Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 września 2024 10:11
Reklama KD Market

Imigracja USA rok 2021: między oczekiwaniami a rzeczywistością

Imigracja USA rok 2021: między oczekiwaniami a rzeczywistością
Studniowe moratorium na deportacje, przywrócenie przywilejów dla młodych imigrantów wwiezionych nielegalnie do USA oraz wyeliminowanie restrykcji z ostatnich lat dla azylantów – to tylko niektóre obietnice złożone podczas kampanii przez prezydenta elekta Joe Bidena. Nowa administracja ma się zabrać za porządkowanie sytuacji już od pierwszego dnia urzędowania – 20 stycznia 2021 roku. Zadanie jednak nie będzie łatwe. Nowy prezydent od początku będzie znajdował się pod naciskiem lewego skrzydła progresistów, ale jednocześnie będzie musiał zmierzyć się z realiami prowadzenia codziennej polityki. Podobnie jak jego poprzednicy – George W. Bush, Barack Obama i Donald Trump – będzie musiał testować granice kompetencji władzy wykonawczej i liczyć na dobrą wolę i zdolność do zawierania kompromisów w Kongresie. A tu w ostatnich latach do ponadpartyjnej współpracy w sprawach imigracyjnych dochodziło raczej rzadko. Odkręcić decyzje poprzednika Uchylenie najbardziej kontrowersyjnych decyzji administracji Donalda Trumpa będzie stosunkowo proste, choć z pewnością nie dokona się z dnia na dzień. Prezydent podejmował decyzje najczęściej poprzez wydawanie rozporządzeń wykonawczych (executive orders). Teoretycznie wystarczy więc je odwołać i zastąpić nowymi, bardziej przyjaznymi dla imigrantów. Ale zmiany procedur mogą zająć kilka miesięcy. Ten kij ma też dwa końce. Wydawanie decyzji drogą rozporządzeń wykonawczych to jednak strategia krótko- albo co najwyżej średnioterminowa. Doświadczenia dwóch ostatnich prezydentur dowodzą, że uchylenie decyzji poprzednika nie jest specjalnie problemem, gorzej ze zdrowiem psychicznym milionów ludzi, których owe dekrety dotyczą. Dla imigrantów bez uregulowanego statusu albo nawet mieszkających w USA legalnie, ale bez obywatelstwa, liczne zmiany regulacji i przepisów są czynnikiem destabilizującym i uderzającym w poczucie bezpieczeństwa. Świadomość, że efektem kolejnej zmiany administracji mogą być znów decyzje o „dokręceniu śruby”, nie sprzyja planowaniu normalnego życia w nowej ojczyźnie. Pod górkę z reformą Szersza reforma systemu imigracyjnego to już zupełnie inna historia, bo wymaga to decyzji Kongresu. Prezydent elekt co prawda sugerował podczas kampanii szybkie przesłanie do Senatu projektu ustawy dotyczącej statusu 10,5 mln nielegalnych imigrantów w USA i innych zmian w prawie imigracyjnym, ale tu pojawiają się poważne znaki zapytania. Układ sił w izbie wyższej Kongresu będzie uzależniony od wyniku wyborów uzupełniających w Georgii na początku przyszłego roku. Mało prawdopodobne jest, aby Demokraci zdobyli oba wakujące mandaty, a tylko to dawałoby im kontrolę nad Senatem na kolejne dwa lata. W przypadku utrzymania przez Republikanów większości w izbie wyższej, projekt ustawy mógłby odpaść w przedbiegach i nie być w ogóle rozpatrywany. O wniesieniu go pod obrady będzie bowiem decydował niechętny imigrantom przywódca republikańskiej większości senator Mitch McConnell. W tej sytuacji Demokratom pozostawałoby jedynie budowanie doraźnego konsensusu przy projektach mniejszych ustaw chroniących ściśle zdefiniowane grupy imigrantów, takich jak Dreamersi, czyli osoby wwiezione nielegalnie do USA jako małe dzieci. W izbie wyższej znaleźć można kilku republikańskich senatorów – m.in. Susan Collins, John Cornyn, Thom Tillis, czy Marco Rubio – skłonnych do umiarkowanych reform. Początek nowej kadencji może więc przynieść zderzenie oczekiwań imigrantów z realnymi możliwościami administracji. Trzeba też pamiętać o nastrojach i emocjach czasu pandemii i kryzysu. Cztery lata antyimigracyjnej retoryki nie przeszło bez echa. Donaldowi Trumpowi udało się przekonać wielu Amerykanów, że imigranci są obciążeniem dla społeczeństwa, zabierają im miejsca pracy i popełniają więcej przestępstw od rdzennych mieszkańców kraju. Poza tym problem imigracji nie został zaliczony przez prezydenta elekta do czterech najważniejszych filarów polityki administracji w pierwszych miesiącach nowej kadencji. Tu wygrały takie kwestie jak opanowanie pandemii koronawirusa, ożywienie gospodarcze, problemy związane z równością rasową i zmiany klimatu. W poszukiwaniu strategii Co do samych intencji prezydenta nie ma jednak wątpliwości. Kandydatem Bidena na stanowisko szefa Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) został Alejandro Mayorkas. To osoba doskonale znana w środowisku imigracyjnym. Mayorkas w latach 2009-2013 kierował U.S. Citizenship and Immigration Services (USCIS) i był jednym z głównych architektów DACA (Deferred Action for Childhood Arrivals) – programu chroniącego Dreamersów przed deportacją. Pod względem ideowym i poglądów na imigrację stanowi on całkowite przeciwieństwo Chada Wolfa, kierującego tymczasowo DHS z nominacji Donalda Trumpa. Mayorkas otwarcie też nawiązuje do latynoskich korzeni swojej rodziny, która pochodzi z Kuby. O pragnieniu odwrócenia kierunku polityki imigracyjnej o 180 stopni może świadczyć także ostatnia rozmowa prezydenta elekta USA z urzędującym prezydentem Meksyku Andresem Manuelem Lopezem Obradorem. Obaj politycy zgodzili się, że należy wypracować „humanitarną strategię” dotyczącą problemów migracji w rejonie i „tworzenie alternatywnych rozwiązań dla podejmowania niebezpiecznej podróży do Stanów Zjednoczonych”. Według zespołu prasowego Bidena miał on zadeklarować „budowę regionalnej i nadgranicznej infrastruktury oraz możliwości uporządkowanego i humanitarnego podejścia do problemów imigracyjnych.” Obóz prezydenta elekta deklaruje także poszanowanie dla prawa międzynarodowego przy rozpatrywaniu wniosków azylowych. Kluczem do rozwiązania problemu ma być jednak likwidacja przyczyn imigracji z takich krajów i regionów jak Salwador, Gwatemala, Honduras i południowy Meksyk. Po okresie ochłodzenia stosunków z południowym sąsiadem za czasów administracji Trumpa, Biden zadeklarował chęć ożywienia stosunków amerykańsko-meksykańskich nie tylko w sprawach imigracji, ale także wzmocnienia bezpieczeństwa granic, gospodarki i współpracy przy zwalczaniu pandemii COVID-19. Podjęte przez prezydenta elekta kroki można interpretować jako zapowiedź uspokojenia sytuacji na południowej granicy. Jednak po czterech latach administracji Trumpa trudno sobie wyobrazić powrót do polityki z czasów Baracka Obamy, bo nagły napływ imigrantów od strony Meksyku będzie wywoływać kolejne kryzysy i wzrost nastrojów ksenofobicznych. Tu Joe Bidena będzie czekało niełatwe zadanie: jak znieść najbardziej drakońskie zmiany z czasów poprzedniej administracji, nie dając jednocześnie zachęty do ruszenia na północ tysiącom ludzi, którzy marzą o przedostaniu się do USA. Jolanta Telega [email protected]

Frank Spula

Frank Spula

8

8

7

7

6

6

5

5

4

4

3

3


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama