Imigranci czekają z niepokojem na ostatni atak administracji prezydenta Trumpa
- 12/18/2020 12:05 AM
Do końca kadencji Donalda Trumpa zostało niewiele ponad miesiąc. Do czasu przekazania władzy wielu imigrantów wciąż nie będzie spać spokojnie. Odchodząca administracja nadal robi wszystko, aby utrudnić im życie.
W czasie gdy kolegium elektorskie potwierdza zwycięstwo Joe Bidena w listopadowych wyborach, odchodzący gospodarz Białego Domu próbuje do końca forsować swoją politykę imigracyjną. A raczej antyimigracyjną. Tym razem nie chodzi jednak o zadowolenie twardego elektoratu Republikanów, bo ten już zagłosował, ale raczej o próbę pozostawienia trwałego śladu po mijającej kadencji. W grę może jeszcze wchodzić ogłoszenie kilku rozporządzeń wykonawczych, które miałyby stanowić kropkę nad „i” polityki imigracyjnej kończącej się prezydentury.
Kolejny cios w azylantów
W ciągu całej kadencji administracja próbowała ograniczyć liczbę osób, które uzyskują prawo azylu w USA lub korzystają z innych form pomocy humanitarnej, próbując przedostać się przez południową granicę. Zaledwie kilka dni temu wszedł w życie kolejny przepis dający urzędnikom imigracyjnym prawo do odrzucania podań o azyl jako nieuzasadnionych i to jeszcze przed oficjalnym przesłuchaniem. Odprawiani z kwitkiem mają być także potencjalni azylanci wjeżdżający z Kanady lub Meksyku (ale nie będący obywatelami tych krajów), osoby, które mieszkają w USA dłużej niż rok, a także takie, które nie rozliczyły się tu z podatków. Na uwzględnienie wniosku o azyl mogą w praktyce liczyć tylko ci, którzy docierają do USA bezpośrednimi lotami z kraju, z którego uciekają. W ten sposób administracja literalnie egzekwuje przepis prawa międzynarodowego, że o ochronę trzeba wystąpić w pierwszym kraju uznawanym za bezpieczny. Biały Dom do końca zamierza pracować nad kolejnymi regulacjami dotyczącymi azylantów i uchodźców, ale istnieje duża szansa, że nie zdoła ich wprowadzić przed przekazaniem władzy w ręce demokratów.
Szlaban dla pracowników
W chwili obecnej obowiązuje zakaz wydawania wiz pracowniczych dla większości osób ubiegających się o prawo wjazdu do USA w amerykańskich placówkach konsularnych za granicą. Oficjalnym uzasadnieniem dla tych restrykcji była chęć ochrony rodzimego rynku pracy podczas pocovidowej recesji. Przepis obowiązuje do końca bieżącego roku, ale jeśli wierzyć informacjom z Białego Domu, Donald Trump zamierza przedłużyć obowiązujący zakaz.
W ciągu minionych czterech lat administracja zmieniła cały szereg przepisów i procedur dotyczących wydawania wiz pracowniczych i studenckich. Zrezygnowano m.in. z loterii przy dystrybucji wiz H-1B, zastępując je systemem promującym firmy oferujące jak najwyższe zarobki. Za tymi regulacjami nie stało jednak pragnienie poprawy sytuacji imigrantów, ale zmniejszenie ich konkurencyjności na rynku pracy. Inną niedogodnością był plan wprowadzenia restrykcji dla osób przebywających w USA w ramach wymian pracowniczych, a także dla studentów i dziennikarzy.
Prace na murze granicznym
Wynik listopadowego głosowania nie zahamował sztandarowej inwestycji Donalda Trumpa – budowy muru na granicy z Meksykiem. Odgrodzenie się od południowego sąsiada było podczas kampanii w 2016 roku jednym z głównych punktów programu wyborczego Trumpa. Do końca listopada udało się zakończyć pracę na 415 kilometrach ogrodzenia, z tym, że na większości tych odcinków zastępowano jedynie stary płot nowym. W budowie znajduje się kolejnych 450 mil, które Trump obiecywał sfinalizować do końca roku. Co będzie potem – nie wiadomo. Joe Biden obiecywał co prawda wstrzymanie budowy muru zaraz po objęciu urzędu, ale nie wiadomo czy będzie możliwe rozwiązanie kontraktów z podwykonawcami. Obietnica prezydenta-elekta, że za jego administracji „nie zostanie wybudowana nawet jedna stopa ogrodzenia” może okazać się trudna do zrealizowania. Przypomnijmy, że w płot na granicy włożono podczas ostatniej kadencji około 15 miliardów dolarów z pieniędzy podatników. Spora część z tej sumy pochodzi z budżetu Pentagonu; pieniądze te przetransferowano na podstawie rozporządzenia wykonawczego powołującego się na bezpieczeństwo państwa. Z kolei deklaracje i pogróżki Trumpa, że inwestycję sfinansuje rząd Meksyku nigdy się nie zmaterializowały.
Uderzenie w „prawo ziemi”
Według portalu The Hill wśród utrudnień legalizacji statusu pobytowego prezydent Trump wciąż rozważa możliwość wydania rozporządzenia wykonawczego, które zablokuje prawo do automatycznego obywatelstwa dla osób urodzonych na amerykańskiej ziemi. Biały Dom od początku kwestionował szeroką interpretację 14. poprawki do Konstytucji USA, która powstała po to, aby uznać obywatelstwo niewolników po wojnie secesyjnej, a nie aby gwarantować obywatelstwo dzieciom nielegalnych imigrantów. Prawnicy zwracają uwagę, że uznanie tej restrykcyjnej wersji interpretacji konstytucyjnej poprawki będzie na dłuższą metę nie do utrzymania w sądach. Tym niemniej rozporządzenie Trumpa wywołałoby spore zamieszanie. Chodziłoby też o efekt odstraszający dla nielegalnych imigrantów, z którymi administracja od początku walczy.
Naturalizacja z przeszkodami
Tuż przed zakończeniem kadencji weszły w życie kolejne przepisy utrudniające procedury naturalizacyjne. Administracja próbowała skokowo podnieść opłaty za wniosek o nadanie obywatelstwa, ale krok ten został zablokowany w sądzie federalnym. Od 18 listopada zaczęły obowiązywać nowe wytyczne US Citizenship and Immigration Services (USCIS) zobowiązujące urzędników do dokładnego sprawdzenia, w jaki sposób wnioskodawcy weszli w posiadanie zielonych kart. Z początkiem grudnia zaczął obowiązywać także nowy, trudniejszy test. Na szczęście – o czym pisałam już w tym miejscu – dotyczy on osób, które złożyły podania o naturalizację po 1 grudnia i być może nie znajdzie się w użyciu, jeśli nowa demokratyczna administracja zdecyduje się na przywrócenie dawnych procedur. Wszystkie te przepisy stanowią kolejne przeszkody dla kandydatów do naturalizacji i wydłużają czas oczekiwania na otrzymanie amerykańskiego paszportu. Według szacunków w USA mieszka około 9,2 miliona posiadaczy zielonych kart, którzy nabyli prawo ubiegania się o obywatelstwo.
Paradoksalnie, od momentu objęcia prezydentury przez Donalda Trumpa liczba osób ubiegających się o obywatelstwo rosła. Analitycy wyjaśniali ten fenomen właśnie ostrą antyimigracyjną retoryką uprawianą w otoczeniu prezydenta. Aby uniknąć potencjalnych kłopotów, wielu posiadaczy zielonych kart decydowało się na wszczęcie procedur naturalizacyjnych, bo jako obywatele mieliby już „z głowy” kłopoty z USCIS. Efektem są rosnące zaległości i kolejki w urzędach imigracyjnych. Oczywiście wirtualne, bo USCIS funkcjonuje w reżimie sanitarnym, który zresztą sam w sobie także przyczynia się do opóźnień.
Działania odchodzącej administracji w końcówce kadencji nie zapobiegną zapowiadanej zmianie kursu w polityce imigracyjnej o 180 stopni. Mogą jednak znacznie utrudnić i opóźnić przejście do nowej normalności.
Jolanta Telega
[email protected]
Reklama