Zaczęło się od typowych grypowych objawów. Bóle mięśni, łamanie w kościach. Potem było już gorzej – gorączka, kaszel, osłabienie. Łóżko i jednocześnie zderzenie z polskim systemem ochrony zdrowia. Od lekarza pierwszego kontaktu, poprzez skierowanie na wymaz, zrobienie testu i oczekiwanie na jego wynik. Ta droga zajęła w sumie tydzień – tyle czasu minęło od momentu umówienia się na pierwszą teleporadę do chwili pojawienia się wyniku covidovego testu w systemie komputerowym.
Kiedy przyszło potwierdzenie diagnozy okazało się, że tak naprawdę niewiele więcej można zrobić. Na koronawirusa wciąż nie ma skutecznego leku. Wielodniowa gorączka i kaszel nie wystarczają, aby osobiście zobaczyć się z lekarzem od chorób zakaźnych. Może to i dobrze? Alternatywą jest karetka i próba dostania się do jednego ze szpitali.
Moje doświadczenie nie jest czymś szczególnym. W tym samym czasie podobną ścieżkę przechodziło i przechodzi wielu moich krewnych i znajomych, po których jak walec przejeżdża druga fala pandemii. Z mniej lub bardziej ostrymi objawami próbowali oni ogarnąć w praktyce zasady funkcjonowania systemu opieki medycznej. I podobnie jak w moim przypadku doświadczają poczucia samotności i bezradności jednostki wobec rzeczywistego zagrożenia.
Nie będę się wymądrzał. To nie był czas wzniosłych refleksji nad sensem życia czy cierpienia. Wyrywane gorączce dni i noce zlały się w pamięci w jedną całość. Zostało poczucie wielkiego zmęczenia oraz strachu o siebie i najbliższych. Mogę napisać to, co pisali przede mną inni – jeśli to możliwe unikajcie zakażenia za wszelką cenę. Nie dajcie sobie wmówić, że lepiej przez nią przejść i mieć problem z głowy. Ta choroba to loteria. Nie wiemy, w jaki sposób się nią zarażamy, jak przez nią przejdziemy, a przede wszystkim – jacy z niej wyjdziemy. Lekarze już od miesięcy ostrzegają przed kolejną, najmniej przewidywalną i być może najstraszniejszą fazą pandemii, czyli przed obciążeniami tzw. ozdrowieńców. Dziś dowiadujemy się, że ludzie, którzy przechorowali koronawirusa wcale nie są w dobrej formie. Nikt jeszcze nie wie, jak daleko w przyszłości będą trwać skutki przebytego zakażenia. Lista objawów chorobowych utrzymujących się po wyzdrowieniu jest długa i bardzo zróżnicowana: zmęczenie, przyspieszone bicie serca, duszności, bóle stawów, zamglone myślenie, uszkodzenia serca, płuc, nerek i mózgu itd. A nawet jeśli ozdrowieniec takich objawów nie ma – w jego pamięci pozostaje świadomość, że został już na zawsze skażony koronawirusem, którego jeszcze nie udało się do końca poznać. Z tym trzeba będzie nauczyć się żyć.
Przez świat przetacza się kolejna fala pandemii – bez wątpienia większa i groźniejsza od tej wiosennej. To kolejny test wytrzymałości systemów opieki zdrowotnej w krajach rozwiniętych. Znów będziemy świadkami dramatycznych wydarzeń i trudnych wyborów. Nawet mi się nie chce przy tym myśleć o antyszczepionkowcach, antycovidowcach, antymaseczkowcach i innych negacjonistach, którzy nie potrafią wyjść z kręgu własnego egoizmu, bojkotując najprostsze i jak na razie jedynie skuteczne środki ostrożności – dystans społeczny, maseczki i dezynfekcję. Nie życzę nikomu źle, ale w tym wypadku podzieliłbym się z takimi ludźmi moim doświadczeniem – covidowca ze średniouciążliwymi objawami. 10 dni koronawirusowego walca, który rozjeżdżał mnie we wszystkie strony nie zapomnę do końca życia. A to przecież nie koniec, ale początek doświadczenia z COVID-19.
Pandemia zabiera do grobu nawet ludzi młodych i zdrowych – bez tak zwanych chorób współistniejących. Przebieg zakażenia to ruletka. Z tą różnicą, że w ruletkę można wygrać. Z koronawirusem można być tylko mniej lub bardziej przegranym. Chrońmy więc siebie i najbliższych w tych trudnych czasach. Zdrowia!
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.
Reklama