2020 jawi mi się niemalże jak film. Początek roku. Jak zwykle, plany, pełny kalendarz. Pośpiech, brak oddechu pomiędzy jednym a drugim zajęciem… Marzyłoby się pospać dłużej, pobyć z rodziną, a nie wciąż wybierać. Tu urodziny, tu wyjazd na narty, zadania, zbiórka, szkoła, lekcje, pianino… Szybko, szybko… i jeszcze szybciej… Coś tam pojawia się w mediach o jakimś wirusie. Brak nawet czasu, aby o tym pomyśleć. Kto mógł przewidzieć, że ten wirus będzie głównym tematem rozmów przez resztę roku. Nagle 13 marca: STOP! Szkoły zamknięte, kościoły i miejsca pracy też. Pandemiczny wirus pojawia się na całym świecie. Ale ogarnia mnie jakaś radość. Cudownie! Można pospać, nigdzie nie trzeba się śpieszyć. Czas zwolnił tempo.
Maseczki, rękawiczki, przyłbice, nowe słowa, nowa rzeczywistość. Panika przerodziła się w nudę i smutek. Niektórzy nie mogli nawet odwiedzić własnej rodziny. Nie było żadnej pociechy. Sytuacja była surrealistyczna. Nie wiadomo, ile osób umrze jutro. Kto będzie następny w kolejce? Babcia? Dziadek? Chciałam się obudzić z tego koszmaru. Ale rano znów siadam do wirtualnych lekcji, spotykam moich kolegów i koleżanki w wirtualnej przestrzeni. Aby polepszyć sobie czasem humor i przerwać smutek oglądamy latami gromadzone filmy i gramy w gry. Mamy siebie, my domownicy i nasz pies. Rodzina jawi mi się teraz jak port, do którego bezpiecznie można zawinąć podczas tej nagłej i niespodziewanej burzy.
Dwa tygodnie zamienia się w miesiąc, miesiąc w trzy, a trzy miesiące w nieskończoność. Plany powoli odchodzą w dal… A miało być tak pięknie i tak szybko. Wakacje były nudne. W izolacji nie było wiele możliwości. Siedzenie w domu też spowodowało, że ludzie nie wiedzieli jak wzajemnie się uspołeczniać. Nowy rok szkolny zaczyna się entuzjazmem nauczycieli, ale jakoś trudno myśleć o czymkolwiek pozytywnie. Po raz kolejny szkoła się zaczyna, ale tym razem nie ma takich samych uczuć. Zamiast szczęścia, dumy i uśmiechu jest zasmucenie, frasobliwość i niechęć. Jak się ten rok skończy? Tylko Bóg wie. Jedyne, co możemy zrobić, to mieć nadzieję. Bez optymizmu i dobrego nastroju nic się nie polepszy. Nie możemy myśleć o rzeczach, nad którymi nie mamy kontroli. Myślmy o tym, na co mamy wpływ. „Bo nawet kiedy nadzieje są niczym nieusprawiedliwione, a zwątpienie i rozpacz więcej niż uzasadnione, człowiek nie żyje słuszną rozpaczą, tylko swą niedorzeczną nadzieją.” – Maria Dąbrowska
Zuzanna Ochwat
14 lat
Szkoła im. Trójcy Świętej w Chicago
Mam na imię Zuzanna Ochwat. Mam czternaście lat i mieszkam w Chicago Illinois. Chodzę do klasy pierwszej liceum polskiej szkoły imienia Trójcy Świętej i do ósmej klasy amerykańskiej szkoły: Edison Regional Gifted Center. Tańczę w ZPiT “Lajkonik”, gram na fortepianie i jestem harcerką. Jestem najmłodszą siostrą moich trzech braci.