Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 22 grudnia 2024 22:32
Reklama KD Market

Reforma imigracyjna – nadzieje i przeszkody

Zielone karty dla uczestników DACA oraz programu TPS, czy skrócenie czasu oczekiwania na obywatelstwo – to wszystko obiecuje pani wiceprezydent elekt Kamala Harris. Wielkie plany reformy imigracyjnej to jedno, rzeczywistość to drugie. Kongres może boleśnie zweryfikować optymistyczne deklaracje. 

W rozmowie Kamali Harris z dziennikarką hiszpańskojęzycznej telewizji Univision Ilią Calderon padły obietnice znaczących zmian w prawie imigracyjnym. Obietnice dotyczyły przede wszystkim Dreamersów, czyli nielegalnych imigrantów wwiezionych do USA jako małe dzieci, uczestniczących w programie odroczonej deportacji – Deferred Action for Childhood Arrivals (DACA). 

Dreamersi to grupa osób chronionych tymczasowo przed deportacją, która od lat oczekuje na ostateczne uregulowanie statusu imigracyjnego. Według wiceprezydent elekt uczestnicy DACA mogliby liczyć na zielone karty, podobnie zresztą jak osoby, którym przyznano Temporary Protected Status (TPS). W tej grupie znajdują się najczęściej osoby przyjęte przez USA z powodu klęsk żywiołowych i humanitarnych w krajach pochodzenia. Harris obiecała także skrócenie średniego czasu oczekiwania na obywatelstwo z około 13 lat do 8 lat od momentu wjazdu do USA poprzez skrócenie procedur administracyjnych. Innym celem administracji ma być zatrudnienie większej liczby sędziów, co pozwoliłoby na skrócenie kolejek w sądach imigracyjnych. 

Przyjaźniej wobec imigrantów

Wypowiedź Kamali Harris może napawać optymizmem. Demokraci po raz kolejny zadeklarowali, że chcą odwrócić o 180 stopni kierunek polityki imigracyjnej odchodzącej administracji. Ekipa Donalda Trumpa przez cztery lata konsekwentnie działała na rzecz ograniczenia imigracji do USA – zarówno legalnej, jak i nielegalnej. Ponieważ Biały Dom nie był w stanie uzyskać dla swoich działań poparcia większości w Kongresie, przepisy i regulacje wprowadzano tylnymi drzwiami za pomocą rozporządzeń wykonawczych i memorandów prezydenta. To zresztą żadna nowość, bo tymi samymi metodami i z tego samego powodu (brak większości na Kapitolu) posługiwał się także prezydent Barack Obama. Donald Trump w ten sposób, czyli za pomocą rozporządzeń wykonawczych wprowadził zakaz wjazdu do USA dla mieszkańców państw muzułmańskich, ograniczył  funkcjonowanie DACA (a nawet bezskutecznie próbował go zamknąć), czy przesunął fundusze z budżetu Pentagonu na finansowanie ogrodzenia na granicy z Meksykiem. Te wszystkie regulacje będzie można stosunkowo szybko odwołać, bo co jeden prezydent (Trump) zarządził, to drugi (Joe Biden) może unieważnić. 

Przyjaźniej wobec uchodźców

Wszystkie powyższe ograniczenia szybko znikną. Można też oczekiwać, że zasadniczo zmieni się polityka USA dotycząca przyjmowania uchodźców. Wyznaczanie rocznych limitów w tej kategorii zależy od czasów Jimmy’ego Cartera do prezydenta USA. Donald Trump sprowadził roczną pulę uchodźców do najniższego poziomu w historii – 15 tys. osób. Joe Biden obiecywał podczas kampanii podwyższenie limitu do 125 tys. uchodźców rocznie. Proimigranccy aktywiści liczą także na stopniowe odchodzenie od innych regulacji dotyczących azylantów, takich jak„remain in Mexico” (zostań w Meksyku), uniemożliwiających oczekiwanie na decyzję na terytorium Stanów Zjednoczonych. Ukróceniu ulegną najprawdopodobniej praktyki arbitralnego zatrzymywania imigrantów i rozdzielania rodzin na granicy z Meksykiem. 

Z ustawami łatwo nie będzie

To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Organizacje walczące o prawa imigrantów nie ukrywają, że w ciągu pierwszych 100 dni prezydentury nowa administracja prześle do Senatu projekt szerokiej reformy imigracyjnej, regulującej definitywnie m.in. status 11 milionów nielegalnych imigrantów żyjących w USA, w tym uczestników DACA. A trzeba pamiętać, że tylko ustawowe rozwiązanie problemu może dać poczucie bezpieczeństwa, bo każdy kolejny prezydent może przecież zmieniać wykonawcze decyzje poprzednika. 

Przegłosowaniu ustaw sprzyjać może dość niespodziewany wynik wyborów uzupełniających do Senatu w stanie Georgia, z których zwycięsko wyszło dwóch kandydatów Partii Demokratycznej. Dało to tej partii minimalną przewagę w izbie wyższej Kongresu. Układ sił to 50:50, biorąc pod uwagę, że senatorzy niezależni głosują podobnie do Demokratów, ale w przypadku remisu, rozstrzygający głos przysługuje wiceprezydentowi. Demokraci mają więc od 20 stycznia kontrolę zarówno nad Białym Domem, jak i Kapitolem. 

Teoretycznie. Bo w praktyce partia mająca mniejszość w izbie niższej Kongresu dysponuje bardzo efektywnym narzędziem blokowania inicjatyw większości – obstrukcją parlamentarną (filibuster). Procedury obrad w Senacie przewidują bowiem, że do zamknięcia dyskusji nad projektami ustaw konieczne jest uzyskanie poparcia 60 senatorów. Republikanie będą więc mogli wydłużać w nieskończoność debaty nad niechcianymi propozycjami legislacyjnymi, notabene nie pierwszy i nie ostatni raz w historii Kongresu. Jedynym remedium na ten stan rzeczy jest poszukiwanie dwupartyjnego konsensusu. A po prawej stronie politycznego podziału można znaleźć kilka osób o umiarkowanych poglądach, choć zapewne za cenę ustępstw. Umiarkowani Republikanie nie od dziś opowiadają się chociażby za wprowadzeniem zmian w systemie przyjmowania imigrantów do USA, opierając go przede wszystkim na kryteriach merytorycznych a nie rodzinnych.

Metoda drobnych kroków

Być może efektywniejszym rozwiązaniem okaże się zgłaszanie w Kongresie mniejszych ustaw dotyczących pojedynczych grup imigrantów.  Ułatwiłoby to budowanie ponadpartyjnego poparcia i parlamentarnej większości. Otwierałoby to szanse m.in dla uczestników programu DACA, choć historia kolejnych wersji DREAM Act liczy już prawie 20 lat. W ten sam sposób – w drodze odrębnej ustawy można by było uregulować także status osób, którym nadano Temporary Protected Status (TPS). Korzystają z niego między innymi obywatele takich krajów jak Salwador, Honduras czy Haiti, którym udzielono schronienia po katastrofach żywiołowych i wojnach domowych. Część osób korzysta już z TPS od ponad dekady i w pełni zasymilowała się w amerykańskim społeczeństwie. To właśnie im wiceprezydent elekt Kamala Harris chce uregulować status imigracyjny.  

Dużo trudniejsze byłoby jednak w takiej sytuacji znalezienie większości dla kompleksowego uregulowania sytuacji 11 milionów nielegalnych imigrantów. 

Wraz ze zmianą administracji imigranci bez wątpienia odzyskają nadzieję na bezpieczniejszą przyszłość. Historia pokazuje jednak, że posiadanie przez Demokratów kontroli nad Kongresem i Białym Domem nie gwarantuje sukcesu. Wiele wskazuje na to, że strategia drobnych kroków okaże się skuteczniejsza.

Jolanta Telega[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama