Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 20:54
Reklama KD Market

Pandemia zmęczenia

Od grudnia 2019 r., kiedy w chińskim Wuhan odnotowano pierwsze przypadki zakażeń ludzi koronawirusem SARS-CoV-2 minęło 10 miesięcy. Dziś liczbę zarażonych na całym świecie mierzy się w dziesiątkach milionów, a ofiar śmiertelnych – w milionach. Ale to nie wszystko. Są jeszcze emocjonalne koszty pandemii. Psychologowie już teraz ostrzegają przed skutkami zbiorowego wzrostu apatii, spadku motywacji do podejmowania środków ostrożności oraz ogólnego zmęczenia. Mamy jesień, liczba zakażeń po obu stronach oceanu znów zaczęła rosnąć. W Polsce nie jest to nawet druga fala pandemii tylko pierwsza, bo liczba zakażeń czy zgonów z powodu koronawirusa była nad Wisłą znacząco niższa, niż w najbardziej poszkodowanych europejskich krajach, o Stanach Zjednoczonych nie wspominając. Przez całe tygodnie raportowano w Polsce zaledwie po kilkaset przypadków zakażenia dziennie. Sytuacja zmieniła się radykalnie dopiero na przełomie września i października. I tu właśnie jest miejsce do zadumy nad ludzką naturą. Z jednej strony nie powinniśmy czuć się bezpieczni do momentu pojawienia się na rynku szczepionki bądź skutecznych leków. Z drugiej strony okres lockdownu i życie z nieustannym ryzykiem infekcji tak nas zmęczyło, że zaczęto mówić o „pandemii zmęczenia”, która objawia się m.in. zanegowaniem sensu podejmowania środków bezpieczeństwa. Trochę paradoksalnie w kontekście tych negatywnych emocji (ale nie do końca jeśli się nad tym głębiej zastanowić) psychologowie mówią głośno o „nierealistycznym optymizmie” – postawie, która jest bliska zwłaszcza Polakom. Opiera się ona na założeniu, że w zasadzie nic złego nam stać się nie może, co najwyżej może spotkać kogoś znajomego. Przemawiają za tym przecież statystyki. Skoro koronawirus zabija około 3 proc. zakażonych, to mamy prawo myśleć, że nas ominie to, co najgorsze. Przyzwyczailiśmy się do pandemii. Jest z nami od dawna i lęk związany z nią próbujemy mniej lub bardziej skutecznie oswajać. Ale wszystko wskazuje na to, że w najbliższych miesiącach nie będzie nam lepiej. Po pierwsze dlatego, że nic nie wskazuje, że sytuacja pandemiczna nagle się poprawi, po drugie – negatywny wpływ kryzysu zdrowotnego na gospodarkę może się pogłębiać. Nie można bowiem przedłużać w nieskończoność tarcz antykryzysowych, pakietów socjalnych i innych form osłony społeczeństwa. Odbywa się to najczęściej za pożyczone pieniądze i na dłuższą metę żadnego rządu na to nie stać. Będziemy więc tracić zbiorowo poczucie materialnej stabilizacji. Tam, gdzie koronawirus dał się mocniej we znaki, widać, że psychologiczne skutki pandemii mogą być nie mniej groźne niż sama choroba. Nie chodzi tu wyłącznie o trudności w radzeniu sobie z izolacją, czy w utrzymywaniu dystansu społecznego. We Włoszech, które dużo ostrzej doświadczyły skutków pandemii niż inne kraje, psychologowie opisują przypadki ataków lęku, depresji, czy stresu pourazowego. Wzrosła też liczba prób samobójczych związanych z problemami finansowymi, a także żałobą i chorobą. To okrutne doświadczenie: pandemia skonfrontowała nas z naszymi własnymi ograniczeniami, ze świadomością śmiertelności i z faktem, że nie wszystko jesteśmy w stanie kontrolować. A to – jak zgodnie potwierdzają psychologowie – sprawia, iż nasze postawy stają się coraz bardziej skrajne i coraz mniej racjonalne. Dziś potrzebny jest przede wszystkim realizm, który zaczyna się od dopuszczenia do siebie świadomości, że to my możemy zachorować i stać się częścią statystyki. A jak nie my, to ktoś z naszych najbliższych. Wirusem SARS-CoV-2 naprawdę można się zarazić. I na tą chorobę można umrzeć, albo wyjść z niej ze spustoszonym organizmem. Większość ozdrowieńców uważa, że wciąż lepiej jest unikać zakażenia niż przechorować wirusa, bo wciąż nie znamy czynników, które przesądzają o cięższym lub lżejszym przejściu przez zakażenie. Choć wydaje nam się, że po prawie roku spędzonym z wirusem wiemy o nim wszystko, nie mamy racji. Nikt nie wie, jak na koronawirusa zareaguje jego organizm, nawet jeśli nie ma tzw. chorób współistniejących. Czy jest lekarstwo na „pandemię zmęczenia”? Na to pytanie trudno o jednoznaczną odpowiedź. Różnie bowiem reagujemy na sytuację zagrożenia. Jednych życie w poczuciu strachu paraliżuje, innych potrafi mobilizować. Dla wielu najbardziej przerażający jest nie sam koronawirus, ale perspektywa długotrwałego życia w poczuciu permanentnego zagrożenia, bez realnej czasowo prognozy końca pandemii. Chcemy, aby wirus został już oswojony. A nie jest. I nie wiemy kiedy będzie. Według psychologów dla zachowania zdrowia psychicznego w „pandemii zmęczenia”, nakładającej się na tę pierwotną – koronawirusową, istotne jest zachowanie poczucia kontroli w tych sferach, na które mamy wpływ. Skoro przeciw COVID-19 nie ma szczepionki i skutecznego lekarstwa, pozostaje higiena, dystans społeczny i maski. Przynajmniej ręce będziemy mieli czyste. I tyle. Tomasz Deptuła Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama