W ostatnim czasie, w naszej polskiej rzeczywistości coraz częściej pojawia się słowo „apostazja”. Być może dla wielu brzmiało dotychczas lub brzmi do tej pory obco, wszak nie było dotąd potrzeby używać go w powszechnym języku. Dzisiaj jednak stało się tak, że coraz częściej słyszymy hasła, iż „apostazja stała się modna”. Wystarczy wpisać w wyszukiwarce internetowej, by natychmiast pojawiło się mnóstwo stron mówiących, na czym ona polega i jak ją sprawnie dokonać. Czy aby jednak tak jest, jakoby apostazja stała się modna?
Definicja apostazji jest prosta. To „odstępstwo od wiary, od wyznawanych zasad lub przekonań”, jak wyczytać można w Słowniku Języka Polskiego. Wiele osób decydujących się na apostazję, traktuje ją jako wyraz swojego buntu oraz rozczarowania, który przeżywają w swojej relacji do Kościoła, dodajmy: katolickiego, bo głównie w tym kierunku idzie batalia. Apostazja jest więc formą odpowiedzi na to wszystko, z czym te osoby się nie zgadzają w relacji z Kościołem. Być może zachęceni przez media lub innych ludzi, udają się do kancelarii parafialnej, aby w obecności księdza, podpisać dokument o wystąpieniu z Kościoła. Wydaje się to proste i nieskomplikowane. Rach-ciach i po wszystkim, sprawa załatwiona, jednego problemu mniej. Internetowe portale mówią wprost o „fali gniewu na Kościół”, która przelewa się przez Polskę. Tryumfują, że proces laicyzacji Polski i Polaków następuje szybciej, niż się tego spodziewano. W takich i podobnych słowach reklamują swój cel: „Chcesz pokazać Episkopatowi, że nie jesteś ich owieczką i nie powinien się wypowiadać w Twoim imieniu? Wystąp z Kościoła!” W tle tych okrzyków stoją oczywiście kwestie dopuszczalności aborcji, przepisów antyaborcyjnych, stosunku do LGBT+, rozdziału państwa od Kościoła i temu podobne. Z drugiej strony jednak, co też trzeba zauważyć, jest ciągle żywy klerykalizm Kościoła, zamknięcie się na ludzi, którzy myślą inaczej, bez podejmowania dialogu, pedofilia i ukrywanie winnych, brak moralnych i duchowych autorytetów. To wszystko składa się na decyzje o apostazji. A ta, jak pisze dominikanin Roman Bielecki: „przybiera formę celebracji świeckiego sakramentu”.
Czy jednak w apostazji chodzi tylko o bunt w stosunku do Kościoła? Jeśli patrzeć na definicję, to mówi ona przede wszystkim o „odstępstwie od wiary”. I raczej tutaj należałoby szukać prawdziwych powodów. Są one jednak często głęboko schowane. Problemem jest, kiedy nie zastanawiamy się nad naszą wiarą, nie stawiamy sobie pytania, czy w ogóle jestem człowiekiem wierzącym? Tak, mogę być praktykującym, mogę chodzić regularnie do kościoła, mogę być nawet księdzem i być niewierzącym! Zdaję sobie sprawę, że brzmi to dość dziwnie, a jednak tak niestety bywa. W akcie apostazji nie tylko występuje się z Kościoła, ale całkowicie porzuca się wiarę chrześcijańską, czyli odrzuca się i Chrystusa i Jego Ewangelię. Odrzucając wiarę, odrzuca się także wspólnotę wierzących. Odchodzi się definitywnie z rzeczywistości, która w jakiejś mierze była dotychczasowym światem, z którą się utożsamiało. Czy jednak zapuściło się w niej korzenie?
Wydaje mi się, że bardzo często problem odejścia od wspólnoty Kościoła rozpoczął się dużo wcześniej. Bądź to brak zakorzenienia w wierze, praktykowanie jedynie formalne, bez zrozumienia, bez relacji do Chrystusa i wspólnoty, jako forma wypełnienia narzuconego w domu rodzinnym obowiązku. Ktoś, kto na co dzień nie czuje potrzeby modlitwy osobistej albo nie widzi sensu przystępowania do sakramentów świętych, zwłaszcza spowiedzi, nie może się w wierze zakorzenić. Oczywiście bywają racje, które wpłynęły na takie, a nie inne decyzje. Można spotkać osoby, które zostały we wspólnocie Kościoła zranione, które zamiast świadków wiary, spotkały się z mocnym nieraz antyświadectwem ze strony ludzi, którzy w Kościele znajdują się na miejscu przewodniczenia wspólnocie. To są grzechy, dodajmy, często także ciężkie grzechy „ludzi Kościoła”. Silna wiara pomaga jednak przejść przez kryzysy. Dając człowiekowi inne zupełnie spojrzenie na rzeczywistość, pozwala dostrzec, że Kościół jest święty, choć tworzą go grzeszni ludzie. To relacja osobista z Panem Jezusem i życie Ewangelią, kształtują osobowość wierzącego i pozwalają trwać, nawet wtedy, gdy w sercu i głowie pojawia się bunt i rozczarowanie.
Dobrą wiadomością jest to, że apostata, czyli ktoś, kto formalnie dokonał aktu apostazji, pozostaje wciąż człowiekiem ochrzczonym. Nie może taka osoba przystępować do sakramentów, nie może także starać się o to, aby być chrzestną, chrzestnym lub świadkiem w czasie czyjegoś sakramentu, pozbawiona jest także możliwości pogrzebu katolickiego. To są prawne konsekwencje, z którymi trzeba się liczyć. W każdej chwili jednak taka osoba może powrócić. Przechodząc proces powrotu i wyznając publicznie wiarę, może na nowo stać się członkiem wspólnoty Kościoła katolickiego.
Apostazja to coś zdecydowanie więcej niż odejście z instytucji. Dlatego wciąż trzeba wracać do wiary. Szukać wiary autentycznej, tak, by się nią zachwycić. W czasie wczorajszej mszy, którą odprawiałem w moim kościele, wszedł człowiek bezdomny. Wszedł w czasie czytań, do pustego plastikowego kubka żebrał o pieniądze, pokazując, że to na jedzenie. Przeszedł między ławkami, wyciągał rękę z kubkiem i patrzył na ludzi. Tylko jedna osoba coś mu wrzuciła. W tym czasie czytana była Ewangelia, w której Jezus mówi o potrzebie służby, wypominając faryzeuszom i uczonym w Piśmie, że dbają o swoje szaty, lubią pierwsze miejsca na ucztach i w synagogach, chcą, żeby ich ludzie pozdrawiali i kłaniali się im. I Jezus mówi na to swoim uczniom, żeby tak nie robili, wręcz przeciwnie i dodaje: „Największy z was niech będzie waszym sługą”. Zupełnie spontanicznie człowiek ten stał się najlepszą ilustracją do całej Ewangelii i tego, jakim powinien być Kościół, jaki ma on być według Jezusa Chrystusa. A jeśli taki będzie, pokorny i wierzący, i na służbie, nie trzeba będzie z niego odchodzić, a tematy trudne staną się bardziej zrozumiałe i oczywiste.
Jeśli znamy osoby, które odeszły z Kościoła i w ogóle za wszystkich współczesnych apostatów, po prostu pomódlmy się i róbmy wszystko, by dać świadectwo naszej autentyczności!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.