Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 5 listopada 2024 17:12
Reklama KD Market

Wiceszef MSZ: Rosja nie ma żadnych podstaw do ingerowania w sprawy Białorusi

Polska oraz Wspólnota Europejska uważają, że nie ma absolutnie żadnych podstaw w prawie międzynarodowym do ingerowania w sprawy Białorusi przez państwa trzecie, w tym przez Rosję - podkreślił w niedzielę wiceszef MSZ Marcin Przydacz. W TV Republika wiceszef MSZ był pytany o niedawne słowa prezydenta Rosji Władimira Putina o przygotowanej rezerwie sił MSW do ewentualnego skierowania na Białoruś, o którą - jak mówił Putin - poprosił prezydent tego kraju Alaksandr Łukaszenka. "Uważamy jako Polska, ale jako Wspólnota Europejska, wspólnota transatlantycka, że nie ma absolutnie żadnych podstaw w prawie międzynarodowym do ingerowania przez państwa trzecie w rzeczywistość wewnętrzną takiego chociażby państwa jak Białoruś i stąd też apel pana premiera Morawieckiego o nie ingerowanie, powiedzmy wprost, przez Rosję w wewnętrzne sprawy Białorusi. To Białorusini powinni decydować o swoim losie, o przyszłości swojego państwa" - dodał. Odnosząc się do słów Putina wiceszef MSZ zaznaczył, że prezydent Rosji "bardzo sprytnie skrył się za wyartykułowanym oczekiwaniem ze strony państwa białoruskiego". "Czyli ze strony jego najwyższego przedstawiciela jakim, póki co, jest prezydent Łukaszenka" - dodał. Podkreślił przy tym, że to jest sytuacja przypominająca czasy komunizmu i doktryny Breżniewa, gdy państwo będące w obrębie wpływów Związku Sowieckiego "prosi o tzw. bratnią pomoc". "W rzeczywistości jest oczywiście tak, że prezydent Łukaszenka samoizolując się poprzez swoje działania i poprzez niechęć do dialogu z kimkolwiek innym na Zachodzie, już nie mówię tylko o państwach sąsiednich, ale i nawet innych państwach Unii Europejskiej np. Niemiec, sam doprowadził się do sytuacji, w której musi prosić o wsparcie Władimira Putina" - mówił Przydacz, przypominając, że jeszcze rok temu Łukaszenka deklarował chęć współpracy z Zachodem. Wiceszef MSZ dodał też, że prośba Łukaszenki w rzeczywistości dotyczyła jedynie słownego wsparcia ze strony Putina. "To jest tylko i wyłącznie - na tym etapie - słowne wsparcie ze strony Kremla. Chęć nastraszenia jeszcze raz protestujących przed ewentualną interwencją z zewnątrz" - tłumaczył. W rozmowie z TV Republika wiceszef MSZ podkreślił też, że nie należy określać Białorusi jako państwa będącego kolonią rosyjską lub rosyjskim protektoratem. "Białoruś podlega na pewno silnym wpływom rosyjskim - zresztą też z własnej decyzji, z chęci integracji właśnie w ramach państwa związkowego i organizacji gospodarczych i wojskowych z blokiem rosyjskim, natomiast Białoruś jest niepodległym, suwerennym państwem zgodnie z zasadami prawa międzynarodowego, niestety podlegającym szeregom wpływów właśnie najczęściej z kierunku wschodniego" - wyjaśnił Przydacz. Dodał też, że prezydent Putin wciąż bardzo silnie zabiega o zwiększenie na Białorusi rosyjskich wpływów politycznych, militarnych i medialnych. "My jako świat zachodni powinniśmy odpowiadać na te neoimperialne zakusy prezydenta Putina, bo to jest kolejne państwo, które w sposób hybrydowy podlega ingerencji zewnętrznej z Moskwy - po Gruzji, w ogóle po południowym Kaukazie, po Ukrainie, po Mołdawii" - ocenił wiceszef MSZ. "Dla nas suwerenna, niepodległa, stabilna Białoruś jest absolutną wartością. Chcemy mieć stabilnego sąsiada w postaci Białorusi, w którym władza prowadzi dialog ze swoim społeczeństwem, i w którym to naród i społeczeństwo decyduje o przyszłości swojego państwa" - mówił. Podkreślił też, że dla Rosji kolejny kosztowny konflikt nie jest korzystny, ze względu na kryzys gospodarczy i m.in. niskie ceny ropy i gazu. "Rosja, mimo że jest wielkim państwem w sensie terytorialnym, to jej gospodarka jest tylko trzy razy większa od polskiej - porównywalna ze średnim państwem innym europejskim, więc to naprawdę nie jest jakaś wielka gospodarka i też nie jest ją stać na szereg agresywnych działań" - wyjaśnił. Wiceszef MSZ dodał, że tylko wspólna i jednomyślna, a także twarda reakcja Zachodu, który nie może dać się rozbić Rosji, może powstrzymać jej imperialną politykę. Istotna może być również - jak ocenił - groźba zastosowania sankcji wobec Rosji, które wprowadzono np. po jej agresji wobec Ukrainy. "Ukraina była pierwszym momentem, kiedy Zachód w sposób rzeczywisty odpowiedział sankcjami; nie odpowiedział w przypadku Gruzji" - przypomniał. Od 9 sierpnia na Białorusi trwają protesty przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich, które - według oficjalnych wyników - wygrał urzędujący szef państwa. Reżim Łukaszenki przekonuje, że podejmowane są próby destabilizacji sytuacji w kraju. Według retoryki władz Białorusi nieokreślone siły zewnętrzne - początkowo wskazywano na Rosję, a obecnie na Zachód - próbują przez protesty destabilizować kraj od wewnątrz, jednocześnie grożąc zewnętrzną agresją. (PAP)  
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama