Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 16:50
Reklama KD Market

Powołani

Być księdzem to coraz trudniejsze zadanie. Być siostrą zakonną lub bratem, to chyba nawet jeszcze trudniejsze. Być może dlatego coraz mniej powołań, opustoszałe seminaria i zakonne nowicjaty. Z roku na rok mówi się o spadku powołań. Z jednej strony wydaje się, że „iść na księdza” czy „zostać osobą zakonną”, to dziś niemodne, niepotrzebne, a jest też czasami poczucie wstydu, wszak atmosfery przeróżnych skandali nie brakuje w środowisku kościelnym. Potrzeba nie lada odwagi i dojrzałości, żeby w młodym wieku, mając lat dwadzieścia lub dwadzieścia kilka podjąć decyzję. Zresztą z decyzjami dzisiaj ludzie mają ogólnie coraz więcej problemów. I to nie tylko młodzi. Dokonując wyboru, trzeba konsekwentnie realizować daną drogę, a to znów dzisiaj niełatwa sprawa. 

Świat się zmienia, a my razem z nim. Warto jednak uświadomić sobie, że każdy człowiek ma coś takiego jak powołanie. Różnie jest ono nazywane. Może to być jakaś życiowa misja do spełnienia, zrealizowanie czegoś, w czym czuję się szczególnie dobrze. W gruncie rzeczy chodzi o to samo. Ktoś kiedyś stwierdził, że każdy człowiek, rodząc się, nosi w sobie już ziarenka swojego życiowego powołania. I chociaż można by dyskutować z tym stwierdzeniem, to jednak jest w nim bardzo wiele prawdy. Przychodzę na ten świat, żeby zrealizować, wypełnić jakąś szczególną misję, a tym samym ubogacić go sobą i coś po sobie zostawić. Jedni mają powołanie do życia w małżeństwie, założenia rodziny i wychowania nowego pokolenia ludzi. Inni, żyjąc w samotności, poświęcają się dla innych lub dla jakichś specyficznych zadań. Jeszcze inni odczytują, że ich misją ma być służba Bogu i ludziom w kapłaństwie lub życiu zakonnym. Także w innych religiach są ludzie, którzy odczytują tę drogę jako swoje życiowe zadanie. Są oczywiście jeszcze bardziej specyficzne powołania wiążące się z zawodem, którego się człowiek uczy i wykonuje, włączając w to swoje talenty. Jakimś wspólnym mianownikiem dla powołania jest słowo służba. Im bardziej bezinteresowna i realizowana z poświęceniem, tym piękniejsza i dająca wiele radości i poczucia pełnej realizacji i spełnienia.

Żeby jednak w ogóle to powołanie realizować, trzeba je najpierw odkryć albo też, używając bardziej precyzyjnego słowa, rozeznać je. Aby tak było, trzeba najpierw dorosnąć, przestać być dzieckiem, które chciałoby się tylko bawić. Trzeba odważnie zapytać się o to, co z moim życiem? Jak ma ono wyglądać? Kim mam być? I wtedy pojawiają się w głowie różne projekty i rodzą się obrazy. Człowiek gdzieś w środku czuje, co jest bardzo jego. Znakiem potwierdzającym jest uczucie radości, wewnętrzny spokój, poczucie, że w tym konkretnym kierunku czuję w sobie pasję. Niczego nie można robić na siłę, gdyż skazane to być może na niepowodzenie. Potrzeba czasu, by dobrze poznać wybraną drogę, zobaczyć jej mocne i słabe strony, dobro i zło, które gdzieś może być ukryte. Dobrze jest też mieć takie osoby wokół siebie, które dadzą dobry przykład i w ten sposób pociągną do tego, aby odważnie iść wybraną drogą. To prawdziwi mistrzowie i nauczyciele życia. Naśladując ich przykład, człowiek szybciej się uczy. Potrzeba też pokory, uznania, że nie muszę być we wszystkim najlepszy, że mam prawo do błędów i porażek, że życie to nie tylko niekończące się pasmo sukcesów. Dlatego powołanie realizuje się przez całe życie, do ostatniej chwili.

Kiedy byłem bardzo młody, chodziłem do szkoły średniej, w kościele znalazłem pomoc na rozeznanie swojego powołania. Modne były wówczas wakacyjne rekolekcje powołaniowe dla młodzieży. Także w ciągu roku odbywały się weekendowe spotkania. Zachęcano nas do odważnego myślenia, ale także do modlitwy za siebie i za innych, aby im w tym pomóc. Przez kilka lat mogłem poznać bardzo wielu rówieśników z całej Polski. Dzisiaj ci ludzie mają rodziny, niektórzy zostali księżmi, zakonnikami, misjonarzami. Są lekarze, pracownicy służby zdrowia, są kucharze, nauczyciele i inni. Nikt nie mówił nam, co mamy robić. Zachęcano nas i pomagano w tym, aby nie bojąc się pytań, zacząć od poznawania siebie, by w końcu dojść do decyzji. Wielu nie poszło za pierwszym razem, a wręcz coś się nie poukładało w życiu. Jestem przekonany jednak, że kwestia powołania i życiowej misji nie pozostała im obca.

Potrzeba mówić i rozmawiać o życiowych powołaniach, nie odkładając tej kwestii na później. Szkoda życia, warto od samego początku, wchodząc w dorosłe życie, usamodzielniać się i iść bez asekuracji. To daje poczucie spełnienia, którego każdy potrzebuje. W sprawie powołania, nie można także nie pytać się o to, czy przypadkiem nie czuje człowiek wewnętrznego poruszenia, aby służyć Bogu i innym, będąc księdzem lub osobą zakonną. Chodzi o to, aby do tych dróg podchodzić także jak najbardziej zwyczajnie, bez lęków i kompleksów. Bardzo potrzeba ludzi dojrzałych i odważnych, także w Kościele. Bardzo potrzeba ludzi otwartych na to, aby pomagać innym we wszystkich wymiarach życia. Potrzeba mistyków, którzy się modlą i pomagają innym w odnalezieniu duchowego wymiaru człowieczeństwa i codzienności. Potrzeba ludzi bezinteresownych i zdolnych do poświęceń.

Wszyscy jesteśmy do czegoś powołani. Dobrze jest zatem zapytać się o swoje powołanie i o to, jak je przeżywam i realizuję. Dobrze jest też wesprzeć innych modlitwą, dobrym słowem, gotowością przyjaźni. Dobrze jest umieć dzielić się tym, co najlepsze, zwłaszcza talentami i pasjami, które warto mieć i odkrywać. Dzięki temu świat i my, żyjący w nim, będziemy mocniejsi i bardziej szczęśliwi.

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama