Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 02:56
Reklama KD Market

Imigracyjne paradoksy zaszkodzą Dreamersom?

Imigracyjne paradoksy zaszkodzą Dreamersom?

Izba Reprezentantów Kongresu USA zgodnie z oczekiwaniami przyjęła dwie ustawy regulujące status kilku grup imigrantów mieszkających już w USA. Nie przybliżyło to jednak momentu zalegalizowania pobytu Dreamersów, czy pracowników rolnych. Paradoksalnie na drodze do uregulowania pobytu jednej grupy imigrantów stanęli inni – ci, którzy masowo pukają dziś do bram Ameryki. W Senacie Republikanie zaczęli zgłaszać projekty ustaw niemających nic wspólnego z masową legalizacją. 

Patrząc z zewnątrz, działania nowej administracji wyglądają jak przyzwolenie na otwarcie granicy z Meksykiem, przy jednoczesnej próbie zalegalizowania pobytu milionów migrantów, którzy już w USA się znaleźli. Przekazy z granicy przypominają sceny z podobnego kryzysu z czasów prezydentury Donalda Trumpa w 2019 roku. 

Nadzieja na zmianę

Przyczyny kolejnego szturmu na południową granicę można dość łatwo wytłumaczyć. Po czterech latach administracji Donalda Trumpa, kiedy konsekwentnie ograniczano imigrację (zarówno nielegalną i legalną) musiało nastąpić odreagowanie. Już sama perspektywa odejścia republikańskiego prezydenta i odwołania jego restrykcyjnych rozporządzeń wykonawczych dała ludziom impuls do ruszenia na północ. Nadzieje milionów ludzi marzących o realizacji swojego własnego amerykańskiego marzenia i pukających do bram USA częściej z powodów czysto ekonomicznych a nie politycznych. Są to zresztą bardzo różnorodne grupy. Obok małoletnich (unaccompanied minors – UACs) i rodzin z dziećmi pochodzących z Ameryki Środkowej starających się o status uchodźcy, służby imigracyjne zatrzymują coraz więcej migrantów (głównie mężczyzn) z samego Meksyku. 

Dreamersi przegrywają z kryzysem granicznym

Nowa administracja, już na samym początku urzędowania zaczęła promować nowe projekty ustaw, tłumacząc powody zmian wieloletnim brakiem reform systemu i koniecznością odejścia od najbardziej restrykcyjnych antyimigracyjnych posunięć poprzedników. Na pierwszy ogień wybrano Dreamersów, czyli osoby, które wwieziono do Stanów jeszcze jako dzieci bez ich wiedzy i zgody oraz robotników rolnych, których potrzebują amerykańscy farmerzy i których nie da się zastąpić. Jeszcze w trakcie kampanii wydawało się, że właśnie w tych kwestiach najłatwiej będzie o dwupartyjny kompromis. Dreamersi, wśród których jest sporo Polaków, czekają na uregulowanie statusu od 20 lat i dla wielu polityków przyjęcie ustawy w ich sprawie jest dziś kwestią zwykłej przyzwoitości. 

Ambitne projekty proponowane przez Demokratów mogą się jednak rozbić właśnie z powodu kryzysu na granicy z Meksykiem. Mimo prób ograniczenia przepływu informacji przez służby imigracyjne, mleko już się wylało. W świat poszły fotografie zatrzymywanych na granicy ludzi śpiących pokotem w wielkich halach. Nowej administracji, krytykowanej przez Republikanów, dostaje się także z lewej strony. Organizacje pozarządowe i obrońcy praw człowieka głośno upominają się o przestrzeganie praw uchodźców, a przede wszystkim dzieci.

Bez szans na kompromis?

Przez kryzys na granicy lista republikańskich senatorów (i tak już krótka) skłonnych pójść na kompromis zaczęła gwałtownie się kurczyć. A – przypomnijmy – w izbie wyższej Kongresu Demokraci potrzebują co najmniej 10 głosów swoich politycznych adwersarzy, aby przerwać impas obstrukcji parlamentarnej. Wyrazem zmiany nastawienia (o ile można w ogóle to tak nazwać) jest wniesienie przez republikańskich senatorów kilku projektów ustaw związanych z sytuacją na południowej granicy. Sen. Joni Ernst chce na przykład zobowiązać Immigration and Customs Enforcement do zatrzymania i więzienia każdego nielegalnego imigranta oskarżonego o ciężkie przestępstwa. Ustawę nazwano „Sarah’s Law” od młodej mieszkanki Iowa zabitej przez nieudokumentowanego imigranta. Sen. Ted Cruz zgłasza ponownie projekt „Kate’s Law” (imię kolejnej ofiary imigranta) nakładającej karę 5 lat więzienia dla każdego imigranta złapanego na ponownej próbie nielegalnego przekroczenia granicy. Z kolei sen. Marsha Blackburn chce obowiązkowego przeprowadzania testów DNA osób, których zatrzymano na granicy z osobami nieletnimi. Projekty te mają zerowe szanse na przejście przez Kongres, ale pokazują, jakie jest obecne nastawienie Republikanów w kwestii imigracji. 

Także badania opinii publicznej wskazują, że republikański elektorat jeszcze bardziej zwiera szyki wokół walki z nielegalną imigracją. W lutowym badaniu Ipsos aż 77 proc. prawicowych wyborców opowiada się za budową ogrodzenia na południowej granicy (o 6 proc. więcej niż w 2015 roku). Podobnie ma się sprawa ze ścieżką do obywatelstwa dla nielegalnych imigrantów. Dziś jest jej przeciwnych 56 proc. Republikanów, o 18 proc. więcej niż trzy lata temu. A między lutym a marcem odsetek prawicowych wyborców uważających imigrację za najważniejszy problem kraju zwiększył się z 7 proc. do 22 proc. I to pomimo niekończących się problemów z pandemią. W tej sytuacji republikańscy politycy zwierający już szyki przed przyszłorocznymi wyborami do Kongresu będą raczej wspierać twarde stanowisko w sprawie imigrantów niż szukać kompromisów z progresywnymi Demokratami.  

Szukanie warunków brzegowych

W przypadku Dreamersów warunki brzegowe postawione przez prawicę mogą okazać się bardzo trudne. Chodzi np. o rodziców młodych nielegalnych imigrantów, którym według planów Demokratów stworzono by furtkę do legalizacji. Republikanie nie chcą się na to zgodzić. 

Paradoksalnie projekt dający „Dreamersom” prawo stałego pobytu i ścieżkę do obywatelstwa miałby też dużo większe szanse na przyjęcie w Kongresie, gdyby oddzielono go od kwestii permanentnego uregulowania statusu osób korzystających z tzw. Temporary Protection Status (TPS), a więc dużych, najczęściej jednolitych etnicznie grup ludzi z krajów dotkniętych wojnami i katastrofami żywiołowymi. To, oprócz krajów Ameryki Środkowej i Karaibów, przybysze z takich państw jak Syria, Sudan Południowy, czy Somalia. Zostali oni wpuszczeni do USA – jak wskazuje sama nazwa programu – na czas określony i Republikanie w Senacie dużo mniej chętnie patrzą na możliwość przyznawania im zielonych kart. 

W mediach nie brak dziś opinii, że Dream Act jest jednym z niewielu fragmentów imigracyjnego planu Joe Bidena, który w obecnym klimacie politycznym można jeszcze próbować ratować. Do tego jednak potrzebne byłyby dwie rzeczy – pewne uspokojenie na południowej granicy i ustępstwa wobec Republikanów – ograniczenie zasięgu „amnestii” i wzmocnienie bezpieczeństwa granic. 

Sprzeczności fundamentalne

Paradoksów w systemie imigracyjnym jest więcej i sięgają one spraw fundamentalnych. Pierwszym jest wieloletnie doświadczenie pokoleń migrantów, że mimo oficjalnych zakazów, apeli i ostrzeżeń, budowania murów i płotów oraz zamykania granicy, ci którzy dotrą do USA, prędzej czy później będą mogli w Ameryce zostać. Wystarczy szczęśliwie przejść zieloną granicę albo w przypadku pojawienia się na przejściu granicznym udzielić poprawnych odpowiedzi przy wstępnym przesłuchaniu azylowym. Azylanci, którzy nie mają szans przejścia sita drugiego przesłuchania po prostu nie stawiają się w sądach. Osoby, które wjechały na wizy imigracyjne, przedłużają nielegalnie pobyt w USA, szukając furtek do legalizacji. I tak dalej w nieskończoność. Ostatnio nadzieje rozbudziły obietnice wielkiego programu legalizacyjnego Joe Bidena. A w całej imigranckiej Ameryce pokutuje do dziś mit wielkiej amnestii z 1986 roku. I to także jeden z paradoksów, bo prezydentem był wówczas Republikanin Ronald Reagan. 

Jolanta Telega[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama