nie produkuje w wystarczających ilościach, to nie jest też w stanie dowieźć na czas. Marcowe wstrzymanie ruchu na Kanale Sueskim zaostrzyło braki kontenerów, których i tak przed kryzysem było za mało, aby obsługiwać łańcuchy dostaw. W USA innym brakiem jest z kolei zbyt mała liczba kierowców cystern z paliwem dostarczanym do stacji benzynowych. Mimo że ropy na świecie (jeszcze) nie brakuje, analitycy prognozują niedobory w okresie wakacyjnym.
To wszystko sprawia, że giełdy surowcowe i towarowe wariują. Świat już co prawda widział podobne zjawiska w przeszłości, ale to, co widzimy obecnie, zaskakuje swoją skalą. Zjawiska mają charakter globalny, a przekładają się oczywiście na kłopoty w skali lokalnej. Dziś każde prawie urządzenie elektromechaniczne, z jakiego korzystamy, ma w sobie mikroprocesory. To już nie tylko samochody i komputery, ale pralki, odkurzacze, ekspresy do kawy, miksery czy inne urządzenia AGD. Nie jest tajemnicą, że pandemia przyśpieszyła proces cyfryzacji społeczeństw, bo szkoły i uczelnie zaczęły uczyć zdalnie, a ludzie pracować w domach. To z kolei musiało zwiększyć popyt na komputery, laptopy, tablety czy smartfony. Do tego nadchodzi rewolucja 5G i tzw. internet rzeczy, który wymuszać będzie montowanie jeszcze więcej chipów, gdzie tylko się da. Trudno się dziwić, że nie można nadążyć za rosnącym popytem. Producenci aut już musieli ograniczyć produkcję, bo dzisiejsze pojazdy to właściwie komputery na kółkach, a analitycy nie mają złudzeń, że kryzys szybko się skończy. W Polsce nieoczekiwanie wzrosły np. ceny używanych samochodów. Trudno też o dobry rower, bo pandemia spowodowała gwałtowny wzrost popytu na jednoślady.
Do tego rynkami wstrząsają kolejne nieszczęśliwe zdarzenia losowe. To np. susza na Tajwanie (produkcja mikroprocesorów pochłania dużo wody), pożar fabryki chipów w Japonii czy ograniczenie wydajności zakładów w Teksasie z powodu pamiętnego ataku zimy. Tych strat szybko nie da się nadgonić. A to nie jedyne nieszczęścia. Mamy też brak chemikaliów do chlorowania wody w przydomowych basenach, też nie z powodu pandemii, ale huraganu Laura, który wyłączył z produkcji jedną z fabryk w Luizjanie. Z kolei na rynku drzewnym USA i Rosja ograniczyły eksport z powodu pożarów i inwazji szkodników. Amerykański przemysł drzewny ograniczył na początku pandemii produkcję, spodziewając się spadku popytu na wewnętrznym rynku budowlanym, który o dziwo nie zwolnił. To spowodowało gwałtowny wzrost cen drewna oraz… papieru toaletowego, wytwarzanego przecież z masy drzewnej.
W fabrykach brakuje surowców do produkcji tworzyw sztucznych czy opakowań (przede wszystkim kartonu), czy metali ziem rzadkich. Wciąż nie można wyrównać poziomu popytu i podaży na rynku stali czy aluminium. Jak to odczuwa zwykły konsument? W takiej Karolinie Północnej stanowy DMV musiał zawiesić program wymiany tablic rejestracyjnych starszych niż sześć lat, bo nie było z czego produkować nowych „blach”. CNN Business pisze nawet o chronicznych brakach ulubionego przez Amerykanów keczupu zwłaszcza w małych torebkach, które dokładano do dań podawanych na wynos.
W odróżnieniu od poprzednich kryzysów trudno wskazać moment, w którym uzależnienie od dostaw stanie się mniej uciążliwe. Od pewnych braków nie da się w ogóle uciec. Przechodzenie świata na zieloną energię zwiększyło bowiem popyt na lit, nikiel, kobalt, miedź oraz pierwiastki ziem rzadkich, których po prostu nie ma na Ziemi w wystarczającej ilości. Nawet jeśli będziemy odkrywać nowe złoża, to proces od ich identyfikacji do eksploatacji zajmuje kilkanaście lat i to nie biorąc pod uwagę zaostrzania standardów środowiskowych w celu ograniczania skutków klimatycznych. Do niedoborów oraz zwariowanych cen musimy się zatem przyzwyczaić i zacząć je traktować jako element popandemicznej „normalności”.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.