Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 19:34
Reklama KD Market

13 grudnia

To też była niedziela. Mroźna i zaśnieżona. Wróciłem z rodzicami z kościoła. Ksiądz mówił mocne kazanie o niepokojach i zagrożeniu ze strony władz, które wisiało w powietrzu. Po powrocie, jak co niedziela, włączyłem nasz stary, czarno-biały telewizor, żeby zobaczyć Teleranek. Niestety były zakłócenia, brak programu i nagle pojawił się obraz. Generał Jaruzelski ogłaszał, że wprowadza na terenie całego kraju stan wojenny. Miałem osiem lat, chodziłem do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Nie rozumiałem do końca o co chodzi. Powiedziano nam, że szkoły będą zamknięte do odwołania. Kiedy następnego dnia zobaczyłem samochody pancerne, które zaparkowały w lasku nieopodal mojego domu oraz wojsko w pełnym uzbrojeniu, wiedziałem, że sprawa jest poważna. W domu bali się, że mogą przyjść po mojego tatę i internować go. Pamiętam, że nastrój tamtych dni udzielał się wszystkim. Był to czas wielkiej niepewności. Piękna zima została okryta szarością stanu, w którym ludzie jak nigdy, bali się siebie nawzajem, godziny policyjne i granice miedzy miastami utrudniały komunikację, wiele osób internowano, w sklepach wprowadzono kartki na żywność. Ponura rzeczywistość stała się przygnębiająca. Nasz odważny ksiądz, który przeżył wojnę, nie bał się z ambony dodawać otuchy wszystkim. Po latach wspominam go wciąż z najwyższym szacunkiem. Kiedy przyjechałem do Stanów Zjednoczonych, spotkałem ludzi, którzy w tamtym czasie emigrowali z Polski. Często z biletem bez powrotu. Znajdowali tu miejsce, w którym mogli czuć się bezpiecznie, chociaż oderwani boleśnie od swoich bliskich, często musieli rozpoczynać życie od zera, licząc na wsparcie dobrych ludzi i organizacji. Zawsze ze wzruszeniem opowiadali o tamtych czasach. I mówili z wdzięcznością, że pomimo wszystko, udało się im znaleźć bezpieczne miejsce na ziemi. Dzień 13 grudnia wpisał się w historię Polski i Polaków na stałe. Uważam, że nie wolno o nim zapominać i trzeba uczyć w szkołach, bo należy do dat przełomowych w historii. A ta jest „nauczycielką życia”. Kiedy pomijamy historię w naszym rozwoju i edukacji, stajemy się ludźmi pozbawionymi korzeni. Niestety dzisiaj coraz częściej tak się wychowuje i kształtuje młode pokolenia, by skupiając uwagę na ekonomii i innych sprawach, zapominać o historii. Rok 1981 staje się z każdym 365-dniowym obrotem czasu coraz bardziej odległy. Ci, którzy go świadomie przeżyli, także stają się starsi. I chociaż nie chodzi tylko o to, by w związku z rocznicą organizować wspomnieniowe akademie, to bardziej trzeba wyciągać wnioski dla życia we współczesnym świecie. Czymś niezwykle ważnym jest poczucie tożsamości, także tej narodowej. Ono zaczęło się zacierać od kiedy świat staje się globalną wioską. Każdy naród ma swoje tradycje, historię i kulturę. Jako Polacy mamy także swój język. Nie raz spotykałem ludzi, którzy wstydzili się, że są Polakami. Nigdy nie rozumiałem tego. Zawsze pytałem, jak można wstydzić się swojego pochodzenia. Chcieli na siłę stawać się nie-Polakami. Czyżby nękały takich ludzi jakieś niewytłumaczalne kompleksy? To właśnie nasza historia daje mi poczucie tego, że jestem przedstawicielem narodu, który był i powinien być silny w swoim charakterze i wyborach, także dzięki wartościom, którymi żył i żyć powinien. Historia ta pokazuje mi także konkretne wzory ludzi i postaw. Czasami z nutką dumy słyszę, jak chwalą nas za znajomość języków obcych, dodając, że język polski należy do grupy najtrudniejszych na świecie. Nigdy nie miałem też kompleksu z powodu poziomu edukacji, który uważam, był zawsze w Polsce wysoki. Czymś, co odgrywało także wielką rolę, była od zawsze religia rzymskokatolicka. Były oczywiście chwile kryzysów i załamań, a także zamknięcia na innych, nie-katolików. Zawsze jednak byli w polskim Kościele ludzie mądrzy i święci, którzy kształtowali zarówno religijność, jak i świadomość wierzących. To dlatego kościoły były miejscami ucieczki i schronienia dla wszystkich, którzy byli w potrzebie i w zagrożeniu. Dzisiaj, kiedy Kościół katolicki w Polsce wszedł w fazę bardzo szczególnego kryzysu spowodowanego grzechem i nadużyciami, a nawet przestępstwami ze strony ludzi tworzących hierarchię, traci on swoją wiarygodność i ludzi, których do niego należą. Nie znaczy to jednak, że Kościół przestaje być wspólnotą otwartą na każdego, założoną przez Jezusa Chrystusa i podtrzymywaną świadectwem życia ludzi, którzy swoim uczciwym i sprawiedliwym życiem przyczyniają się do jego świętości. Podważanie świętości papieża Jana Pawła II wydaje się być także zupełnie bezpodstawne. Jeśli zrozumiałym może być bunt przeciwko „pomnikowemu” i sztandarowemu traktowaniu jego osoby, który to bunt charakteryzuje nieco współczesne pokolenie ludzi, to uderzanie w jego świętość jest raczej absurdalne. Jan Paweł II jest świętym Kościoła powszechnego i jego życie musiało być bardzo wnikliwie zbadane i udokumentowane, zanim ogłoszono go świętym. Są czasami takie tendencje, by ludzi, także świętych stawiać na miejscu Pana Boga. One jednak są nie do przyjęcia i słusznie rodzi się w takich sytuacjach bunt. Nie powinien stać się on jednak totalną negacją i zaprzeczeniem. Myślę, że trzeba czasami postawić sobie pytanie o to, jakim się jest Polakiem oraz jaki jest mój stosunek do Polski i polskości? Mam czasami takie wrażenie, że na siłę niektórzy chcą stać się obywatelami świata. Spotykałem się też na przykład z postawą wstydu, że pochodzi się z wioski. Każdy na siłę ciągnął do miasta. Dzisiaj coraz więcej ludzi zmęczonych chaosem miejskim szuka zacisznego miejsca poza, z dala, na wiosce. Podobnie ludzie wierzący powinni zadawać sobie pytania o to, jakimi są na przykład katolikami. Czy im jeszcze zależy na tym, żeby Kościół rozwijał się i był bezpiecznym miejscem, godnym zaufania dla wszystkich? To przecież zależy nie tylko od duchownych. Rocznica 13 grudnia nie może przejść obojętnie. Warto się nad nią zatrzymać i podumać. Nie tylko wspominając, jak było, albo planując, jak być powinno. Trzeba się skupiać bardziej także na tym, jak jest, na dzisiaj. Czas obecny potrzebuje ciągłego kształtowania. Tak, jak człowiek potrzebuje ciągłego nawracania się. ks. Łukasz Kleczka Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Od lipca 2018 r. wikariusz w parafii św. Jana Pawła II w Bayonne, w New Jersey.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama