Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 14:42
Reklama KD Market

Spotkania z genetyczną ruletką

„Zmarł wybitny muzyk NN”, „Znany aktor z serialu AA nie żyje”, „Odszedł młody policjant XX” – ileż podobnych wiadomości pojawia się ostatnio na informacyjnych stronach portali internetowych. Linki do tekstów internauci przeklejają masowo na portale społecznościowe. Dzieje się to zdecydowanie za często. W miesiącach jesiennych zawsze notowano więcej zgonów, ale liczba zawiadomień o śmierci ludzi bardziej lub mniej znanych przekroczyła wszystko, czego do tej pory doświadczaliśmy w świecie wirtualnym. Pandemia brutalnie wdarła się w naszą rzeczywistość. W USA mamy ponad 270 tysięcy ofiar śmiertelnych, a dzienne wskaźniki zgonów biją kolejne rekordy. W Polsce koronawirus sprawił, że w listopadzie miesięczna liczba zgonów okazała się najwyższą od czasów II wojny światowej. Covidowa śmierć jest coraz bliżej – to już nie tylko celebryci, ale znajomi znajomych, koledzy z pracy. A coraz częściej – najbliżsi przyjaciele albo członkowie rodziny. To zwykłe prawo statystyki. Im więcej zakażonych tym więcej tych, którzy chorobę przechodzą z ciężkimi objawami i większe prawdopodobieństwo, że dotknie to kogoś z najbliższego otoczenia. Dożyliśmy nawet czasów, że inna niż covid przyczyna śmierci zaczęła dziwić. Rak? Udar? Ktoś teraz na to umiera? Nawet wiadomość o śmierci Diego Maradony została przyjęta z pewnym niedowierzaniem. Umrzeć na atak serca w czasie pandemii – to wydawało się anomalią. Psychologowie zapewne znajdą jakieś uczone uzasadnienie, dlaczego czytając informacje o śmierci najpierw sprawdzamy w wiadomościach wiek zmarłego, a potem przyczynę zgonu. To niemal automatyczne. Często szybko przebiegamy wzrokiem przez linijki tekstu, aby odnaleźć to, co dla nas najbardziej interesujące – dlaczego ktoś umarł i ile miał lat. Dziś dochodzi jeszcze pytanie – czy zmarły miał choroby współistniejące? Jeśli miał, to kiwamy głowami ze zrozumieniem. Wiadomo – był w grupie podwyższonego ryzyka. Dopiero negatywna odpowiedź na to pytanie budzi prawdziwy niepokój. Jak to? Był zdrowy? To niemożliwe. Przecież wirus powinien zabierać przede wszystkim tych, którzy już na coś cierpią – astmatyków, sercowców, nadciśnieniowców, otyłych… Wiadomości, że COVID-19 zabiera też ludzi bez wcześniejszych problemów zdrowotnych podważają nasze podstawowe poczucie bezpieczeństwa. Lekarze, z którymi rozmawiałem – od internistów po specjalistów – kardiologów, neurologów, pulmonologów, a nawet dentystów – podkreślają jedno: reakcja naszych organizmów na koronawirusa jest nieprzewidywalna. To genetyczna ruletka, która przesądza, czy zakażenie przejdziemy bez najmniejszego kichnięcia, czy skończymy pod respiratorem. I to ruletka potrójnego ryzyka, bo najpierw bronimy się, aby się nie zarazić. Potem, gdy już do tego dojdzie, walczymy aby przejść przez zakażenie obronną ręką i nie umierać w samotności. A potem gdy się to już uda, zaczyna się wielki strach przed nieznanym. Bo długotrwałe konsekwencje zakażenia koronawirusem są ciągle nierozpoznane. I zostaje pytanie – na jak długo wystarczy nam odporności po przebytej chorobie? Kilka dni temu pogrzebałem swojego przyjaciela. Odszedł po trzech tygodniach walki na respiratorze. Nie miał chorób współistniejących. Nie był otyły. Jeździliśmy razem na długie wycieczki rowerowe. Lekarz, który oddawał rzeczy rodzinie mówił, że wirus zniszczył mu nieodwołalnie płuca już w pierwszej fazie choroby. Z każdym dniem nadziei było coraz mniej. Gdy odszedł były wspomnienia w mediach społecznościowych z czarno-białymi zdjęciami – tak jakby śmierć zabierała prawo do kolorowych wspomnień. Covidowy pogrzeb przypomniał wszystkim, że Tomasz (taka zbieżność imion) zmarł o wiele lat za wcześnie. Żałobnicy odeszli z cmentarza bez możliwości spotkania i podzielenia się wspomnieniami o zmarłej – reżim sanitarny na to nie pozwalał. Z czasów, które już za kilka miesięcy będziemy wspominać jako chwilową anomalię w normalnym życiu pozostaną nam groby z datami śmierci gdzieś z 2020 roku. Pozostanie też świadomość, że wygraliśmy w jakiejś upiornej genetycznej ruletce. Zostaną też klimaty jak piosenki Jana Krzysztofa Kelusa, barda opozycji demokratycznej z lat 70.: A potem: znów przez cały rok – cmentarze, mała grupka ludzi przestraszy wiewiórki ktoś będzie łkać (Postaw w nogach kwiat!) i znowu: płyta pomnik murowanie żeby zobaczyli co mu postawili, żeby przeczytali co mu napisali ile miał lat ile miał lat Tomasz Deptuła Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama