Wyniki wyborów prezydenckich – choć jeszcze z formalnego punktu widzenia nie są ostateczne – zostały przyjęte z ulgą przez tysiące, jeśli nie przez miliony imigrantów i osób planujących przyjazd do USA na stałe. Program wyborczy prezydenta-elekta Joe Bidena zakładał bowiem odejście od restrykcyjnej polityki imigracyjnej obecnego lokatora Białego Domu.
Różnicę w podejściu do kwestii imigracyjnych widać było w retoryce kampanii. W programie wyborczym Joe Bidena znalazły się zapisy o ogromnej roli imigracji i konieczności prowadzenia polityki, która „odzwierciedla najlepsze wartości naszego narodu”. Z kolei Donald Trump w ostatnich dniach swojej kampanii ostrzegał mieszkańców Minnesoty, że w razie wygranej, jego przeciwnik zamieni stan w wielki obóz dla uchodźców, a Immigration and Customs Enforcement (ICE) umieszczało na bilbordach twarze nielegalnych imigrantów. Krótko mówiąc mieliśmy do czynienia z dwoma przeciwstawnymi i wykluczającymi się wizjami.
„Odkręcanie” decyzji wykonawczych
Ostatnie lata, o czym pisałam tydzień temu, pokazały, że nawet bez zgody Kongresu prezydent posiada sporo prerogatyw, aby skutecznie kształtować politykę imigracyjną. Donaldowi Trumpowi udało się na przykład w ciągu swojej kadencji zredukować legalną imigrację o 49 proc. (tak szacuje National Foundation for American Policy – NFAP) bez zmiany jakiejkolwiek ustawy. Zniesienie nałożonych ograniczeń będzie zapewne jednym z priorytetów pierwszych miesięcy nowej prezydentury.
Doradcy prawni Bidena zajmą się więc najprawdopodobniej rozporządzeniami wykonawczymi poprzednika. Stanowiły one w ciągu minionych czterech lat skuteczne narzędzie ograniczania imigracji. Można założyć, że poza decyzjami związanymi bezpośrednio z pandemią Covid-19 i kwestiami zdrowia publicznego, będą one stopniowo uchylane. Dotyczy to m.in zakazu wjazdu cudzoziemców ze sporej grupy krajów muzułmańskich Afryki i Azji, przepisów o „obciążeniu publicznym” (public charge), czy ograniczeń dotyczących wydawania wiz pracowniczych obywateli poszczególnych krajów. Nie będzie to jednak prosty proces, bo w grę wchodzą regulacje dotyczące wielu instytucji federalnych oraz decyzje sądów różnych instancji.
Odetchną pracodawcy i wyższe uczelnie
Wśród decyzji dotyczących „odkręcenia” można spodziewać się zniesienia ograniczeń w przyznawaniu wiz H-1B dla wysokiej klasy profesjonalistów i naukowców. Działania administracji na tym polu to jeden z dowodów na to, że administracja Trumpa, wbrew oficjalnym deklaracjom, nie była zainteresowana budowaniem systemu opartego na kryteriach merytorycznych. Według szacunków NFAP odsetek odmów przyznawania wiz H-1B wzrósł z 6 proc. w roku budżetowym 2015 do 29 proc. w 2020 roku (licząc do momentu wprowadzenia całkowitej blokady ich wydawania motywowanej pandemią). W październiku – tuż przed wyborami – ogłoszono kolejne restrykcje w wydawaniu tych wiz.
Ta polityka budziła kontrowersje także wśród Republikanów. Krytykowały ją także środowiska biznesowe. Dla pracodawców z sektora zaawansowanej technologii, którzy od lat domagają się zniesienia restrykcji i zwiększenia dostępnej puli jest to często jedno z głównych źródeł pozyskiwania utalentowanych pracowników. Spółki high-tech liczą więc na powrót do regulacji z czasów prezydenta Obamy. Podobne nadzieje mają wyższe uczelnie i uniwersytety, bo prezydent Trump znacznie ograniczył możliwości studiowania w USA.
Mur do rozbiórki
Przez cztery ostatnie lata prezydent Donald Trump systematycznie ograniczał imigrację do Stanów Zjednoczonych, rzucając kolejne kłody pod nogi wszystkim, którzy chcieli studiować, pracować, czy szukać azylu w USA. Administracja zapowiedziała także wycofanie ochrony humanitarnej dla setek tysięcy ofiar naturalnych kataklizmów. Monumentalny program budowy muru na granicy z Meksykiem pochłonął astronomiczne sumy. Teraz wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zostanie zaniechany. Tutaj Biden może od razu odwołać ogłoszony przez Trumpa w 2019 roku stan zagrożenia na granicy, co pozwoliło na przesunięcie pieniędzy z budżetu Pentagonu na budowę muru. Ale wycofanie się z już podpisanych kontraktów będzie stanowić spore wyzwanie dla prawników.
Jeszcze trudniej będzie odwrócić procedury wprowadzane na południowej granicy, tzw. Migrant Protection Protocols. Polityka „remain in Mexico” została stworzona pod koniec 2018 i zmusza potencjalnych azylantów do oczekiwania w Meksyku na rozprawę przed amerykańskim sędzią imigracyjnym. Natychmiastowy powrót do poprzednich procedur byłby z powodów logistycznych i proceduralnych bardzo trudny, choćby z tej przyczyny, że wymagałoby to uzgodnień ze stroną meksykańską, być może z samym prezydentem Lópezem Obradorem.
Wyzwanie: nadrobić zaległości
Zmiany obejmą także najprawdopodobniej uczestników programu Deferred Action for Childhood Arrivals (DACA) wprowadzonego rozporządzeniem wykonawczym za czasów Baracka Obamy, a potem ograniczanym tą samą drogą decyzji prezydenckich przez Donalda Trumpa, który w 2017 roku podjął nawet decyzję o jego zamknięciu. Joe Biden w kampanii wyborczej zapewniał, że ochrona Dreamersów (jak nazywa się uczestników DACA) będzie jednym z priorytetów jego prezydentury. Ponieważ jednak Kongres od kilkunastu lat nie może uchwalić ustawy w tej sprawie, należy spodziewać się przywrócenia DACA w kształcie zaplanowanym przez Baracka Obamę.
Jednym z największych wyzwań stojących przed nową administracją będzie także likwidacja gigantycznych zaległości w USCIS i Departamencie Stanu. Urząd imigracyjny będzie zapewne wycofywać się stopniowo ze wszystkich rozporządzeń i procedur spowalniających procedury rozpatrywania wniosków. A tych wprowadzono w ciągu minionych czterech lat niemało.
Z kolei Departament Stanu odpowiedzialny jest za procesowanie wniosków wizowych składanych w placówkach konsularnych poza Stanami Zjednoczonymi. Szacuje się, że w momencie wznowienia normalnej pracy po pandemii, czas oczekiwania na wizy nieturystyczne wzrośnie z ok. sześciu miesięcy do ponad roku.
Zaczną od DACA?
Z punktu widzenia imigrantów najważniejsze jest pytanie – jak szybko nowa administracja, która zacznie urzędować od 20 stycznia 2021 roku będzie w stanie odwrócić kurs o 180 stopni. Tempo działań zależeć będzie od wielu czynników, poczynając od pandemii, poprzez głębokość kryzysu gospodarczego, po ostateczny układ sił w nowym Kongresie. Wiele wskazuje na to, że Demokraci nie będą mieli większości w Senacie, chyba że zwyciężą obydwie wyborcze dogrywki w Georgii, które zaplanowano na początek stycznia. Jest to jednak mało prawdopodobne. Brak kontroli nad izbą wyższą oznacza, że ambitne oddalają się plany przeprowadzenia reformy systemu imigracyjnego. Stąd obietnica prawnego rozwiązania sytuacji nieudokumentowanych imigrantów i stworzenia im ścieżki do obywatelstwa może okazać się trudna do zrealizowania. Przy braku kontroli nad Senatem, Bidenowi pozostanie sterowanie polityką imigracyjną tymi samymi metodami co jego poprzednicy, czyli za pomocą rozporządzeń wykonawczych. Najprawdopodobniej najszybciej będzie można się spodziewać rozwiązań programu DACA, budzącego pozytywne skojarzenia u większości Amerykanów. Można się spodziewać, że nowa administracja będzie chciała wysłać pozytywny sygnał, otwierając program na nowych uczestników i przywracając obowiązek odnawiania statusu co dwa lata, a nie – jak to ma miejsce obecnie – co rok.
Warto jednak pamiętać, że administracja Donalda Trumpa będzie jeszcze rządzić przez najbliższe dwa miesiące i nie będzie miała żadnego powodu, aby ułatwiać życie następcom. Imigrantów może więc czekać sporo niespodzianek, prawie na pewno nie nazbyt przyjemnych.
Jolanta Telega
[email protected]
Reklama