W latach 70. porywanie samolotów pasażerskich nie należało do rzadkości. Różne grupy terrorystyczne wykorzystywały tego rodzaju dramatyczne akcje do propagowania swoich przekonań. Zdarzały się też porwania dokonywane przez ludzi, którzy po prostu chcieli skądś uciec i nie mieli innych możliwości. Hijacking zwykle miał jakiś smutny, a nawet tragiczny finał. Ale nie zawsze...
Małżeństwo porywaczy
31 lipca 1972 roku na lotnisku w Miami do zaparkowanego na pasie startowym samolotu linii Delta podjechał samochód, za kierownicą którego siedział mężczyzna odziany wyłącznie w kąpielówki. Jego pasażerem był inny człowiek, ubrany dokładnie tak samo, a trzymający na kolanach niebieską walizkę. Człowiek ten wysiadł, podszedł do samolotu DC-8 i położył walizkę pod kadłubem, tuż pod otwartymi drzwiami maszyny. Z zewnątrz opuszczona została lina, przy pomocy której bagaż wciągnięto do środka. W walizce znajdował się milion dolarów w gotówce, a półnadzy ludzie byli agentami FBI, którzy dostarczyli okup porywaczom.
Samolot został porwany przez grupę pięciu ludzi wkrótce po starcie z Detroit. Na pokładzie prócz załogi znajdowało się 86 pasażerów. Głównymi organizatorami całej akcji byli 24-letni Melvin McNair i jego żona Jean. Ludzie ci poznali się siedem lat wcześniej w czasie studiów w Północnej Karolinie, skąd Melvin pochodził. Jako student grał w akademickich drużynach sportowych i uzyskał w ten sposób stypendium.
Kiedy jednak w roku 1968 wziął udział w zamieszkach, do których doszło po zamordowaniu Martina Luthera Kinga, został wydalony z uczelni, a wkrótce zwerbowany do armii. Znalazł się w Berlinie, gdzie szybko przekonał się, że w szeregach amerykańskich sił zbrojnych wszechobecny był rasizm. Wraz z kilkoma kolegami wstąpił w szeregi Czarnych Panter, największej i najbardziej radykalnej organizacji czarnoskórych mieszkańców USA.
Jego żona po pewnym czasie dołączyła do niego w Berlinie. Gdy w roku 1970 okazało się, że Melvin zostanie wysłany na front w Wietnamie, postanowił zdezerterować. Wraz z Jean ukrywali się w Detroit, w którym wtedy istniało kilka radykalnych ugrupowań politycznych. McNairowie dzielili dom z George’em Wrightem, który w przeszłości odsiedział wyrok za przypadkowe zabicie człowieka w czasie nieudanego napadu na stację benzynową. Melvin i Jean nie znali jego przeszłości i nigdy o nią nie pytali. Innym współlokatorem był George Brown, o którym w zasadzie bardzo niewiele wiadomo.
Pewnego dnia Brown został niegroźnie postrzelony przez policję. Po tym wydarzeniu cała grupa doszła do wniosku, że jedynym rozwiązaniem jest ucieczka z USA do innego kraju. Ich wybór padł na Algierię, gdzie przebywał przywódca Czarnych Panter, Eldridge Cleaver. Jasne stało się to, że jedyną możliwością dostania się do Algierii było porwanie samolotu.
Lot numer 841
Rozpoczęło się planowanie śmiałej akcji przez pilne obserwowanie lotniska w Detroit, szczególnie pod kątem stosowanych tam środków bezpieczeństwa. Ostatecznie w grupie porywaczy znaleźli się: Melvin, Jean, Wright, Brown i jego narzeczona, Joyce Tillerson. Na pokład zabrali też trójkę małych dzieci McNairów i Browna.
Wkrótce po starcie lotu numer 841 z Detroit do Miami ludzie ci przejęli kontrolę nad samolotem, grożąc załodze niewielkimi rewolwerami, przemyconymi w wydrążonych specjalnie bibliach. Po lądowaniu zażądali dostarczenia miliona dolarów i lotu do Algieru. Obiecali, że wypuszczą wszystkich zakładników po otrzymaniu pieniędzy. Tak istotnie się stało, a maszyna wystartowała ponownie, choć musiała jeszcze wylądować w Bostonie. Tu na pokład wszedł nawigator mający wspomóc pilota, kapitana Williama Maya, który nigdy przedtem nie latał przez Atlantyk.
Lot do Algierii odbył się bez żadnych przeszkód. W Algierze porywacze zostali powitani z sympatią i szybko nawiązali kontakt z Czarnymi Panterami. Jednak okazało się, że wybranie przez nich tego kraju było strategicznym błędem, gdyż działała tam nikła grupa Panter, a rząd algierski zaczął coraz ściślej współpracować z USA. Przez następne 14 miesięcy porywacze mieszkali na przedmieściach Algieru, w domu pilnowanym przez tajemniczych agentów.
Po pewnym czasie Melvin i Jean wysłali swoje dzieci z powrotem do Stanów Zjednoczonych, gdzie znalazły się pod opieką ich rodzin. Następnie cała piątka dorosłych pojechała do Paryża na fałszywych paszportach i ukrywała się tam aż do 1976 roku, kiedy to zostali aresztowani i osądzeni. Wcześniej władze Francji nie zgodziły się na ekstradycję aresztowanych do USA.
Kobiety nie dostały żadnych wyroków. McNair został skazany na pięć lat więzienia za porwanie samolotu, ale kara ta została później zredukowana. Nieco dłużej za kratkami przebywał Brown. McNair odzyskał wolność w 1980 roku i zamieszkał we Francji na stałe wraz z Jean i ich dwójką dzieci. Natomiast Wright uniknął aresztowania przez pośpieszną ucieczkę do Afryki, gdzie wszelki ślad po nim zaginął. Później pojawił się w Portugalii, gdzie mieszka do dziś jako obywatel tego kraju.
Jean McNair zmarła przed kilkoma laty, natomiast jej mąż osiedlił się w mieście Caen, gdzie jest szkolnym trenerem koszykówki. Udziela się też społecznie w kilku organizacjach charytatywnych. Twierdzi, że niczego nie żałuje, choć przyznaje, że pomysł porwania samolotu był radykalny i mało przemyślany. Przed laty odwiedził go we Francji pilot porwanego samolotu, kapitan May, który nie ma do niego żadnych pretensji.
Cała ta historia jest o tyle niezwykła, że nie doprowadziła do żadnych ofiar, a porywacze, choć ukarani, w zasadzie dostali szansę na drugie życie. Nigdy nie byli powietrznymi terrorystami i robili co mogli, by ich wyczyn nie zakończył się jakąś tragedią. W tym sensie odnieśli sukces.
Krzysztof M. Kucharski
Reklama