Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 2 października 2024 15:38
Reklama KD Market
Reklama

Tradycje wielkanocne w naszych domach

Tradycje wielkanocne w naszych domach

„Wesołego Alleluja” wybrzmiewa w polskich domach na całym świecie. W Chicago – prócz licznie reprezentowanych tradycji podhalańskich i śląskich – kultywuje się tradycje także z innych rejonów Polski – Mazowsza, Małopolski i Wielkopolski. Niektóre z nich są wyjątkowe i niespotykane nigdzie indziej.

W Mniszewie, w gminie Magnuszew, w pobliżu Góry Kalwarii, przygotowania do tych najważniejszych, chrześcijańskich świąt należą do najistotniejszych dla wiejskiej społeczności. I choć zakłóca je koronawirus, tradycji musi stać się zadość.

Wielkanoc to najwcześniej ustanowione i obchodzone na pamiątkę męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa święto chrześcijan. Początkiem obchodów jest Niedziela Palmowa, zwana też Wierzbną lub Kwietną. Wygląd palm rożni się w zależności od regionu Polski, także na Mazowszu bywają palmy wytwarzane różnymi technikami i z różnych składników. Te święcone w Niedzielę Palmową w mniszewskim kościele są nie tak wysokie jak kurpiowskie, bo miewają półtora, albo i więcej metrów, składają się z wierzbowych witek, trzciny wodnej i bibułkowych kwiatów w różnych kolorach.

Palma po święceniu w kościele ma swoje miejsce w domostwach przez cały rok. Panuje zwyczaj, aby po wyjściu ze świątyni uderzać lekko palmą bliskich – ma to zapewnić zdrowie i pomyślność. Zjedzenie wierzbowych „kotków”, jako rzecze tradycja, ma chronić gardło przed chorobami. Palmy miały moc chronienia domu, trzymano je więc za obrazami albo stawiano w oknie – w ten sposób dom miał się ustrzec piorunów podczas gwałtownych burz. Takiej palmy poświęconej w kościele nie wolno wyrzucić, jedynie spalić.

W Wielki Tydzień w mniszewskim kościele „ubiera się” Grób Chrystusa. Zwykle otaczają go donice z białym kwieciem. W Wielki Czwartek, na znak żałoby z powodu cierpień Chrystusa, milczy przykościelny dzwon, zaś w Wielki Piątek to dzień żałoby po śmierci Jezusa. Przypominają o tym puste ołtarze i tabernakula oraz zasłonięte kirem figury Syna Bożego. Nie odprawia się mszy świętej, zaś głównym elementem liturgii tego dnia jest Adoracja Krzyża.

Na północnym Mazowszu zachował się zwyczaj, że w Wielki Piątek i w Wielką Sobotę kobiety odwiedzające Grób Pański przynosiły ze sobą „Światło dla Pana Jezusa” – szklaneczki wypełnione wołowym łojem albo masłem z bawełnianym lub lnianym knotem. W mniszewskim kościele, zgodnie z tradycją, obecna jest straż grobową – tę posługę pełnią strażacy z miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej. Tak czyni się na pamiątkę centurii rzymskiej, która pilnowała grobu Chrystusa w Jerozolimie. Warta przy grobie trwa dzień i noc, aż do rezurekcji. W niektórych parafiach na Mazowszu Płockim straż występowała w barwnych strojach, przypominających mundury tureckie, dlatego mieszkańcy nazywali mężczyzn „Turkami”. W Mniszewie strażacy mają na tę okoliczność galowe mundury. Dla wszystkich strażników pełnienie straży przy Grobie Pańskim było i jest wielkim zaszczytem. Biorą w nim udział tak starsi strażacy, jak i młodzież.

W Wielką Sobotę święcono pokarmy oraz ogień i wodę. Ogień rozpala się ze starych krzyży i cierni (gałązki głogu lub tarniny). Płonący ogień święcił ksiądz. Przyniesione do domu nadpalone gałązki symbolizowały ochronę przed ogniem. Często w domach zatykano także za obrazami cierniowe korony wyplecione z dłuższych gałązek.

Na początku XIX wieku święcono w kościołach wszystko to, co potem jedzono w święta. Obecnie święconka mieści się w koszyku, koniecznie z białą serwetą. Najważniejsze w święconym są: barwione jajka, chleb, sól, korzeń chrzanu na pamiątkę męki Chrystusa, kiełbasa, szynka czy kawałek mięsa.

W pierwszym dniu Świąt Wielkiej Nocy najważniejsze było śniadanie. Zaczynało się od podzielenia się jajkiem. Towarzyszyły i towarzyszą temu życzenia zdrowia i pomyślności. Dobrze też było, jeszcze przed ucztą, zjeść kawałek korzenia chrzanu. Na stole, obok wszelkiego jadła, nie brakuje baranka na łączce z rzeżuchy lub młodego owsa. Baranek miał chronić przed ogniem, wodą i piorunami.

Ucztowanie, smakowanie kiełbas, mięs, szynek i pasztetów nie miało końca – kiedyś był to jeden z niewielu dni w roku, gdzie w skromnych domach najadało się do syta. Do tego na stołach pyszniły się baby wielkanocne, zdobione lukrem. Dziś tradycja słodyczy na stole wielkanocnym jest dużo bogatsza. Zawsze jednak musi się jej stać zadość. Wszystkie jajka przygotowane na Wielkanoc należało zjeść, a z jajek poświęconych zatrzymywano także skorupki. Także na pomyślność domu!

W Wielkanocną Niedzielę w niektórych mazowieckich wsiach utrzymał się zwyczaj tzw. wykupu – od zagrody do zagrody chodzą młodzi ludzie, których gości się świątecznym jadłem albo trunkiem. Często towarzyszą temu radosne śpiewy.

Gdzieniegdzie chłopcy jeżdżą  przy takich okazjach z kogutkiem na kołach. Wykup to także zwyczaj Wielkanocnego Poniedziałku, towarzyszy nieodmiennie dyngusowi. Na Mazowszu można było niegdyś usłyszeć: „Od jeżyny do jeżyny, wyłaź pani spod pierzyny, bo my dzisiaj rano wstali, drobną rosę otrząsali”.

Polanie wodą, im bardziej radykalne, powiedzielibyśmy dzisiaj, dawało oblanej pannie czy gospodyni zdrowie i pomyślność. Szczególnie miało sprzyjać pannom, dać im szansę na szybkie i dobre zamążpójście.

Nazwa śmigus-dyngus to połączenie dwóch zwyczajów: „śmigusa” czyli śmigania, uderzania się zielonymi gałązkami, oblewania wodą oraz „dyngusa” – chodzenia „po wykupie”.

W Małopolsce gospodynie, szykując święcone, pilnowały „aby wszystkie szynki, kiełbasy, placki i baby dostawały po kropli błogosławionej wody – ta odejmuje im bowiem wszelką szkodliwość”.

W środku stołu stał baranek z chorągiewką, misternie wyrabiany z masła, z wełną miękką jak puch. Wokół zastawiano, wedle zamożności domu: to dziki, wieprze, jelenie upieczone w całości i wypchane drobną zwierzyną, to szynki, prosięta lub drób. Były też zwoje kiełbas, sięgające aż do pułapu, to różne wędzonki, ozory, półgęski i stosy malowanych jaj. Dalej placki różnego rodzaju, ciasta z bakalią, baby, kołacze, jajeczniki, serowce, przekładańce i mazurki. Nie brakowało napitku wszelkiego rodzaju, dostatek wódki, piwa, miodów i win, w butlach czy antałkach.

W Małopolsce etnograf Oskar Kolberg napotkał i opisał zwyczaj przechowywania małych kawałeczków placka czy baby wielkanocnej. Rozdawano je przy stole, domownicy czy goście przechowywali takie kawałki cały rok. Miały ubezpieczać przez cały rok od wszelkich nieszczęść. We wsiach pilnowano, aby nic ze święconego nie zjadły kury. Zabobon głosił, że takie okruchy sprawią, iż „kury będą piały, ale jaj nie będą znosić”.

Zupełnie unikalne są tradycje kultyowawane w Wielkopolsce. „Boże rany” to wielkopiątkowa tradycja, żywa do dziś, niespotykana w innych regionach kraju. Tego dnia matki symbolicznie uderzały dzieci na przykład rózgami czy paskiem, a niekiedy też i męża, wołając: „Boże rany”. Czyniono tak na pamiątkę biczowania Chrystusa.

Nawiedzanie grobów pańskich – tak nazywano nie tylko obecność przy grobie Chrystusa w świątyni, ale też trzymanie warty. Zwyczaj ten kultywowany jest w Wielkopolsce od XVII wieku.

Tradycyjna potrawa wielkanocna to żurek. W poście, w odróżnieniu od świątecznego, bywa bardzo skromny. W akcie odrzucenia tej „głodowej” zupy, wyrósł zwyczaj „palenia żuru”. Rozbijano wówczas, zakopywano, a nawet palono garnki z żurem, na znak zakończenia postu, a tradycję tę nazwano „studzienina”. Na wielkanocnym stole w Wielkopolsce musiało być bogato i tłusto – oczywiście na miarę każdego domostwa. Jedną z potraw, obok tradycyjnych wędlin, jest w Wielkopolsce studzienina, czyli galareta z wieprzowych nóżek.

W pierwszy dzień Wielkiej Nocy chłopcy wdrapywali się na dachy domów lub stodół i wymieniali dowcipne rymowanki, adresowane do panien – zabawę tę nazywa się regionie „przywoływanką”. . Była to zapowiedź tego, co je czeka następnego dnia, czyli w Lany Poniedziałek. Panny od razu wiedziały, ile wiader wody będzie na nie wylane. A przewinienia? Na przykład przypalenie jedzenia. Jedynie dziewczyna, która miała chłopaka, „opiekuna”, mogła liczyć na wykupienie. Ale chłopak musiał za to zapłacić butelką napoju wyskokowego… Albo i dwiema.

W drugi dzień świąt Wielkiej Nocy po wsiach chodził „pochód z niedźwiedziem” – gromady swawolnej młodzieży, w tym przede wszystkim z przebranym w strój niedźwiedzi osobnikiem płci męskiej. Towarzyszyli mu: dziad, baba, kominiarz, koń i diabeł. Pod inną nazwą takie korowody, mające zebrać od mieszkańców wsi różne kulinarne dobra oraz napitki, znane są też do dziś na Kujawach.

Jędrzej Kitowicz – historyk, pamiętnikarz i ksiądz oraz Władysław Anczyc – poeta i działacz ludowy ubolewali, że „dawne święcone z dawną zamożnością zniknęło”. Ostał się zwyczaj dzielenia się jajkiem i jak przed wiekami „rodzina i przyjaciele częstują wszystkich jajkiem, dzieląc je na części, z których jedną bierze do ust, przyczem wzajemnie składają życzenia, aby w zdrowiu i pomyślności dozwolił Bóg doczekać następnej Wielkanocy”.

Opracowała: Renata Kudeł

Opracowanie na podstawie m.in. z książki Oskara Kolberga „Dzieła wszystkie”, „Mazowsze”, artykułu J. Szewczykowskiej na portalu Mazowiecki Szlak Tradycji oraz miastopoznaj.pl


fot. Wikipedia

fot. Wikipedia

fot. Wikipedia

fot. Wikipedia

pexels-roman-odintsov-6897343

pexels-roman-odintsov-6897343

pexels-jeshootscom-1040161

pexels-jeshootscom-1040161

pexels-giftpunditscom-2072158

pexels-giftpunditscom-2072158


Podziel się
Oceń

Reklama
ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama