Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 16:20
Reklama KD Market

Superklapa Superligi

To był przykład meteorytowego wzlotu i upadku – projekt rewolucji w piłce nożnej i utworzenia elitarnych zamkniętych rozgrywek Superligi upadł w niespełna dwa dni po jego ogłoszeniu. Pomysł, mimo starannego przygotowania i zapewnienia zaplecza finansowego oraz prawnego nie wytrzymał nacisków politycznych, gróźb sankcji federacji światowej (FIFA) i europejskiej (UEFA), a przede wszystkim protestów kibiców. A futbolem pasjonują się na świecie 4 miliardy ludzi. 

48 godzin, które wstrząsnęły światową piłką nożną to starcie między europejskim i amerykańskim modelem uprawiania sportu wyczynowego na najwyższym poziomie. Najważniejsze, co je na pierwszy rzut oka odróżnia: w USA nikt nie ukrywa, że chodzi przede wszystkim o biznes, w europejskim zostawia się furtkę dla tych, którzy próbują przebijać szklany sufit. I niektórym – choć coraz rzadziej – naprawdę się udaje. 

Kibice w Stanach Zjednoczonych przyzwyczaili się do formatu zamkniętych rozgrywek ligowych w najpopularniejszych grach zespołowych. Tak funkcjonują przecież National Football League (NFL), Major League Baseball (MLB), National Basketball Association (NBA), Women’s National Basketball Association (WBNA), National Hockey League (NHL), a nawet Major League Soccer (MLS). Z tych lig nie można spaść na niższy poziom rozgrywkowy a decyzje o rozszerzeniu liczby klubów podejmuje się przede wszystkim na podstawie kryteriów biznesowych. Wielkie ligi, ściągające największe talenty z drużyn uniwersyteckich, tzw. minor leagues i z całego świata to przede wszystkim świetny interes oparty na organizowaniu sportowo-rozrywkowych imprez. Każdy, kto choć raz wybrał się na mecz profesjonalnego baseballa, futbolu amerykańskiego, hokeja czy koszykówki, zauważył, że chodzi tam przede wszystkim o widowisko, rozrywkowy show połączony z oglądaniem wysiłków najlepszych z najlepszych w danej dyscyplinie. 

MLS, czyli liga piłki nożnej, to jednak wyjątek i w piłce nożnej i w USA. Niemal wszędzie poza USA w futbolu zwanym w Ameryce soccerem krajowe rozgrywki mają otwarty charakter – z najwyższego poziomu rozgrywkowego można spaść do niższej ligi. Po drugie – w odróżnieniu od lig innych sportów zespołowych, MLS nie jest w stanie przyciągnąć największych piłkarskich talentów w skali globalnej. Inaczej jest w Europie, gdzie istnieje kilka lig uważanych za najlepsze na świecie, a w rozgrywkach Ligi Mistrzów praktycznie gra się o ligowe mistrzostwo świata (choć takie rozgrywki również się organizuje i najczęściej triumfuje w nich zwycięzca LM). Ale możliwość – prawda często czysto teoretyczną – zagrania w fazie grupowej i pucharowej Ligi Mistrzów ma nie tylko Real Madryt czy Manchester United, ale także klubowy mistrz Luksemburga, Polski czy Mołdawii. Tego właśnie bronili kibice. Projekt Superligi pozbawiał większość piłkarskiej Europy marzeń o sukcesie ich lokalnych klubów. Chodziło w nim tylko o generowanie zysków w zamkniętym gronie, choć oficjalnie mówiono o konieczności podniesienia poziomu rozgrywek na kolejny poziom.  

Może dlatego nigdy chyba żaden projekt w świecie sportu nie stał się przedmiotem tak miażdżącej krytyki. Od wyłamujących się klubów odwrócili się nawet ich najwierniejsi kibice, nie mówiąc już o druzgocących opiniach ekspertów i sympatyków klubów pominiętych w projekcie. Zaprotestowali nawet sami piłkarze elitarnych klubów, nie tylko z powodu obaw przed wykluczeniem z rozgrywek drużyn narodowych, ale także świadomych, że żadna kariera sportowa nie trwa wiecznie i będą je kończyć, grając w mniej prestiżowych organizacjach. 

Ale żeby obraz nie był tak piękny, a i cała sytuacja nie wyglądała na zwycięstwo jasnej strony Mocy nad Imperium Zła, warto przypomnieć, że krytykująca pomysł Superligi europejska federacja ma też sporo za uszami. UEFA na pewno nie broniła czystości i romantyczności futbolu bezinteresownie. Walczyła przede wszystkim o pieniądze, jakie generuje Liga Mistrzów – ta sama zresztą, która w ostatnich dekadach utuczyła finansowo każdy z 12 rozłamowych klubów, będących głównymi beneficjentami elitarnych rozgrywek. Sprzeciw wobec Superligi to nie tylko protest kibiców broniących romantycznego wizerunku sportu, w którym każdy powinien mieć szansę na odniesienie sukcesu. To także skuteczny opór obecnego układu sił, nie do końca czystego finansowo, który niewątpliwie straciłby na utworzeniu systemu elitarnych rozgrywek. Spór o Superligę odsłonił więc także i tę ciemniejszą stronę powiązań sportu i pieniędzy. Piłka nożna wciąż nie przestanie fascynować, budzić emocji i dawać milionom graczy nadziei, że staną się sławami na miarę Messiego, Ronaldo czy Lewandowskiego. Jednocześnie jednak zmienia się bardzo powoli. I pewnie dlatego prędzej czy później pomysł jakiejś kolejnej Superligi pojawi się znów medialnej przestrzeni.  

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama