Zostawmy na boku antyszczepionkowców i koronasceptyków. Im już nic nie pomoże. Ale już pierwsze dni dystrybucji antycovidowej szczepionki odsłoniły morze ludzkich emocji i napięć związanych z pragnieniem jak najszybszego zabezpieczenia się przed koronawirusem.
Dla rządów niemal wszystkich krajów tej planety zbiorowe szczepienia to jedyny skuteczny sposób na pozyskanie odporności zbiorowej i ratowanie podupadłych gospodarek. Dla wierzących w skuteczność szczepionki i znajdujących się w grupie podwyższonego ryzyka ma ona wartość życia. W sytuacji ograniczonej dostępności rodzi się więc pragnienie skrócenia drogi do najbliższego punktu szczepień. To naturalne dążenie do zapewnienia sobie bezpieczeństwa w niebezpiecznych czasach.
W takich okolicznościach rodzi się pragnienie wykorzystania wszystkich możliwości, które pozwolą pójść na skróty. Środki do wykorzystania są stare jak świat – znajomości, pieniądze i sława, czyli pozycja społeczna. W naszych realiach to swoiste emanacje pierwotnych instynktów pozwalające na zdobycie przewagi w cywilizacyjnej dżungli pierwszej połowy XXI wieku.
Nic więc dziwnego, że już pierwsze dni dystrybucji przyniosły kontrowersje. W Polsce z możliwości przyspieszenia pierwszej tury zastrzyków skorzystali skwapliwie aktorzy i celebryci. Pomińmy milczeniem ich nazwiska i dokładną analizę okoliczności udania się na zabieg, aby nie wpisywać się w rozpętaną w mediach burzę, do której od razu dorobiono podteksty polityczne.
Po naszej stronie Atlantyku, (na którą w świątecznym czasie udało mi się przeprawić), także doszło do wielu kontrowersji. Choćby w Chicago, gdzie burmistrz Lori Lightfoot oskarża władze federalne o przysyłanie zbyt małej liczby szczepionek. Albo w Nowym Jorku, w którym ujawniono nazwiska osób i nazwę kliniki, która szczepiła osoby niezatrudnione w służbie zdrowia, a więc nieuprawnione na tym etapie do wakcynacji. Atmosfera jest tak napięta, że gubernator stanu Nowy Jork Andrew Cuomo rozważa penalizację szczepień poza kolejnością. Karane miałyby być kliniki i przychodnie, którym by udowodniono dopuszczanie się takiego procederu.
Trudno nie zauważyć, że nieuregulowany system dystrybucji w Stanach Zjednoczonych grozi logistyczną katastrofą. I to niezależnie od tego, kto aktualnie jest u władzy.
Naciski i zabiegi zmierzające do obejścia kolejki nie będą pochodziły wyłącznie od celebrytów, polityków i bogaczy. Wojna o szczepionki toczy się także na wyższym szczeblu. Wielkie spółki, całe gałęzie przemysłu czy związki zawodowe już teraz naciskają na władze federalne i stanowe, aby uzyskać pierwszeństwo w dostępie do szczepionek. Po zaszczepieniu służby zdrowia o lepsze miejsce w kolejnej fazie szczepień walczyć będą linie lotnicze, transport publiczny, nauczyciele, restauratorzy, banki, handlowcy czy przemysł mięsny. Lista jest bardzo długa, włącznie z profesjonalnymi ligami sportowymi. To będzie chyba najpoważniejszy sprawdzian dla polityków decydujących o uczciwym podziale szczepionek. I nie tylko dla nich. Bo przecież dystrybucja na szczeblu stanowym to dopiero pierwszy etap. Szczepionki będzie trzeba rozdzielać niżej, w przychodniach, klinikach, czy zakładach pracy. Żadne, nawet najbardziej precyzyjne wytyczne, nie określą dokładnie, kto powinien być pierwszy. A w szarej strefie królować będzie prawo dżungli.
Nie będzie spokojniej. Można ze sporą dozą prawdopodobieństwa zaryzykować twierdzenie, że w miarę rozprzestrzeniania się nowej, bardziej zjadliwej mutacji wirusa, napięcie będzie jeszcze narastać. Potęgować je będą rozpowszechniane zastrzeżenia i wątpliwości dotyczące skuteczności samych szczepionek jako specyfików potencjalnie niebezpiecznych i niedostatecznie przetestowanych. Ale jednocześnie, jeśli liczba chorych będzie rosnąć albo przynajmniej nie będzie maleć, świadomość, że gdzieś pod ręką istnieje jakiekolwiek remedium chroniące przed zakażeniem, będzie zachęcała do działań niekoniecznie mających coś wspólnego z etyką. Pokusa dla posiadających władzę, pieniądze czy uprzywilejowaną pozycję społeczną będzie zbyt duża.
Czas zagrożenia spycha na drugi plan wzniosłe idee humanitaryzmu. Liczy się przede wszystkim własne bezpieczeństwo. Moja szczepionka jest ważniejsza od twojej – to hasło wynikające wprost z hiperindywidualizmu narzucanego przez obecną cywilizację Zachodu. Skandale ze szczepionką trafiającą do „równiejszych” będą pojawiać się często i regularnie. No może poza takimi demokracjami jak Japonia, Korea Południowa, czy Tajwan, gdzie poczucie dyscypliny i rozumienie interesu społecznego jest odmienne niż w świecie euroatlantyckim.
Prędzej czy później pojawią się też możliwości prywatnego dostępu do szczepień. Na razie większość produkowanych dawek jest od dawna zamówiona przez rządy różnych krajów. Ale już na przykład w Indiach dopuszczona jest sprzedaż szczepionki na rynkach prywatnych. Zresztą, jeśli w grę wchodzą pieniądze, możliwość obejścia systemu zawsze się pojawi. W atmosferze medialnego zgiełku, taniego populizmu i rosnącej nerwowości czekać nas będzie egzamin z człowieczeństwa. Czy w walce o normalność – cokolwiek by to znaczyło w otaczającej nas rzeczywistości – będziemy pamiętać o tych, którzy nie będą potrafili upomnieć się o swoje – bezdomnych, nieudokumentowanych cudzoziemców czy przedstawicieli mniejszości? I czy jednocześnie będziemy także potrafili znaleźć takie rozwiązania, które nie będą dyskryminować tych, którzy nie zechcą się zaszczepić?
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.