Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 13 listopada 2024 19:56
Reklama KD Market

Wierzyć w Amerykę

Mimo wszystko wierzę w Amerykę. W najważniejszych momentach historii Stany Zjednoczone potrafiły radzić sobie z różnymi kryzysami i sprawami istotnymi z punktu widzenia całego społeczeństwa. Łatwo nie będzie, bo mamy do czynienia z ideologiczną przepaścią między skrajnymi skrzydłami głównych opcji politycznych, ale trzeba próbować.

Wydarzenia na Kapitolu z początku stycznia pokazały dobitnie, że mamy nad czym się zastanawiać. Kryzys dotknął fundamentów państwa federalnego – tego, co jest istotą „amerykańskości”: demokracji, budowania tożsamości narodowej ponad podziałami, czy stałej konieczności umacniania fundamentów republiki założonej ćwierć tysiąclecia temu przez Ojców Założycieli. Ale w przeszłości było przecież gorzej. W niecałe sto lat po powstaniu Stanów Zjednoczonych pod znakiem zapytania stanęła cała koncepcja amerykańskiego federalizmu, gdy cały kraj pogrążył się w kilkuletniej wojnie domowej. Ostatecznie wyszedł z tej próby obronną ręką, mimo ogromnych strat i materialnych, i emocjonalnych. Kraj przeszedł też zwycięsko przez dwie wielkie wojny światowe i nie mniej wielkie kryzysy gospodarcze. Ostatni, z lat 2007-2009 pokonano także, stosując rozwiązania przygotowane zarówno przez Republikanów, jak i Demokratów.

Teraz też będzie trudno. W środę na schodach Kapitolu padły co prawda właściwe słowa o konieczności zjednoczenia społeczeństwa i reprezentowania przez nowego prezydenta wszystkich Amerykanów. Taką deklarację składa jednak w zasadzie każdy prezydent w dniu inauguracji. Nie pamiętam z poprzednich kadencji przemówień z 20 stycznia, w których nowo zaprzysięgani gospodarze Białego Domu nie mówili o konieczności zasypywania podziałów. Teraz jednak są one wyjątkowo głębokie i nie dotyczą wyłącznie klasy politycznej. Ci, którzy głosowali na Donalda Trumpa będą mieli problemy, aby uwierzyć w deklaracje jego następcy. 

Podział Ameryki jest faktem. Od konserwatystów związanych z Donaldem Trumpem, czyli dawną Tea Party do progresywnego skrzydła Partii Demokratycznej jest naprawdę bardzo daleko. Ideologicznie są to tak skrajne bieguny, że trudno mówić o jakimkolwiek dialogu. Wielu Republikanów rozumie patriotyzm jako ograniczenie wszechmocy państwa federalnego. Po lewej stronie istnieje z kolei – obok ideologicznie uzasadnianej walki o prawa różnych mniejszości – przyzwolenie na interwencjonizm administracji państwowej w życie obywatela.

Do tego dochodzi kryzys zaufania. Wielu republikańskich wyborców uważa, że Joe Biden nie zdobył prezydentury w uczciwych wyborach. Trudno zapomnieć o tych mniej czy bardziej wyimaginowanych krzywdach. Trzeba też pamiętać, że prezydent Donald Trump skanalizował całe nurty niezadowolenia społecznego, które nie znikną po jego odejściu. Mówienie o konieczności szukania jedności, kompromisu, poszanowaniu racji stanu, przełamywaniu podziałów jest konieczne, bo słowa też się liczą, ale jeszcze bardziej liczą się dowody realnej współpracy. 

Najbliższe tygodnie pokażą, czy i w jakiej formie będzie to możliwe. W Kongresie ciągle znaleźć można osoby, które pamiętają okresy dwupartyjnej współpracy w sprawach istotnych dla Ameryki. Dziś takich wyzwań nie brakuje – już sam kryzys związany z pandemią powinien jednoczyć w działaniach. Za kilka dni padnie granica pół miliona śmiertelnych ofiar koronawirusa w USA, a system dystrybucji szczepionek woła o pomstę do nieba. Poszczególne stany czeka także przeprowadzenie zmian i reform, które zwiększą przejrzystość systemu wyborczego, aby zakończyć kontrowersje związane z liczeniem głosów. To także wymaga poszukiwania ponadpartyjnego porozumienia. 

Amerykanie są narodem, który działa w trybie zadaniowym. Kiedy pojawia się problem, próbują go zdefiniować, ocenić skalę zagrożenia i poszukać jak najlepszego rozwiązania. Tak było w czasach zimnej wojny, gdy USA najpierw wygrały wyścig kosmiczny, a potem poprzez ambitny program zbrojeniowy doprowadziły do politycznego i ekonomicznego bankructwa swojego największego wroga – ZSRR. Teraz mamy kryzys wewnętrzny państwa, recesję i pandemię, nad którą nie możemy zapanować. Historię zostawia się za sobą, jako coś co już odeszło w przeszłość. 

Poszukiwanie „jedności w amerykańskości” to chyba dziś – największe wyzwanie dla nowej administracji. Na pewno wszystkich nie uda się zadowolić, bo jak pisałem wyżej, progresywne skrzydło Partii Demokratycznej nijak nie da się pogodzić z dawną Tea Party. Ale wierzę, że szturm na Kapitol stanowił zimny prysznic na najbardziej gorące głowy. Trzeba razem żyć w jednym kraju ze świadomością, że dyskurs polityczny ma służyć przede wszystkim do rozwiązywania bieżących problemów. Im szybciej uporamy się ze swoimi problemami, tym lepiej dla całego świata. 

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama