Wiele osób zebrało się w sobotę na placu Zamkowym w Warszawie na wiecu poparcia dla walki o wolną Białoruś. Domagali się uwolnienie dziennikarza Ramana Pratasiewicza oraz innych więźniów politycznych na Białorusi.
Uczestnicy demonstracji przyszli z transparentami w języku białoruskim, angielskim i polskim. W śród haseł były m.in. "Północna Korea w środku Europy", "Łukaszenka odejdź", "Maryja Kalesnikawa (białoruska opozycjonistka – PAP) bohaterka". Nad głowami demonstrujących powiewały biało czerwono białe flagi, a także sztandary w polskich barwach narodowych. Skandowano "Wolna Białoruś".
W wiecu wzięli udział rodzice aresztowanego opozycyjnego dziennikarza białoruskiego Ramana Pratasiewicza, Natalia i Dzmitry Pratasiewicz. "Chciałabym, aby Łukaszenka usłyszał mój głos" – powiedziała matka. Zwracając się do prezydenta Białorusi zadała pytanie: "Za co nasi chłopcy i dziewczynki, studenci, lekarze siedzą w więzieniach?" Podkreśliła, że jej syn Raman i jego partnerka zostali uwięzieni, bo walczyli o wolność słowa.
Wezwała społeczność międzynarodową o pomoc w odzyskaniu wolności dla jej syna oraz wszystkich więźniów politycznych na Białorusi. "Proszę wszystkie kraje Unii Europejskiej, Stany Zjednoczone o pomoc w uwolnieniu Ramana i Sofii (Sapiegi - partnerki dziennikarza – PAP) oraz wszystkich innych uwięzionych" - zaapelowała.
"Chcemy żyć w wolnym kraju, w kraju, w którym każdy ma prawo wyrażać swoje przekonania, a nie w kraju, w którym za reportaż skazują na 12–18 lat więzienia" – powiedział ojciec Ramana Dzmitry Pratasiewicz.
Raman Pratasiewicz, były współredaktor niezależnego białoruskiego kanału Nexta - uznanego przez władze białoruskie za "ekstremistyczny" - został zatrzymany w ubiegłą niedzielę w Mińsku. Samolot relacji Ateny-Wilno, na którego pokładzie był Pratasiewicz, lądował przymusowo w Mińsku z powodu rzekomego ładunku wybuchowego na pokładzie. Po lądowaniu w stolicy Białorusi Pratasiewicza oraz jego partnerkę, Sofiję Sapiegę zatrzymano.(PAP)