Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 września 2024 10:25
Reklama KD Market

Smutne skutki dystansowania

Konsekwencje utrzymywania dystansu społecznego i zamykania całych państw pozostaną z nami na długo. Trudno przyzwyczaić się do nowego zamkniętego, zdystansowanego świata. Ograniczono nam możliwość kontaktu z innymi. Utrudniono możliwość przemieszczania się między miastami, stanami, czy nawet powiatami. Kilka miesięcy stresu i zmęczenia także musiało nas zmienić. Skutki psychologiczne związane z pierwszym od 100 lat globalnym zagrożeniem zdrowia publicznego jeszcze przez wiele lat będą materiałem dla obserwacji i analiz z zakresu psychologii. Emocjonalny stosunek do obostrzeń sanitarnych, załamania nerwowe, stany lękowe, zachowania zbiorowe i indywidualne – to wszystko nie pozostanie bez wpływu na nasze życie po pandemii.  Stres, zmęczenie, poczucie osamotnienia nie pozostały bez wpływu na nasze życiowe wybory. Także te polityczne. Może właśnie dlatego tak trudno nam zaakceptować nawrót pandemii i kolejne ograniczenia. Nikt już nie chce doświadczać nowych restrykcji czy ograniczeń. Frustracja jest tym większa, że zdajemy sobie sprawę z potencjalnych zagrożeń powszechnego zdystansowania społecznego. Odczuliśmy to już na własnej skórze. Społeczeństwa, w jakich żyjemy opierają swój materialny byt na ekonomii opartej na konsumpcji. A w normalne funkcjonowanie gospodarki wpisane są kontakty społeczne. Wizyta w centrum handlowym, lunch poza domem, korzystanie z całej gamy usług (siłownie, fryzjer, bank etc.) – to wszystko oparte jest na ludzkich kontaktach. Każdy normalnie funkcjonujący system ekonomiczny opiera się na swobodnym przepływie towarów i ludzi. Pandemia to brutalnie przerwała. Mamy więc prawo obawiać się, że im dłużej będziemy zmuszeni do egzekwowania reguł dystansu społecznego, tym większą cenę płacić za to będą nasze gospodarstwa domowe, społeczeństwo i cała globalna gospodarka. Droga do nowej normalności będzie bardzo trudna, bo pandemia zmieniła na dłużej relacje międzynarodowe, globalne kanały przepływu towarów i usług, a przede wszystkim wzmocniła mechanizmy sprzyjające gospodarczej samoizolacji. W USA uderzenie recesji okazało się najmocniejsze od czasów wielkiego kryzysu z przełomu lat 20. i 30. ubiegłego wieku. W bardziej przyjaznej socjalnie Europie skutki wielkiego zamknięcia próbowano łagodzić dużo bardziej szczodrymi „tarczami” pomocy dla biznesu, ale mechanizmów ekonomicznych nie da się oszukać. Linie lotnicze, hotele i restauracje potrzebują pasażerów i gości, aby przetrwać. Dziś już wiadomo, że wiele z nich nie podniesie się po koronakryzysie. W USA nawet ponad połowa lokali gastronomicznych może już się nie otworzyć, podobnie jak sklepy z odzieżą czy salony kosmetyczne. Przed podobnym kryzysem stoją także inne rozwinięte państwa, w które dziś uderza druga fala pandemii. Uderzenie jest tym mocniejsze, im bardziej otwarte są społeczeństwa krajów dotkniętych przez koronawirusa. Tu lockdowny i agresywna polityka dystansu społecznego może okazać się gospodarczo zabójcza. W społeczeństwach otwartych wolno głośno pytać o to, czy dla dobra społeczeństwa jako całości mamy poświęcać swoją wolność. Problem w tym, że każda z możliwych odpowiedzi na to pytanie niesie skutki mające wpływ nie tylko dla nas, ale także na nasze otoczenie. Paradoksem tej pandemii jest to, że dużo lepiej radzą sobie z nią społeczeństwa o wysokim stopniu dyscypliny społecznej, czy wręcz funkcjonujące w strukturach totalitarnych. Także w sferze gospodarczej. Tymczasem chińskie metody dyscyplinowania społecznego są trudne do powielenia w USA czy w Europie. Nie tylko zresztą chodzi tu o komunistyczne czy totalitarne reżimy. To kwestia mentalności społecznej. Metody zastosowane przez azjatyckie demokracje – Tajwan, Japonię, czy Koreę Południową –  są trudne do powielenia. Nie mówiąc już o wyspiarskiej, anglosaskiej Nowej Zelandii, która się po prostu zamknęła. Czyli zdystansowała społecznie od reszty świata. Nie sądzę, abyśmy nauczyli się już żyć w dobie pandemii i pogodzili się ze skutkami zdystansowania społecznego.  Oczywiście wiemy więcej o koronawirusie, znamy sposoby jego unikania. Często wydaje nam się, że już wszystko wiemy. Ale sytuacja wokół nas jest dynamiczna, podczas gdy to, co do nas dociera i to, co akceptujemy pochodzi najczęściej z bańki informacyjnej, jaką sobie sami „nadmuchaliśmy”. To także jeden ze skutków ubocznych zdystansowania społecznego – obcowanie na Facebooku, Twitterze, Instagramie wciąż z tą samą grupą wirtualnych znajomych powoduje, że coraz bardziej przekonujemy się do własnych racji. To jednak tylko namiastka normalnych kontaktów i prowadzonych dyskusji. Tymczasem często otaczająca nas rzeczywistość – epidemiologiczna, społeczna czy ekonomiczna, zasadniczo różni od wizji z mediów społecznościowych. Im bardziej zalewa nas druga fala pandemii tym mniej złudzeń. Niezależnie od tego, co myślimy, takie terminy jak dystans społeczny, izolacja, kwarantanna, towarzyszyć nam będą przez dłuższy czas – przynajmniej do upowszechnienia szczepionki. Nawet jeśli nie wierzymy w jej skuteczność. Tomasz Deptuła Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama