Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 12 listopada 2024 09:55
Reklama KD Market

Republikanie blokują zakaz deportacji

Republikanie blokują zakaz deportacji

Początek imigracyjnej obstrukcji?

Prezydent Joe Biden nie zdążył jeszcze w pełni przedstawić swojego programu reformy systemu imigracyjnego, a już napotkał na pierwszą przeszkodę – sąd federalny w Teksasie zablokował wejście w życie jego rozporządzenia o zawieszeniu deportacji na okres 100 dni. 

Decyzja sędziego Drew Tiptona ma obowiązywać przez 14 dni w całych Stanach Zjednoczonych – a nie tylko w Teksasie, gdyż ograniczenie jej do samego stanu nie gwarantuje ochrony przed „swobodnym napływem” nielegalnych imigrantów z całego kraju – orzekł sąd. Administracja Bidena najprawdopodobniej złoży odwołanie od tej decyzji, ale już pierwsze dni jej urzędowania pokazały, że wprowadzenie w życie obiecywanych podczas kampanii zmian w polityce imigracyjnej nie będzie sprawą łatwą. Stany, organizacje pozarządowe i pojedynczy ludzie niezadowoleni z prezydenckich rozporządzeń wykonawczych będą kwestionowali ich legalność w sądach federalnych. 

Sąd zablokuje wszystko?

Jeśli czytając te doniesienia macie poczucie déjà vu, nie jesteście w błędzie. To wszystko przerabialiśmy w USA wielokrotnie w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Najpierw zaskarżano proimigracyjne decyzje Baracka Obamy, zirytowanego brakiem konsensusu w Kongresie ws. reformy całego systemu. Potem władza się zmieniła i w ciągu minionych czterech lat podobnej próbie poddawano każde z rozporządzeń wykonawczych Donalda Trumpa. Z mieszanym skutkiem zresztą. 

Schemat za każdym razem był podobny, zmieniały się tylko wektory. Prezydent, nie mogąc liczyć na wsparcie Kongresu wprowadzał zmiany w trybie administracyjnym za pomocą rozporządzeń wykonawczych, decyzji czy memorandów. Jego decyzje kwestionowano, podważając bądź zasadność wprowadzanych zmian, bądź wręcz ich konstytucyjność, zarzucając administracji przekroczenie prerogatyw władzy wykonawczej. 

Za czasów Baracka Obamy, gdy podejmowane decyzje miały proimigracyjny charakter, pozwy do sądów zgłaszali najczęściej prokuratorzy generalni ze stanów, w których rządzili Republikanie. Wśród głównych argumentów podnoszonych przez prawników prawej strony sceny politycznej znajdował się zarzut, że skutkiem decyzji Białego Domu będzie zwiększenie wydatków z budżetów lokalnych.

Za czasów Donalda Trumpa stroną skarżącą była najczęściej koalicja organizacji proimigracyjnych, obrońców praw człowieka, a także niektórych stanów zarządzanych przez Demokratów. Tu najczęściej zarzucano administracji przekraczanie uprawnień konstytucyjnych, a także uchybienia formalne ogłaszanych decyzji. 

Dwa tygodnie zwłoki

Teraz po raz kolejny kierunek się odwrócił. Sprzeciw wobec decyzji o wstrzymaniu  deportacji zgłosił Teksas, w którym rządzą Republikanie, a orzeczenie o dwutygodniowej blokadzie wydał sędzia nominowany na to stanowisko przez poprzedniego prezydenta Donalda Trumpa. Prokurator generalny Teksasu, Ken Paxton, argumentował, że planowane wstrzymanie deportacji wpłynie na zwiększenie kosztów i opieki zdrowotnej w stanie, który będzie musiał się zajmować nielegalnymi imigrantami.  

Prawnicy z tego stanu argumentowali także, że prezydent Biden, wydając swoją decyzję, naruszył obowiązujące porozumienie Teksasu z Departamentem Bezpieczeństwa Krajowego, iż wszystkie zmiany w polityce imigracyjnej powinny być zapowiadane ze 180-dniowym wyprzedzeniem. Nie jest do końca jasne, czy tego rodzaju uzgodnienie ma mieć charakter obowiązujący, wiadomo jednak, że w czasie urzędowania poprzedniej administracji poszczególne stany zawierały tego rodzaju porozumienia. 

Obama deportował, Trump straszył

100-dniowe zawieszenie niektórych deportacji miało pozwolić administracji na przegrupowanie sił i zredefiniowanie priorytetów w polityce imigracyjnej. Dzięki temu Departament Bezpieczeństwa Krajowego mógłby spokojnie powrócić do praktyki z okresu prezydentury Baracka Obamy polegającej przede wszystkim na usuwaniu z USA osób, które już weszły w konflikt z prawem lub które mogą zagrażać bezpieczeństwu publicznemu. Pozwoliłoby to także na sprawniejsze zarządzanie wyzwaniami związanymi z pandemią koronawirusa oraz napięciami na granicy z Meksykiem – tłumaczą urzędnicy nowej administracji.  Przy tej okazji przypominają, że Barack Obama okazał się najbardziej efektywnym prezydentem, jeśli chodzi o liczbę deportacji od swojego następcy. W ciągu ośmiu lat jego administracji z USA usunięto 5,2 mln. cudzoziemców. Za czasów prezydentury Trumpa wskaźniki poszły w dół, mimo obietnic wyrzucenia z kraju wszystkich 11 milionów osób bez ważnego statusu. Powodów było co najmniej kilka, a pandemia wcale nie należała do najważniejszych. Istotnym czynnikiem było powstanie miast sanktuariów, w których lokalna i stanowa policja nie współpracowała ze służbami imigracyjnymi. Po drugie Immigration and Customs Enforcement (ICE), agencja nadzorująca deportacje, musiała podzielić się swoimi zasobami z US Customs and Border Protection (CBP) odpowiedzialną za bezpieczeństwo granic, przede wszystkim z Meksykiem. Mimo spadku liczby deportacji atmosfera strachu wśród imigrantów narastała, do czego przyczynił się powrót do „nalotów” ICE w miejscach pracy oraz w okolicach zamieszkanych przez społeczności etniczne. Świadomość, że deportowana może być praktycznie każda osoba bez statusu musiała pogłębiać nastroje strachu i niepewności. 

Bez ustawy ani rusz

Na razie nie wiemy jeszcze, w jaki sposób nowa administracja realizować będzie program deportacji po upływie 100-dniowego moratorium (o ile w ogóle przetrwa ono obecną sądową próbę). Warto jednak pamiętać, że już pierwszego dnia w Białym Domu Joe Biden podpisał inne rozporządzenie wykonawcze unieważniające poprzednią decyzję Donalda Trumpa znoszącą deportacyjne priorytety. Należy więc się spodziewać, że nowa administracja powróci tu do rozwiązań z czasów prezydentury Baracka Obamy. Departament Sprawiedliwości unieważnił także memorandum z czasów Donalda Trumpa wprowadzające politykę „zera tolerancji” wobec migrantów przekraczających granicę z Meksykiem, czego rezultatem było rozdzielenie tysięcy rodzin. Zakładała ona, że każda dorosła osoba złapana na granicy musi być ścigana za jej nielegalne przekroczenie. Ponieważ dzieci nie można było postawić w stan oskarżenia, oddzielano je od rodziców. Od 2018 roku większości rodzin już co prawda nie rozdzielano, jednak procederu tego całkowicie nie zaniechano, a memorandum nie odwołano. Do teraz.

Monty Wilkinson, pełniący obowiązki prokuratora generalnego w nowej administracji, wystosował nowe memorandum do swoich podwładnych, informujące, że departament powraca do starych praktyk, zobowiązując prokuratorów do traktowania każdej ze spraw oddzielnie. 

Doświadczenia pierwszych tygodni urzędowania nowej administracji pokazują jednak, jak trudne będzie prowadzenie konsekwentnej polityki imigracyjnej bez wsparcia Kongresu. Dopiero przyjęcie ustawy reformującej cały system może zmienić sytuację. Biorąc pod uwagę najnowsze wydarzenie, nie będzie to jednak takie proste. 

Jolanta Telega[email protected]


pozar2

pozar2

l3

l3

lebiedzinski

lebiedzinski

jedrzej-duszynski

jedrzej-duszynski

koscioly

koscioly

Cybersecurity - computer hacker with digital tablet

Cybersecurity - computer hacker with digital tablet

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama