Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 12 listopada 2024 10:18
Reklama KD Market

Rozmyślania przy odśnieżaniu

Pojawienie się śnieżnej bieli za oknem to zawsze okazja nie tylko dla klimatycznych  sceptyków, ale także zwykłych kpiarzy. Media społecznościowe zapełniają się wpisami i memami, dworującymi sobie z walki ludzkości ze zmianami klimatycznymi. 

Jak mamy zimno i śnieg, to przecież globalne ocieplenie jest bzdurą – to teza nośna, bo przede wszystkim zgodna z tym, co doświadczamy własnymi zmysłami. Przecież Chicago musi wykopać się z ponadstopowego opadu białego puchu, Wschodnie Wybrzeże walczy z n-tym w tym roku Nor’easterem, a przez Europę przechodzi kolejna „Bestia ze Wschodu”. „Pani kierowniczko, jak jest zima, to musi być zimno” – ten cytat z kultowego „Misia” Barei powtarzają ci, którzy przez lata tęsknili do normalnych „polskich” zim. Tych pamiętanych z dzieciństwa. Z prawdziwym mrozem, z lodowiskiem wylewanym przez dozorcę czy szkolnego woźnego, z prawdziwym, a nie sztucznym śniegiem pod nartami czy sankami. 

To oczywista pułapka myślenia kwestionującego wiarygodność globalnego ocieplenia. Problem w tym, że nasze oczy nie widzą ani klimatu, ani globalnego zasięgu zjawisk atmosferycznych. Postrzegamy to, co lokalne i punktowe. Codzienną pogodę – temperaturę, nasłonecznienie, wiatr, opady. Meteorolodzy do znudzenia jednak powtarzają, że pogoda to nie klimat, a przez okno nie widać tego, co jest globalne. Ocieplenie jest zjawiskiem statystycznym wynikającym z obserwacji wieloletnich pomiarów na całym świecie. Niesławny rok 2020 w skali planety był jednym z najcieplejszych w historii pomiarów. Wszystkie dziesięć najcieplejszych lat wystąpiło w XXI w. 

Eksperci do znużenia tłumaczą też, że to nie znaczy, że nie będzie mroźnych i śnieżnych zim, będą się tylko zdarzały rzadziej. I na pewno będziemy częściej mówić o rekordach ciepła niż rekordach zimna. 

To może meteorologiczne abecadło, ale warto sobie je przypomnieć, gdy z łopatą w ręku wykopujemy sobie miejsce na parking albo po raz kolejny odśnieżamy podjazd czy chodnik. Warto też pamiętać o ostrzeżeniach klimatologów, że pogoda robi się coraz bardziej nieprzewidywalna. Spędzać to będzie sen z powiek nie tylko szarym obywatelom, ale także drogowcom i całym skupiskom miejskim, które po łagodnej zimie mogą pozostać z hałdami niewykorzystanej soli czy piasku, a podczas mroźniejszych odsłon tej pory roku ponosić infrastrukturalne klęski. 

Są jednak tacy, których nie da się przekonać. Doświadczenia walki z globalnym ociepleniem czy pandemii potwierdzają tezę, że w każdej dużej grupie ludzi zdarzają się ignoranci uważający, że naukowcy się mylą. 5-minutowy research w internecie dla wielu z nich ma większą wartość poznawczą niż głosy ludzi, którzy na zgłębienie problemu poświęcili swoje całe zawodowe życie. Co więcej, owi ignoranci przedstawiani są w mediach jako głos „zdrowego rozsądku”, by jeszcze bardziej rozbujać emocjonalnie debatę. 

Jedna śnieżna i mroźna zima nie przesłoni trendu niezwykle szybkich zmian w stosunku do epok w historii planety. W sprawę konieczności ograniczenia emisji gazów cieplarnianych do atmosfery, przede wszystkim dwutlenku węgla i tlenków azotu zaangażowała się już większość rządów dzisiejszego świata. Zmiana administracji w USA oznacza powrót do międzynarodowego konsensusu, jakim były porozumienia paryskie. 

Są także miliarderzy, tacy jak Bill Gates, który w swojej ostatniej książce przekonuje, iż produkcję gazów należy zredukować do kompletnego zera. Ci budzą jednak emocje, bo wielu klimatycznych sceptyków kwestionuje czystość intencji krezusów latających własnymi odrzutowacami i pozostawiającymi po sobie ogromny ślad węglowy. Im łatwo mówić o konieczności wprowadzenia tzw. zielonych opłat, co zwiększyłoby (wyliczenia Gatesa) ceny benzyny o ponad 100 procent, a oleju napędowego o 230 proc. Trudno też wytłumaczyć biedniejszym krajom, że rozwój za wszelką cenę nie może być priorytetem. O dodatkowych kosztach cywilizacyjnych, na przykład o ofiarach smogu, mówi się przede wszystkim w krajach zamożniejszych, od niedawna także i w Polsce.

Dekarbonizacja świata nie powinna stawać się nową religią. To raczej akcja sprzątania, nie tylko po ekscesach ostatnich dekad, ale po kilku wiekach, jakie dzielą nas od początku rewolucji przemysłowej i masowej deforestacji. Trzeba oddać ją w ręce fachowców, a nie ortodoksyjnych fanatyków. W walce z ociepleniem klimatu i redukcją emisji CO2 mogą nam pomóc liczne nowe technologie, ale warto też zastanowić się nad rozwiązaniami już znanymi. Farmy wiatrowe czy panele słoneczne nie wystarczą jako alternatywa węgla. Przecież nawet ich produkcja i utrzymanie nie są neutralne dla klimatu. Większe połacie wykorzystane na np. fotowoltaikę to mniej miejsca dla roślin i zwierząt. A farmy wiatrowe? Znamienne jest zdjęcie, jakie obiegło kilka dni temu media społecznościowe, pokazujące odladzanie skrzydeł gigantycznego wiatraka przez… helikopter. Jaki ślad węglowy pozostawia po sobie taka operacja? Czy wliczamy te koszty przy obliczaniu zielonego bilansu planety? Może dlatego Bill Gates wielokrotnie powtarza, że dzisiejsza energetyka jądrowa jest bezpieczna, a przy tym niskoemisyjna. Ucieka jednak od niej wiele krajów Europy, z Niemcami na czele. Czy słusznie, skoro jest to jedno z najtańszych źródeł czystej energii?

Nie negując zmian klimatycznych, mimo konieczności wykopania własnego samochodu ze śnieżnej zaspy, daleki jestem od klimatycznego katastrofizmu. Nie uważam za grzeszne latanie samolotem, jeżdżenie prywatnym autem czy jedzenie mięsa. Wierzę w przetrwanie ludzkości i naszej cywilizacji. Pewnie odbędzie się to za cenę wprowadzania regulacji i interwencji rządowych; trzeba będzie jednak czuwać nad tym, aby były wprowadzane z umiarem, a ich celem był zrównoważony rozwój i zachowanie możliwie dużej części ekosystemów. Natura jednak w swej mądrości i tak wykazuje tendencję do znajdowania własnej drogi ratunku. 

Pewne rzeczy się na pewno nie zmienią. Gdy spadnie śnieg, dzieci będą lepić bałwana, a dorośli narzekać, że zima jak zawsze zaskoczyła drogowców. Let it snow. 

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama