Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 06:07
Reklama KD Market

Ścieżka do obywatelstwa USA coraz bardziej wyboista – między Białym Domem a salą sądową 

Ścieżka do obywatelstwa USA coraz bardziej wyboista – między Białym Domem a salą sądową 
Prezydent Donald Trump uroczyście odbierający w Białym Domu przysięgę nowych obywateli. I niemal w tym samym momencie orzeczenie sądu federalnego, który uznał za nielegalne próby ograniczenia dostępu do obywatelstwa przez Pentagon żołnierzom w służbie czynnej. Które z tych obrazów mówi więcej o obecnej polityce imigracyjnej Stanów Zjednoczonych?  Było skromnie – bo mamy pandemię – ale uroczyście. Prezydent wkroczył na salę przy dźwiękach ,,Hail to the Chief” i pogratulował pięciorgu nowych obywateli po złożeniu przysięgi. Ceremonia zaprzysiężenia została zorganizowana jednak w czasie konwencji Partii Republikańskiej, o czym przypominały paski informacyjne na ekranach wszystkich kanałów TV.  Od razu musiały pojawić się oskarżenia o upolitycznienie całego zdarzenia. Według krytyków chodziło o stworzenie wrażenia, że obecna administracja twardo walczy ze zjawiskiem nielegalnej imigracji ale jednocześnie popiera legalną imigrację i jest otwarta dla ludzi, którzy w USA szukają schronienia przed prześladowaniami. W oczach wyborców ma pozostać widok pięciorga osób różnej płci, rasy i narodowości składających w obecności prezydenta przysięgę na wierność konstytucji Stanów Zjednoczonych. Sądowy kontrast Analiza podstawowych faktów wydaje się jednak przeczyć intencjom autorów tego medialnego przekazu. Dobitnym dowodem mogło być właśnie wtorkowe orzeczenie sądu federalnego w Waszyngtonie DC, który zakwestionował obowiązujące od 2017 roku regulacje Pentagonu dotyczące możliwości ubiegania się o obywatelstwo. Służba wojskowa była zawsze ważną furtką dla osób ubiegających się o obywatelstwo. Według oficjalnych danych między 1 października 2001 roku a 30 września 2018 roku z tej ścieżki naturalizacji skorzystało 129 587 osób. Decyzja o wyborze tej właśnie ścieżki wiązała się jednak z uciążliwościami i realnym niebezpieczeństwem. Stany Zjednoczone, jeśli nie prowadzą otwartej wojny, to aktywnie uczestniczą w konfliktach zbrojnych w wielu częściach świata. Pozew przeciwko rządowi wniosła Amerykańska Unia Wolności Obywatelskich (American Civil Liberties Union – ACLU) w imieniu ośmiorga żołnierzy niebędących obywatelami USA. Sprawa dotyczyła jednak dużo liczniejszej grupy, bo do amerykańskich sił zbrojnych zaciągnęło się tysiące cudzoziemców, chcących otworzyć sobie w ten sposób ścieżkę do obywatelstwa. Pozwala na to Immigration and Nationality Act z 1952 roku. Pentagon: najpierw trzeba odsłużyć Przed zmianą przepisów żołnierze mogli już w momencie rozpoczęcia służby wszcząć uciążliwe i długotrwałe procedury imigracyjne. Do tego potrzebny był jednak ważny dokument – zaświadczenie z Departamentu Obrony o odbywaniu nieposzlakowanej służby w siłach zbrojnych (honorary service). Technicznie taki dokument Pentagon jest w stanie wystawić w ciągu dwóch dni, ale w 2017 roku zmieniono wewnętrzne regulacje i postanowiono, że zaświadczenie o honorary service będzie wystawiane najwcześniej po 180 dniach służby. Było to znaczne utrudnienie, tym bardziej, że regulacje U.S. Citizenship and Immigration Services (USCIS), podlegającego innemu ministerstwu – Departamentowi Bezpieczeństwa Krajowego wyraźnie precyzowały, że dla wszczęcia procedur wystarczy jeden dzień nieposzlakowanej służby. Także prawnicy ACLU argumentowali w sądzie, że Pentagon wprowadzając dodatkowe obostrzenia narusza literę ustawy imigracyjnej z 1952 roku oraz Administrative Procedure Act, regulującej funkcjonowanie rządu federalnego. Adwokaci Pentagonu powoływali się z kolei na kwestie bezpieczeństwa oraz konieczności dokładniejszego zdefiniowania terminu honorary service. Tych ostatnich argumentów nie uznała jednak sędzia Ellen Huvelle. ,,Stany Zjednoczone mają długą historię służby cudzoziemców w swoich siłach zbrojnych i korzystania przez nich z szybkiej ścieżki do obywatelstwa – napisała w uzasadnieniu – Ale w ostatnich latach mimo konieczności uzupełniania sił zbrojnych przez zaciąg nie-obywateli, Departament Obrony znacznie utrudnił procedury pozwalające na naturalizację”.  Opinię tę potwierdza statystyka. Po wprowadzeniu obostrzeń liczba naturalizacji wojskowych zmniejszyła się o 54 proc. – z 8606 w 2016 roku do 3987 w 2019 roku. Między tymi datami liczba odmów nadania obywatelstwa wzrosła aż o 143 proc. Imigracyjne blokady Obostrzenia procedur w wojsku to nie jedyne przykłady ograniczania legalnej imigracji. Z zestawienia National Foundation of American Policy wynika, że bez zmieniania prawa administracji udało się zmniejszyć liczbę przyjmowanych legalnych imigrantów 49 proc. w porównaniu z okresem sprzed prezydentury Trumpa. Od kwietnia obowiązuje też ,,covidowe” rozporządzenie wykonawcze prezydenta blokujące wjazd do USA osób z większości kategorii imigracyjnych. Oprócz tego od czerwca obowiązuje blokada wjazdu osób z tymczasowymi wizami pracowniczymi H-1B i L-1. W przypadku uchodźców tegoroczny limit został ograniczony do 18 tys. osób, czyli na poziomie o 84 proc. niższym niż za prezydentury Baracka Obamy. Do tej pory przyjęto z tej puli niecałe 8 tys. osób, a rok budżetowy kończy się 30 września. W kolejce do praw wyborczych Nawet tych pięć osób zaproszonych przez prezydenta do Białego Domu może uważać się za szczęśliwców. W tej chwili na złożenie przysięgi obywatelskiej czeka około 100 tysięcy osób. Są to imigranci, którzy dopełnili już wszystkich procedur w USCIS i pozostał im jedynie ostatni krok – ceremonia zaprzysiężenia. Urząd imigracyjny dopiero teraz powoli rozładowuje zaległości spowodowane przez pandemię oraz wymogi zachowania dystansu społecznego. Wiadomo jednak, że nie zdąży obsłużyć wszystkich przed wyborami. Według raportu Boundless, o którym pisałam już wcześniej, wskutek opóźnień i zaległości w USCIS aż 300 tysięcy osób może nie doczekać się naturalizacji przed terminem rejestracji na listach wyborczych. Ta liczba obejmuje także imigrantów, których sprawy były na początku pandemii w toku i gdyby nie koronawirus mieliby prawo oczekiwać, że już w listopadzie wezmą pełny udział w życiu politycznym Stanów Zjednoczonych. Za gest przyjazny legalnej imigracji do USA trudno uznać także zapowiedzi drastycznych podwyżek opłat imigracyjnych z początkiem października, o których pisałam w ubiegłym tygodniu. Przypomnę tylko, że za wniesienie podania o naturalizację (formularz N-400) trzeba będzie zapłacić o 80 proc. więcej niż obecnie, bo zatwierdzono podwyżkę z 640 dol. na 1160 dol. Wobec tych faktów trudno przypuszczać, aby telewizyjny przekaz z ceremonii zmienił opinie o polityce imigracyjnej prowadzonej przez administrację. Walka jednak toczy się o dużą stawkę. Naturalizowani obywatele stanowią obecnie około 10 proc. całego elektoratu w USA, o ich głosy walczą oba główne ugrupowania – republikanie i demokraci. Jolanta Telega [email protected]
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama