Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 17:54
Reklama KD Market

Pożegnanie z fatalnym rokiem

Pod koniec każdego roku wszyscy zwykle dokonujemy pewnego rodzaju rachunku sumienia. Zastanawiamy się, co przez ostatnie 365 dni było pozytywne, a co negatywne, podliczamy sukcesy, rozliczamy się z porażek i snujemy plany na przyszłość. Tym razem jest jednak nieco inaczej. Rok 2020 był po prostu fatalny i niemal wszyscy chcą o nim jak najszybciej zapomnieć, bo przyniósł bkatastrofalną w skutkach pandemię oraz powszechne cierpienia. Ludzie zajmujący się różnymi poważnymi analizami twierdzą, że w skali globalnej koronawirus zaważył w znacznej mierze na trzech sprawach. Po pierwsze, specjaliści twierdzą, że gdyby nie pandemia i gdyby nie niefortunna reakcja na nią ze strony administracji Donalda Trumpa, prezydent niemal na pewno wygrałby wybory i rządziłby przez następną kadencję. Gdyby koronawirusa w ogóle nie było, Joe Biden miałby nikłe szanse na sukces, ponieważ zwolnienie prezydenta z pracy już po czterech latach jest zadaniem bardzo trudnym i w historii USA zdarzyło się tylko 10 razy, przy czym tylko dwa razy po II wojnie światowej (Jimmy Carter i George H. Bush). Po drugie, masowe demonstracje antyrządowe w Hongkongu praktycznie wygasły, ponieważ władze wprowadziły wiele ograniczeń pod pretekstem walki z chorobą, wielu działaczy opuściło dawną brytyjską kolonię, a niezależni członkowie parlamentu zrezygnowali ze swoich mandatów. Chiny skorzystały na tym, że świat zajęty był pandemią i na Hongkong przestał zwracać uwagę. Po trzecie, wojna w Etiopii zapewne potoczyłaby się inaczej, gdyby światowa opinia publiczna bardziej się tym przejmowała. Ale ponieważ miała inne problemy na głowie, konflikt ten rozegrał się w sposób ledwie zauważalny, mimo że jego konsekwencje mogą być bardzo poważne. Ja jednak odważnie stawiam na kilka pozytywów wynikających z ataku koronawirusa. Być może najważniejsze jest to, iż pozostawanie w domach przez wiele miesięcy w znacznej izolacji spowodowało, że hasło my home is my castle doczekało się pełnej realizacji. Ludzie zaczęli z nudów dostrzegać różne mankamenty swoich domostw, a ponieważ mieli sporo czasu, ruszyli do akcji. Analitycy brytyjskiej sieci sklepów John Lewis twierdzą, że w czasie pandemii zanotowano wzrost sprzedaży różnych domowych akcesoriów, a popyt na farbę wzrósł o prawie 35 proc. Ponadto w sklepach John Lewis ponad 10 tysięcy klientów umówiło się na konsultacje dotyczące remontów domowych wnętrz. Podobne dane podały amerykańskie sieci sklepów Home Depot i Lowe’s. Wynika stąd, że z przymusu siedzieliśmy w naszych mieszkaniach i domach, ale było tam posprzątane, pomalowane i efektownie urządzone, choć z pewnością nie dotyczy to wszystkich. Jednakowoż w tych uporządkowanych wnętrzach siedzieliśmy często w piżamach lub – co tu ukrywać – w gaciach, ponieważ nagle nie trzeba się było ubierać, by wyruszyć do pracy. Zamiast pośpiesznego śniadania i dojazdu do roboty było leniwe snucie się po kuchni, picie kawy i zerkanie na ekran komputera, podłączonego do służbowego konta. Owszem, czasami trzeba było coś na siebie narzucić w czasie sesji wideo przez Skype’a lub Zooma, ale często było tak, że ludzie mieli na sobie odpowiednie koszule lub marynarki, tyle że poniżej pasa nadal pozostawali roznegliżowani. Kilku amerykańskich komików telewizyjnych zachęcało nawet widzów do tego, by zgadywali, czy mimo marynarki i krawata poniżej pasa są spodnie, czy też tylko bielizna. W większości była bielizna. Podobno sprzedaż piżam i różnych domowych łachów wzrosła 10-krotnie, podczas gdy sprzedawcy eleganckich butów, torebek, walizek i garniturów zdecydowanie dołują. Inne symptomy powszechnego rozluźnienia: popyt na budziki zmalał o 40 proc. (no bo po jaką cholerę się wcześnie budzić?), podczas gdy chętnych do nabycia ekspresów do kawy było w roku 2020 o 15 proc. więcej niż zwykle. Wszystkie te zjawiska pozwalają naszkicować pewien obraz przeciętnego pandemika. Siedzi on we własnym, w miarę ładnym wnętrzu, rano długo śpi, potem pije kawę, a może nawet wino lub piwo, a następnie „idzie” na chwilę do pracy przez wciśnięcie kilku liter na komputerowej klawiaturze. Moja małżonka pracowała dokładnie tak samo – co jakiś czas coś tam sprawdzała w poczcie elektronicznej, by tym samym zasugerować, że jest obecna, ale potem zajmowała się różnymi pozasłużbowymi zajęciami, popijała kawę, oglądała telewizję, wychodziła na spacer z psem, itd. Żyć nie umierać! O tym, że praca tego rodzaju bywa czasami zupełnie inna od normalnej, świadczy fakt, że w mijającym roku ludzkość w znacznej mierze przestawiała się na zakupy online, które – jak twierdzą statystycy – odbywają się między 11.00 i 4.00 po południu, a zatem teoretycznie w godzinach pełnienia obowiązków służbowych. Wszystko to nie zmienia oczywiście faktu, iż rok 2020 był absolutnie do kitu i w niczym nie zasłużył sobie na jakiekolwiek uznanie. Zagadką jest jednak to, czy w rozpoczynającym się roku ciężko będzie nam porzucić niektóre nabyte nawyki pandemiczne. Prognozuje się na przykład, że gdy wreszcie poradzimy sobie z wirusem, liczne biurowce w dużych miastach nadal będą świecić pustkami, gdyż pracodawcy pozwolą kadrze na bezterminową pracę z domu. Być może zatem zmieni się nie tylko codzienna garderoba i tryb dokonywania zakupów, ale również cały, od dawna ugruntowany model prowadzenia działalności biznesowej. Niestety wszystko to mnie osobiście nie dotyczy. Jeszcze nikt nie wymyślił metody pisania felietonów przez wciskanie pojedynczego klawisza raz na godzinę. Chociaż gdybym zastosował taką metodę, być może moje teksty stałyby się lepsze? Andrzej Heyduk

artificial-intelligence-3382507_1920

artificial-intelligence-3382507_1920

Blintzes_in_frying_pan_fot_Wikipedia

Blintzes_in_frying_pan_fot_Wikipedia

Bo-i-Sunny

Bo-i-Sunny

covid_fot_Pixabay

covid_fot_Pixabay

Napoleon_Marie_Louise_Marriage_fot_Wikipedia

Napoleon_Marie_Louise_Marriage_fot_Wikipedia

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama