Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 14:48
Reklama KD Market

Przebudzenie w pandemii

1 marca 2020 roku dziewiętnastoletni Flavill wpadł pod samochód gdzieś w angielskim hrabstwie Staffordshire. Kolejne 10 miesięcy spędził w śpiączce, z której właśnie zaczął się wybudzać. Media pewnie nie zwróciłyby większej uwagi na historię młodzieńca, gdyby nie fakt, że w międzyczasie otaczający nas świat nieodwracalnie się zmienił, a on sam bez świadomości przeszedł zakażenie wirusem COVID-19. 

To, co przeżywaliśmy świadomie i stopniowo Flavill będzie doświadczał szokowo. Jego rodzina i lekarze stanęli przed dylematem: jak tłumaczyć, co przeżywał w ostatnich miesiącach cały świat.   

Opisana przez brytyjski „Guardian” historia pokazuje nam,  jak drastycznie rzeczywistość potrafi zmienić się w stosunkowo krótkim czasie. Gdy Flavill wpadł pod samochód, pandemia była czymś odległym i prawie nieznanym. Obrazki telewizyjne z Wuhan były zbyt egzotyczne, by się nimi przejmować.  Zresztą w naszym pokoleniu, żyjącym w stosunkowo bezpiecznym świecie, niewiele osób miało w ogóle wyobrażenie, czym może być epidemia na skalę globalną. W Europie notowano dopiero pojedyncze przypadki zakażeń i zgonów, a kryzys humanitarny w Lombardii dopiero się zaczynał. Pamiętam, że gdy 8 marca wracałem z konferencji naukowej z jednego z państw bałtyckich, wyłożone na lotnisku ulotki ostrzegające przed koronawirusem i środki do dezynfekcji rąk potraktowaliśmy raczej jako kuriozum niż zapowiedź nowej rzeczywistości. Dystans społeczny? Mycie rąk? Maseczki? – to były jakieś abstrakcyjne pojęcia wiążące się bardziej z ograniczeniem osobistej wolności niż z konkretnym zagrożeniem. Wciąż odbywały się przecież imprezy masowe, otwarte były bary, restauracje, galerie handlowe, dyskoteki, siłownie i wszystkie miejsca, w których normalnie gromadzą się ludzie. 

W kilka dni później świat się zatrzymał. Zamknięto granice, kaskadowo wyciszano całe gałęzie gospodarek, wprowadzano narodowe kwarantanny. Przestały działać przedszkola, szkoły i uniwersytety. Ludzie pozamykali się we własnych domach, aby przeczekać najgorsze. Ale szybko okazało się, że z tym przeczekaniem nie będzie tak prosto. Pojawiło się przeczucie, że po przejściu pandemii nic nie będzie już takie samo. 

Dziś po roku wciąż zastanawiamy się nad pełnym bilansem strat. Pandemia zabrała z tego świata wielu naszych znajomych, znajomych znajomych, celebrytów. Często też bliższych czy dalszych krewnych. Wielu z tych, którzy przetrwali pierwsze uderzenie COVID-19 wciąż nie może uporać się ze skutkami ubocznymi przebytej choroby. Przyszła też konieczność gruntownego przegrupowania publicznych i prywatnych systemów opieki zdrowotnej. Rezultat? Trwała wyrwa w diagnozowaniu i leczeniu schorzeń przewlekłych, czy w onkologii. Już sama konieczność izolowania od najbliższych chorych leżących w szpitalach – także tych niecovidowych – musiała odbić się negatywnie nie tylko na psychice, ale także konkretnych wynikach leczenia pacjentów. 

Turystyka, handel i usługi, transport lotniczy – to tylko niektóre gałęzie gospodarki liczące straty w dziesiątkach i setkach miliardów dolarów. Trudno jednak oszacować dziś rozmiary katastrofy w mniej wymiernych dziedzinach życia np. w edukacji. Bo choć internet umożliwił masową kontynuację kształcenia online, to tajemnicą poliszynela pozostaje, że jej jakość nie da się porównać z tradycyjną relacją uczeń-nauczyciel. I to na każdym szczeblu edukacyjnej drabinki. W umysłach setek milionów młodych ludzi powstała luka, którą trudno będzie wypełnić nawet przy szybkim powrocie do normalnego toku nauczania. To ludzie, którzy pójdą w dorosłe życie w jakimś stopniu niedouczeni. Nie mówiąc o brzemieniu psychologicznych konsekwencji długotrwałego zamknięcia – zarówno u dzieci, jak i dorosłych. 

Pandemia przyniosła także moralne dylematy. Wiele osób nie było i nie jest w stanie zaakceptować samej koncepcji lockdownu i likwidowania miejsc pracy. Czy moja praca nie jest ważniejsza od twojego zdrowia? Stąd tylko krok od społecznego darwinizmu i dążenia do jak najszybszego nabywania odporności stadnej. Doświadczenie Szwecji pokazało, że też nie tędy droga. 

Jak to wszystko wytłumaczyć Flavillowi? Pomijając proces długiej rehabilitacji, nie będzie to sprawą łatwą. Oby jednak młody Anglik doszedł jak najszybciej do pełnego zdrowia. 

Przykład ofiary wypadku budzącej się w zupełnie innym świecie warto potraktować jako intelektualną prowokację dla uświadomienia sobie tego, jak wiele się stało w stosunkowo krótkim czasie. Nie będziemy w tym zresztą zbytnio oryginalni, bo problem ten zawsze fascynował ludzi. W końcu ludzkość doświadczana była przez wielkie wojny i kataklizmy, po których nic nie było takie samo. Ze świeższych doświadczeń przywołać można niemiecki film „Good Bye Lenin”, w którym komunistyczna działaczka zapada w śpiączkę tuż przed upadkiem muru berlińskiego. Gdy budzi się już po likwidacji NRD, jej syn w obawie o jej stan zdrowia tworzy na użytek pacjentki iluzję wschodnich Niemiec. Albo polską „Pogodę na jutro” z Jerzym Stuhrem w roli głównej, gdzie główny bohater musi zmierzyć się z nową postkomunistyczną rzeczywistością po kilkunastoletnim ukrywaniu się w klasztorze. To jednak utwory z pogranicza komedii czy tragikomedii. Nasza rzeczywistość po roku z pandemią jest z pewnością dużo twardsza i mniej śmieszna. Może dlatego codzienne przebudzenia w zmienionym świecie, do którego wciąż trudno się przyzwyczaić wydają się takie trudne. 

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama