Wszystkie stany certyfikowały wyniki listopadowych wyborów prezydenckich; jako ostatnie zrobiły to we wtorek Hawaje. Demokrata Joe Biden może liczyć na 306 głosów elektorskich, a Republikanin Donald Trump na 232.
W Stanach Zjednoczonych minął okres tzw. bezpiecznej przystani. Od środy nie powinny się odbywać wyborcze audyty czy ponowne liczenie głosów. Wtorek był też ostatnim dniem na certyfikacje rezultatów wyborczych na poziomie stanowym.
Procedura certyfikowania wyborów na poziomie stanów zazwyczaj nie jest uważnie śledzona i uznawana jest za formalność. W tym roku przyciągała jednak zwiększoną uwagę mediów, gdyż prezydent Trump nie uznaje wygranej rywala i uważa, że w głosowaniu dochodziło do masowych fałszerstw. W wyborczych skargach nie udało mu się jednak przed sądami zmienić na swoją korzyść sytuacji w żadnym ze stanów, w których wygrał Biden. Prawnicy prezydenta przegrali w ponad 50 sądowych sprawach.
We wtorek wniosek o nieuznawanie zatwierdzonych już rezultatów z Pensylwanii odrzucił amerykański Sąd Najwyższy. Trump wcześniej kilkukrotnie deklarował, że to właśnie przed tym pełniącym wielką rolę w amerykańskim systemie trójwładzy gremium zamierza walczyć w grudniu i styczniu.
Kolegium Elektorów będzie wybierać prezydenta USA 14 grudnia. Większość stanów prawnie zobowiązuje swoich elektorów do opowiedzenia się za wygranym kandydatem w głosowaniu powszechnym w danym stanie. W historii USA zdarzały się jednak przypadki "wiarołomstwa elektorów", ale te nigdy nie miały wpływu na ostateczny rezultat. Z uwagi na wyraźną przewagę Bidena (306 do 232) oczekuje się jego pewnego zwycięstwa.
Zgodnie z procedurą decyzja Kolegium Elektorów zostanie przyjęta przez Kongres 6 stycznia. Dwa tygodnie później Biden zostanie zaprzysiężony na 46. prezydenta USA.
Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)
Reklama