„Na szczęście, na zdrowie, na ten Nowy Rok (…) i żebyście mieli jak w niebie anieli”. To tylko fragment dawnych życzeń wszelkiej pomyślności, które z okazji Bożego Narodzenia i Nowego Roku składali sobie ludzie. Bo tego właśnie trzeba: i szczęścia i zdrowia, każdy o tym dobrze wie. Zwłaszcza w tym roku, kiedy spadły na nas wszystkich nowe, trudne doświadczenia, a maseczki na twarzy póki co są stałym i obowiązkowym elementem naszego stroju. Ktoś nawet w Boże Narodzenie zamieścił w internecie zdjęcie Świętej Rodziny, wykonanej z maseczek, życząc, by w okresie ciemności i trudności nie zabrakło ludzkiej solidarności i wzajemnego pocieszania się, tego wsparcia, na które każdego powinno być stać i które nic nie kosztuje.
W czasie tegorocznych świąt często towarzyszyła mi refleksja o potrzebie czułości, której w życiu jest jakby coraz mniej, a której tak bardzo potrzeba. Oduczyliśmy się czułości z wielu powodów. Bo może to być wstydliwe, bo może kojarzyć się z grzechem, jednak przede wszystkim dlatego, że najpiękniejsze nawet słowa przekazywane wirtualnie, nie zastąpią czułych gestów, na które każdy czeka. Tak dzieje się w rodzinach, w relacjach przyjacielskich, w życiu społecznym. Izolacja jest smutną rzeczywistością, którą wzmacnia współczesny świat nie tylko przy okazji pandemii. Nic nie zastąpi serdecznego uścisku dłoni, przytulenia, dobrych i ciepłych słów, poczucia bliskości i tego, że jest się dla kogoś ważnym. Każdy człowiek tęskni za tym, cierpi, kiedy mu tego w życiu brakuje, a także oducza się lub w ogóle pozbawiony jest wiedzy, jak mógłby okazać czułość drugiemu.
Nie tak dawno wpadła mi w ręce książka autorstwa włoskiego księdza Carlo Rocchetta pod bardzo szczególnym tytułem: „Przytul mnie. Terapia poprzez czułość”. Autor jest duszpasterzem rodzin, małżonków i narzeczonych, a także profesorem na uniwersytecie. Wychodzi on z prostego założenia, że „Bóg jest we wszystkich sprawach, również w geście przytulenia”. W przytuleniu, które jest oznaką czułości, człowiek wychodzi od „ja-sam” do „my”. „Przynosi ulgę temu, kto je otrzymuje i radość temu, kto je ofiaruje”. Dzięki przytuleniu człowiek wchodzi w relację z drugim. Staje się bliski temu drugiemu. Kiedy przebywałem w szpitalach, poddawany zabiegom chirurgicznym, to, co zapamiętałem na całe życie, to proste gesty dotyku pielęgniarki, psychologa, lekarza. Kiedy będąc księdzem chodzę do szpitali i domów opieki, by służyć chorym i starszym ludziom, wiem, że to, na co najbardziej czekają, to ta obecność, w której jest uścisk lub potrzymanie dłoni, położenie ręki na czole, otarcie łez.
Trzeba wracać do czułości, zdrowej, wolnej od brudnych podtekstów. Czułości, która zaczyna się w rodzinnym domu. Bezpieczne miejsce w łonie mamy, przy jej piersi, bycie w ramionach ojca, to wszystko daje siłę i pewność, odwagę, dzięki której człowiek staje się mocniejszy. „Kiedy przytulenie wynika z uczucia i uczucie przekazuje, ma w sobie nadzwyczajną moc terapeutyczną – pisze Carlo Rocchetta. Staje się jak balsam uzdrowienia, który pomaga zagoić rany i uwolnić od osamotnienia”.
Ta refleksja towarzyszy mi często, bo jestem człowiekiem żyjącym wśród ludzi, doświadczającym tego samego, czego doświadczają inni. I jest ona ważna dla mnie na progu nowego 2021 roku, kiedy z niepewnością patrzymy w przyszłość, obarczeni ciężarem ostatnich miesięcy. To spojrzenie w przyszłość powinno być jednak pełne nadziei. Nie może jej w życiu zabraknąć. Nadzieja przypomina o tym, że jest miłość, która jest zawsze gotowa, by towarzyszyć nam w życiu. Ona daje przekonanie i pewność, że nie jest się w życiu zupełnie osamotnionym, że jest w życiu ktoś drugi, który po prostu jest. Przyjaźń jest jednym z najpiękniejszych rzeczywistości i darów, którymi ludzie mogą się obdarowywać. Jest ona potrzebna także w małżeństwie i rodzinie. Znaleźć przyjaciela, to znaleźć skarb. Czas spędzony razem, wzajemne motywowanie się, wspieranie w trudnościach, dzielenie radościami, to wszystko jest nieocenione. Tej przyjaźni także bardzo każdemu potrzeba. Bezinteresownej, szczerej i czystej, otwartej i takiej, w której człowiek wie, że nikt go nie oceni i nie zrani. I znowu, by ona zaistniała, trzeba wyjść poza bariery egoizmu, poczucia samowystarczalności myślenia jedynie o własnych interesach i korzyściach. Potrzeba przyjścia drugiego takim, jaki jest. Nie oznacza to oczywiście zgody na zachowania i postawy, które są niewłaściwe lub wręcz karygodne. Potrzeba korygowania tych postaw i szczerego eliminowania ich z życia. Przede wszystkim jednak potrzeba umiejętności wyrażenia żalu za takie postawy, przeproszenia, a także gotowości do przebaczenia.
Wchodząc w Nowy Rok, kiedy składam innym i sobie samemu życzenia, życzę właśnie tego: odwagi czułości, przyjaźni, przebaczenia. Odwagi miłości, za którą współczesny świat wręcz wyje. Potrzeby wiary i nadziei, że któregoś dnia zdejmiemy maseczki, które zasłaniają nasze twarze i utwierdzają w izolacji i obcości. Wierzę, że tak się stanie. A kończący się rok może być prawdziwą lekcją, dzięki której możemy wszyscy zobaczyć, czego w życiu najbardziej nam brakuje i jak wszyscy możemy sobie to ofiarować. Bo przecież to nic nie kosztuje, a tak wiele daje!
ks. Łukasz Kleczka
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Od lipca 2018 r. wikariusz w parafii św. Jana Pawła II w Bayonne, w New Jersey.
Reklama