Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 22 grudnia 2024 22:30
Reklama KD Market

Reforma imigracyjna i napór z południa

Joe Biden zamierza bardzo szybko przekazać do Kongresu projekt reformy imigracyjnej. Tę deklarację złożył jeszcze przed złożeniem prezydenckiej przysięgi. Zapowiedź odwilży w polityce imigracyjnej może mieć jednak poważne uboczne skutki. Przez meksykańską granicę może ruszyć nowa fala imigrantów.   

W ostatnich dniach przed objęciem urzędu nowy prezydent nie ukrywał planów jak najszybszego opublikowania rozporządzenia wykonawczego rozszerzającego program Deferred Action for Childhood Arrivals (DACA), chroniącego przed deportacją kilkaset tysięcy młodych ludzi i przedłużającego jego funkcjonowanie o kolejne cztery lata. Biden mówił także o przywróceniu bardziej humanitarnych procedur azylowych i powrót do limitów sprzed prezydentury Trumpa, tymczasowym zalegalizowaniu pobytu dzieci i młodych ludzi z Ameryki Środkowej, czy zakazu wjazdu do USA mieszkańców 13 państw muzułmańskich. Te decyzje leżą w wyłącznej gestii prezydenta.

Wielkie plany reformy

Jeszcze ambitniejsze są plany reformy imigracyjnej, wymagające decyzji Kongresu, o których poinformowały mainstreamowe media, w tym m.in. „Washington Post”. Centralnym elementem planu jest stworzenie ścieżki do obywatelstwa dla milionów nieudokumentowanych cudzoziemców przebywających obecnie w USA. Jeśli przecieki okażą się prawdziwe, to imigranci kwalifikujący się do legalizacji otrzymają na 5 lat tymczasowy legalny status, po czym będą mogli wystąpić o zielone karty. Po następnych 3 latach mieliby z kolei prawo wystąpić o naturalizację, oczywiście po spełnieniu dodatkowych warunków, takich jak niekaralność czy uregulowanie zobowiązań podatkowych. Warunkiem wstępnym ma być także pobyt nielegalnego imigranta na terytorium USA przed 1 stycznia 2021 roku, co ma teoretycznie zapobiec szturmowi na granice. Plan reformy imigracyjnej dawałby także Dreamersom, czyli beneficjentom dzisiejszego programu DACA prawo do bezzwłocznego wystąpienia o zieloną kartę. Inne elementy reformy, o których mówiono głośno podczas okresu przejściowego, to uregulowanie statusu migrantów z Temporary Protected Status (TPS),  skrócenie czasu oczekiwania na obywatelstwo dla legalnych imigrantów, pełne wykorzystanie limitów wiz z poprzednich lat czy przywrócenie prawa do pracy dla małżonków posiadaczy wiz H-1B. 

Uniknąć błędów poprzedników

Organizacje i środowiska proimigracyjne nie ukrywają radości. W przeszłości bowiem prezydenci z Partii Demokratycznej nie wykorzystali krótkich okresów kontroli nad Białym Domem i obiema izbami na Kapitolu równocześnie, aby przeforsować reformy. Tak było w latach 90. ub. stulecia za czasów Billa Clintona, a także w ciągu pierwszych dwóch lat urzędowania Baracka Obamy. Nie udało się, bo zmiany w prawie imigracyjnym odkładano na później. Tak stało się w 2013 roku, kiedy ważny projekt kompleksowej reformy imigracyjnej przyjęto w Senacie. Był to słynny kompromis wynegocjowany przez „gang ośmiu” – senatorów Michaela Benneta (D-CO), Dicka Durbina (D-IL), Jeffa Flake’a (R-AZ), Lindseya Grahama (R-SC), nieżyjącego już Johna McCaina (R-AZ), Boba Menendeza (D-NJ), Marco Rubio (R-FL) i Chucka Schumera (D-NY). Projekt upadł jednak w Izbie Reprezentantów, w której przewagę mieli już Republikanie. 

Teraz ma być inaczej. „Nie można przeforsować reformy imigracyjnej bez prezydenckiego przywództwa i z tego co widzę, prezydent elekt na poważnie przymierza się do zmian i wykorzystania swojego kapitału politycznego, co jest powodem do optymizmu” – uważa demokratyczny senator z New Jersey Robert Menendez, jeden z „ósemki” sprzed 8 lat. 

Bez poszukiwania kompromisu?

Jest jednak kilka „ale”, o których pisałam w tym miejscu w ubiegłym tygodniu. Przede wszystkim Demokraci nie posiadają pełnej kontroli nad Senatem, bo do tego potrzeba co najmniej 60 miejsc w 100 osobowym Senacie. Takiej przewagi żadna z partii nie miała w izbie wyższej od wielu lat. Poniżej tego progu strona będąca mniejszością ma możliwość skutecznego blokowania inicjatyw ustawodawczych w drodze obstrukcji parlamentarnej (filibuster). 

Taka sytuacja wymusza konieczność poszukiwania kompromisu. W przypadku reformy imigracyjnej nie pojawiła się jednak oferta dla Republikanów powiązania postulatów Demokratów z ważnymi dla prawicy problemami, np. ze wzmocnieniem bezpieczeństwa granic czy zaostrzeniem egzekwowania prawa imigracyjnego. Zdążyły to już skrytykować prawicowe media, a warto pamiętać, że przez cztery lata prezydentury Donalda Trumpa stanowisko Republikanów w kwestiach imigracyjnych znacznie stwardniało. 

Niektórzy analitycy uznali jednak zapowiedzi agresywnej agendy w polityce imigracyjnej jako punkt wyjścia do dalszych negocjacji. Wobec groźby republikańskiej obstrukcji parlamentarnej w Senacie potrzebne będą koncesje. „Na razie trudno znaleźć jakąkolwiek przestrzeń dla Republikanów – uważa strateg GOP Ryan Girdusky, który wypowiedział się na łamach prawicowego ‘New York Post’ – na pewno [Demokraci – przyp. JT] będą próbowali iść na ustępstwa, aby uzyskać poparcie takich senatorów jak Lindsey Graham i Ben Sasse”. 

Groźba oblężenia z południa

Nad nową administracją wisi jeszcze jedna groźba. Już sama zapowiedź zmian polityki imigracyjnej po odejściu Donalda Trumpa wywołała ogromne nadzieje na przedostanie się do USA przez południową granicę. W Gwatemali władze zatrzymały właśnie wielką karawanę ponad 7 tys. osób, głównie Hondurańczyków, która przez Meksyk chciała dotrzeć do Stanów Zjednoczonych. 

Na zmiany w polityce imigracyjnej naciska także Meksyk, który ponosi koszty nie tylko przemarszu karawan na północ, ale także odsyłania osób występujących o azyl w USA na terytorium południowego sąsiada. Prezydent Meksyku Andres Manuel López Obrador otwarcie wzywa nową administrację do zmiany polityki imigracyjnej. Oprócz bardziej humanitarnego traktowania imigrantów na amerykańskiej granicy, w interesie zarówno USA, jak i Meksyku leży także prowadzenie bardziej aktywnej polityki w krajach będących źródłem imigracji, dotkniętych nie tylko przez konflikty wewnętrzne i zorganizowaną przemoc gangów, ale także przez klęski żywiołowe, w tym ostatnie dwa wielkie huragany. Administracja Trumpa wstrzymywała także programy pomocy dla krajów Ameryki Środkowej. 

Przedstawiciele nowej administracji próbują przebić się z przesłaniem, że osoby szukające w USA azylu nie mogą liczyć na natychmiastowy wjazd na terytorium Stanów Zjednoczonych (wjeżdżających odsyła się m.in. pod pretekstem pandemii), a priorytetem Bidena będzie przede wszystkim uregulowanie statusu osób już przebywających w Stanach. USA, Meksyk i Gwatemala deklarują, że nie pozwolą na masowe przemieszczenia ludności z Hondurasu na północ. Ale siła ludzkiej desperacji i nadziei może okazać się zbyt duża, aby powstrzymać oblężenie południowej granicy. Organizacja Pueblo Sin Fronteras opublikowała właśnie oświadczenie w imieniu karawany migrantów, że oczekuje od administracji Bidena podjęcia konkretnych działań. I być może będzie to jeden z pierwszych kryzysów, przed którymi stanie nowy prezydent. 

Jolanta Telega[email protected]


fot. ICE.gov

fot. ICE.gov

fot.ICE.gov

fot.ICE.gov

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama