Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 17:30
Reklama KD Market

Idźcie do Józefa!

Zupełnie niespodziewanie papież Franciszek ogłosił w Kościele katolickim Rok Świętego Józefa. Ten papież lubi robić niespodzianki, tak było i tym razem. Stało się to w dniu 8 grudnia 2020 roku, w czasie trwającej wciąż pandemii koronawirusa, w chwili kiedy wielu z nas czuło już ogromne zmęczenie. Może się to wydawać nieco nużące i bez emocji, taki rok w Kościele. Czy coś on wnosi? Czy coś zmienia? Pozornie nic. Życie biegnie do przodu, zmartwień nie ubywa, ciągle coś się dzieje. Co więcej, życie katolickie słabnie, a obojętność religijna stała się w życiu wielu osób faktem. Wobec tego trzeba te pobożności zostawić tym, którzy jeszcze w nie wierzą, nie mają niczego lepszego do roboty, jak tylko się nimi zajmować. Świątki i modlitewki niech będą pociechą dla tych, którzy bez nich żyć nie mogą. Czy tak? Uważam, że nie. Sam papież Franciszek, korzystając z okazji 150. rocznicy ogłoszenia św. Józefa „Patronem Kościoła katolickiego”, mówi, że pragnienie ogłoszenia Roku Św. Józefa narastało w nim w ciągu minionych miesięcy pandemii, gdyż pośród dotykającego nas kryzysu możemy doświadczyć, że „nasze życia są tkane i wspierane przez zwykłe osoby – zazwyczaj zapominane – które nie występują w tytułach gazet i magazynów, ani na wielkiej scenie ostatniego show, lecz niewątpliwie dziś zapisują decydujące wydarzenia na kartach naszej historii – są nimi lekarze, pielęgniarki i pielęgniarze, pracownicy supermarketów, sprzątacze, opiekunowie i opiekunki, kierowcy samochodów dostawczych, siły porządkowe, wolontariusze, kapłani, zakonnice i wielu innych, którzy zrozumieli, że nikt nie ratuje się sam.” A taki jest właśnie św. Józef! Skromny cieśla, zaręczony z młodziutką Maryją, sam, pomimo młodego wieku, nazywany już „człowiekiem sprawiedliwym”, milczący i zawsze gdzieś w cieniu, schowany, jest kimś, kto na przestrzeni dwóch tysięcy lat historii Kościoła, był i wciąż jest kimś niezwykle aktywnym w działaniu. 

Od dzieciństwa pamiętam stojącą do dziś w kaplicy, gdzie wraz z rodzicami chodziliśmy na msze, współczesną, smukłą figurę św. Józefa. Nieco starszy wiekiem mężczyzna, z opuszczonym, zmęczonym wzrokiem, stoi oparty o piłę do cięcia drewna. Przyznam, że nigdy nie przemawiała do mnie ta figura. Podobnie jak kolorowane, nieco cukierkowate obrazki Józefa z dzieciątkiem i kwiatem lilii w ręku, symbolem czystości lub jako część Świętej Rodziny. Te obrazy i niewiele treści na jego temat nie przekonywały mnie, duchowo nie zbliżały prawie wcale, pozostawał dla mnie bardzo odległym i nieznanym świętym. A teraz? Coś zaczęło się zmieniać. Dzięki intuicji papieża Franciszka zaczynam odkrywać tego świętego, który, z całą słusznością, jest największym wśród wszystkich świętych chrześcijaństwa! Był mężem Maryi, Matki Jezusa Chrystusa, pełnił rolę ziemskiego ojca dla Jezusa, wychowywał Go i uczył życia i sztuki pracy. Był kimś, z kim Jezus miał bardzo osobistą i bliską relację, jak z syn z ojcem. Więcej argumentów nie potrzeba chyba dla potwierdzenia tezy, że Józef jest największym świętym. Jego życie upływało w największej bliskości Boga, który stał się człowiekiem i Jego Matki, Maryi.

Będąc młodym księdzem, zostałem posłany do pracy w Krakowie. Lubiłem spacery po naszym królewskim mieście. Któregoś dnia trafiłem do niewielkiego kościółka, nieopodal Rynku, schowanego między kamienicami ulicy Poselskiej. W kościele, przy którym od XVII wieku żyją za kratami klauzury mniszki bernardynki, poświęcające swoje życie modlitwie i cichej pracy, znajduje się obraz św. Józefa. Namalowany prawdopodobnie w 1600 roku, „przedstawia on świętego Józefa, który prowadzi za rękę młodocianego Jezusa, lekko pochylając ku Niemu głowę. Chrystus, przedstawiony jako mniej więcej 12-letni chłopiec idący u prawego boku swego Opiekuna, w prawej dłoni trzyma mały kolisty wiklinowy koszyczek zawierający narzędzia ciesielskie, zaś lewą ujmuje dłoń świętego Józefa. Obie postacie kroczą na tle pejzażu. Cała kompozycja tchnie ciszą, a jednocześnie stłumionym napięciem. Święty Józef wyraźnym gestem i z zatroskaną twarzą kieruje w prawo młodocianego Jezusa, który podążając lekkim krokiem ze swym Opiekunem, jednocześnie zwraca się ku lewej stronie, patrząc poważnie przed siebie. Chłopięcy Chrystus pragnie iść własną drogą, inną niż wskazuje święty Józef, świadomy swego posłannictwa.” Obraz ten od razu przypadł mi do gustu, jak również kościół, w którym się znajduje. Często tam zachodziłem, żeby doświadczyć chwili ciszy. Bardzo odnajdywałem się też w samym obrazie. Bliski był mi Jezus, który pozwala się prowadzić swojemu ziemskiemu opiekunowi, a równocześnie patrzy już w swoją stronę, gdzie Jego misja. Dawało mi to dużo poczucia wolności.

Dzisiaj św. Józef staje mi się jeszcze bardziej bliski. Może dlatego, że „od-koloryzowałem go” sobie i sprowadziłem na ziemię, blisko mnie. Należę do ludzi, dla których święci są kimś prawdziwym, bo są jednymi z nas, którzy doszli do celu i wypełnili swoją misję. Zdaję sobie sprawę także z tego, że jako człowiek często potrzebuję wsparcia, a jest o nie czasami bardzo ciężko w relacjach z ludźmi. Coraz więcej obojętności wynikającej z egoizmu, zamknięcia się w indywidualizmie, odseparowania. To jest rzeczywistość, w której żyjemy. A święci po prostu są. I ich misja trwa. Są gotowi, żeby podać rękę i pomagać, wspierając, kiedy trzeba. Kiedy myślę o tym, że św. Józef był dwudziestokilkuletnim młodym mężczyzną, kiedy urodził się Jezus, że kochał swoją Maryję nad wszystko, że doświadczył poważnej zmiany, jaką była zgoda na fakt, że urodzi ona syna, który fizycznie nie będzie jego dzieckiem, ale został poczęty mocą Ducha Świętego, że do końca życia będzie go łączyć z Maryją dziewicza miłość, to nagle staje przede mną ktoś, kto nie był wcale wolny od ludzkich dylematów i rozterek. I kiedy widzę w Józefie mężczyznę mocnego, zdecydowanego, zorganizowanego, z dobrym charakterem, pracowitego, zaradnego i mądrego życiowo, to jest on dla mnie wzorem mężczyzny, którego bardzo potrzeba. Troskliwy mąż i ojciec, cichy i mądry wychowawca, opiekun. 

W dniu 19 marca w Kościele katolickim jest co roku obchodzone święto św. Józefa. Ludziom wierzącym i niewierzącym chciałbym poradzić wobec różnych dylematów, trudności, cierpień i rozterek oraz wszelkiego rodzaju głodów: Idźcie do Józefa! Kiedy coś ci nie wychodzi, szukasz pracy, miłości, bliskości: Idź do Józefa! To jest naprawdę szczególny i mocny ktoś, kto jest blisko, choć się nie narzuca. Przyjaciel, który ma czułe serce i dużo mądrości. Współczesny Kościół i ludzie wierzący bardzo potrzebują św. Józefa, tego „cienia, który idzie za Synem” i prowadzi, pomagając.

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama