Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 września 2024 10:12
Reklama KD Market

Reforma imigracyjna – stopniowo i po kawałku?

Reforma imigracyjna – stopniowo i po kawałku?

Demokraci w Izbie Reprezentantów podjęli w mijającym tygodniu pierwszą próbę przeprowadzenia reformy imigracyjnej. Będzie się ją wprowadzać w kawałkach. Na początek przygotowano dwa projekty ustaw, które miały największe szanse na przejście przez izbę niższą. Ale dalej nie będzie łatwo.

Problemy zaczną się w Senacie, gdzie potrzebne będzie wsparcie części Republikanów. Tymczasem mamy trudną sytuację na południu, gdzie fala imigrantów szturmujących granicę z Meksykiem (w tym dzieci i nieletnich) znacznie ogranicza szanse na wypracowanie dwupartyjnego kompromisu w izbie wyższej Kongresu. Mimo że przyczyn napływu jest wiele, Republikanie obciążają odpowiedzialnością za obecny kryzys nową, demokratyczną administrację. I stawiają ultimatum – żadnych rozmów o kompromisie, jeśli nie opanuje się sytuacji na południowej granicy. 

Strategia drobnych kroków

Senator Dick Durbin (Demokrata z Illinois) przyznał na początku tego tygodnia, że w Kongresie nie ma obecnie możliwości przegłosowania kompleksowej ustawy reformującej amerykański system imigracyjny. Administracja już w pierwszych dniach urzędowania przekazała do Kongresu kompleksowy projekt ustawy reformującej cały system. Jednak trudno spodziewać się szybkiego rozpoczęcia debaty nad nim. Demokraci chcą najpierw przetestować poparcie dla zmian w prawie imigracyjnym, zaczynając od najmniej kontrowersyjnych kwestii.

Stąd przejście na strategię drobnych kroków i zgłoszenie dwóch projektów ustaw, regulujących sytuację grup imigrantów budzących najmniejsze kontrowersje. „To dowód, że nawet posiadanie większości nie gwarantuje osiągnięcia sukcesu” – uważa sen. Durbin. Jego zdaniem, marszałek Izby Reprezentantów USA Nancy Pelosi zorientowała się, że nie ma szans na przegłosowanie kompleksowej ustawy imigracyjnej w Izbie. To samo, według Durbina, odnosi się także do Senatu. W tej sytuacji rozpoczęcie głosowań nad mniejszymi projektami można potraktować jako swoisty balon próbny, czy na Kapitolu będzie można przeprowadzić jakikolwiek projekt dotyczący imigrantów. 

Znów szansa dla Dreamersów

Pierwszy z projektów to American Dream and Promise Act. W założeniu ustawodawców ma na celu stworzenie ścieżki do obywatelstwa dla milionów nieudokumentowanych imigrantów w tym całej grupie, często określanej jako „Dreamersi”. Tworzą ją nielegalni imigranci, którzy zostali wwiezieni do USA jako dzieci lub młodzi ludzie i często nie pamiętają kraju swojego pochodzenia. Próby uregulowania ich statusu pobytowego podejmowane są od około dwudziestu lat. Kluczowym argumentem za legalizacją ich statusu jest dobra asymilacja w amerykańskim społeczeństwie. To tej grupie usiłował zapewnić bezpieczeństwo prezydent Barack Obama, gwarantując w ramach programu Deferred Action for Childhood Arrivals (DACA) ochronę przed deportacją. Legalizacja „Dreamersów” cieszy się zresztą od lat poparciem w większości badań opinii publicznej.

Oprócz osób korzystających obecnie z DACA, ustawa ma uregulować pobyt migrantów korzystających z Temporary Protected Status (TPS), włącznie ze stworzeniem ścieżki do obywatelstwa. Z TPS korzystają najczęściej przybysze z krajów dotkniętych przez kryzysy i klęski żywiołowe, sprowadzeni do USA z przyczyn humanitarnych. Część z nich mieszka w Stanach od dekad, wtapiając się w amerykański „melting pot”.

Według szacunków waszyngtońskiego think tanku Migration Policy Institute, American Dream and Promise Act wprowadzi na ścieżkę prowadzącą do obywatelstwa około 2,5 mln ludzi, a 4,4 mln osób będzie kwalifikować się do legalnego, stałego pobytu w USA. To jednak dużo skromniejsze liczby od planów Joe Bidena, który w projekcie kompleksowej reformy chce uregulować status większości spośród 11 milionów nieudokumentowanych imigrantów przebywających w USA. 

Pracownicy rolni z legalnym statusem?

Druga ustawa – Farm Workforce Modernization Act – reguluje status pracowników sektora rolniczego, także z możliwością pozostania w USA na stałe. Dawałaby ona niektórym z nich możliwość otrzymania prawa czasowego pobytu w Stanach, jeśli potrafią udowodnić, że w ciągu minionych 2 lat przepracowały co najmniej 180 dni w rolnictwie. Pracownicy z tej grupy mogliby także liczyć na zielone karty po zapłaceniu kary oraz zatrudnieniu się przez kolejnych 4-8 lat w tym samym sektorze. Szacuje się, że ustawa ta pozwoli na zalegalizowanie pobytu 325 tys. osób. 

Warto tu przypomnieć, że obie ustawy przegłosowano już raz w Izbie Reprezentantów – w 2019 roku, kiedy Demokraci zdobyli znaczną przewagę w izbie niższej. Jednak kontrolowany wówczas przez Republikanów Senat nigdy nie podjął debaty nad tymi projektami. 

Trudny problem: granica

Moment na rozpoczęcie debaty imigracyjnej nie jest zbyt fortunny z powodu kryzysu na granicy z Meksykiem. Obecna administracja kraju wskazuje, że kryzys jest w dużej mierze wynikiem polityki imigracyjnej prowadzonej przez poprzednią administrację. W ośrodkach dla imigrantów znalazła się ogromna liczba dzieci i młodzieży, które dotarły do USA bez opieki. Przypomina to podobny kryzys, jakiego doświadczyła administracja Donalda Trumpa w 2019 roku. Nowy prezydent skorzystał z pomocy federalnej agencji ds. zarządzania kryzysowego (Federal Emergency Management Agency, FEMA), ale w odróżnieniu od poprzednika nie ogłosił stanu wyjątkowego. Dodatkowo prezydent Biden zaapelował do potencjalnych migrantów planujących przedostanie się do USA, aby pozostali w miejscu zamieszkania. Ubolewał, że nie udało się przewidzieć masowego napływu azylantów nad południową granicę po listopadowych wyborach prezydenckich. Trudno jednak przypuszczać, aby jego słowa zniechęciły zdesperowanych ludzi z krajów Ameryki Środkowej do zaniechania planów ruszenia na północ. 

Trudno więc debatować o legalizacji imigrantów już znajdujących się w USA, skoro do bram pukają kolejni. Wydarzenia na granicy stały się poważną polityczną przeszkodą dla budowania kompromisu w sprawie reformy imigracyjnej. A bez ponadpartyjnego porozumienia nie ma szans na przełamanie impasu w izbie wyższej. W Senacie potrzebne byłoby poparcie co najmniej 10 Republikanów, aby przełamać groźbę obstrukcji parlamentarnej. Na razie większość prawicowych senatorów otwarcie krytykuje projekty politycznych przeciwników, nazywając je „bezwarunkową amnestią”.  Nawet senator Lindsey Graham (Republikanin z Karoliny Północnej) uważany za imigracyjnego „gołębia” i wspierający senacką wersję Dream Act, oświadczył, że nie wyobraża sobie jakiegokolwiek porozumienia w tej sprawie, jeśli nie zostanie powstrzymany napór na południową granicę. I w ten sposób nadzieje „Dreamersów” mogą znów pozostać niespełnione.

Jolanta Telega[email protected]


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama