Siedzę „na walizce”, przed pourlopowym powrotem do Stanów Zjednoczonych Ameryki. „Podarowano” mi dwie doby, z powodu nagłego odwołania lotu. Tak to teraz wygląda z lataniem, trochę jak w ruletce. Nie wiadomo co i jak i kiedy, jest jednak nadzieja. Akurat dzisiaj świętujemy w Polsce dzień Matki Boskiej Częstochowskiej. Słucham homilii prymasa, arcybiskupa Wojciecha Polaka, gdzie w prostych słowach mówi o potrzebie budowania na nowo bardzo nadwyrężonych i napiętych relacji społecznych, które tak bardzo się w Polsce i między Polakami polaryzują. Padają bardzo ważne słowa: „Trzeba nam i dziś pamiętać, że budować musimy na tym, co łączy, a nie na tym, co dzieli, że – jak mówił św. Jan Paweł II – solidarność musi iść przed walką, a jeśli wyzwala walkę, to jest to zawsze walka o człowieka, o jego godność, a nie walka przeciwko drugiemu człowiekowi. Taka walka bowiem zawsze wyzwala wrogość i pogardę, a nawet nienawiść. Zawsze uruchamia spiralę agresji. A język agresji nigdy nie jest językiem Chrystusa i Jego Matki!”. Słucham tych słów prymasa i czuję, że bardzo jasno wyrażają to, czym sam żyłem i żyję i co jest mi tak bardzo drogie, aby niwelować podziały, podawać sobie ręce w geście i znaku pokoju.
W dalszej części swojego wystąpienia, w kontekście maryjnej uroczystości, prymas pyta: „Czy naprawdę Maryja kocha tylko tych, którzy Ją kochają? Czy Maryja kocha tylko tych, którzy w naszych oczach na to zasługują? Czy Matka porzuca swoje dziecko i odwraca się od niego tylko dlatego, że nie spełniło jej oczekiwań? Czy jednak nadal kocha chociaż krwawiącym i rozerwanym sercem?”. I dopowiada: „Nienawiść, pogarda i walka nie są językiem Ewangelii! Solidarność należy stawiać zawsze przed walką, zamiast walki. Tego nie wolno nam zatrzeć w pamięci”. Uważam, że ktoś, do kogo nie przemawiają te słowa, nie może nazywać siebie prawdziwym chrześcijaninem, wyznawcą i naśladowcą Jezusa Chrystusa. A myślących zupełnie na odwrót i zarazem deklarujących się jako wzorowi katolicy i obywatele, nigdy nie brakowało i nie brakuje.
Podziałów w naszym społeczeństwie jest niestety wciąż bardzo wiele. W tle: polityka, przekonania, orientacje, władza. Na domiar złego, jeszcze jeden, okazuje się ostry podział wprowadziła pandemia koronawirusa. Ci, którzy są „za” i „przeciw”, nie wahają się wrogo podsycać atmosferę, także w czasie kościelnych nabożeństw. Niejeden raz czuję na sobie spojrzenie pełne pogardy, gdy oficjalnie zakładam maseczkę, stosując się do miejscowych zarządzeń. Nie ma co jednak kolejny raz rozdrabniać się na szczegóły. Trzeba raczej wrócić do pytania, jak można dzisiaj odbudować siebie i społeczeństwo w duchu solidarności i walki o człowieka?
W ostatnich dniach w Polsce zmarło kilka naprawdę wielkich postaci naszej kultury:
Henryk Wujec (były działacz opozycji demokratycznej w PRL, członek KOR, działacz ,,Solidarności”, więzień polityczny, po 1989 r. polityk i działacz społeczny, o którym w kazaniu pogrzebowym w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie, dominikanin, o. Dostatni mówił, że „był niepokornym w stosunku do zła, które dostrzegał wokół siebie. To był jedyny rodzaj niepokory, który u Henia można było dostrzec. Był Henio chrześcijaninem, który odczytywał ewangelię nie w kategorii dogmatów, ale etycznego nakazu. A ja bym dodał — w duchu Kazania na Górze”); następnie pan Wojciech Karpiński, pisarz, eseista, historyk sztuki, krytyk literacki, związany z paryską „Kulturą” i „Zeszytami Literackimi”; prof. Andrzej Walicki (filozof i historyk idei); Ewa Demarczyk (piosenkarka, związana z krakowską „Piwnicą Pod Baranami”); Józefa Hennelowa (redaktor i felietonistka „Tygodnika Powszechnego”, przez lata współpracująca z Karolem Wojtyłą); czy wreszcie prof. Maria Janion (nazywana „Wielką Damą” polskiej humanistyki oraz jej legendą).
Wspominam te osoby, tak bardzo różne pod wieloma względami, często niepokorne, z niezwykle różnymi historiami życia, nie po to, by je ocenić, ale raczej by zauważyć, co je łączyło. Na pewno najpierw Polska. Wszyscy byli Polakami, którzy nie tylko żyli polską kulturą, ale mieli na nią znaczący wpływ. Łączył ich także humanizm. Encyklopedyczna definicja humanizmu mówi, że słowo to (z łaciny humanus ‘ludzki’ i greki ismos ‘wiedza, nauka’), oznacza nurt filozoficzny lub światopogląd oparty na racjonalnym myśleniu, który wyraża się troską o potrzeby, szczęście, godność i swobodny rozwój człowieka w jego środowiskach: społecznym i naturalnym. Zdaję sobie sprawę z tego, że zaraz znajdą się tacy, którzy wykrzyczą, że humanizm i chrześcijaństwo to pojęcia nie tylko różne, ale wręcz całkowicie przeciwstawne sobie, a ten pierwszy jest zwiastunem religii antychrysta. Utożsamiany jest często z ateizmem. Inni natomiast słusznie twierdzą, że św. Jan Paweł II może być nazwany prawdziwym rzecznikiem humanizmu, chrześcijańskiego humanizmu. Obecny biskup częstochowski, abp Wacław Depo mówił kiedyś, że „w wypowiedziach Jana Pawła II widać wyraźnie, że wiara w Chrystusa nie tyle odrywa człowieka od problemów ludzkich i odpowiedzialności za świat, ile każe mu angażować się w ich rozwiązywanie w pełni dojrzałe. Chrześcijanin to człowiek, który ma świadomość, że do nieba idzie się poprzez ziemię. I że trzeba odczuć wartość życia tu na ziemi, by mieć nadzieję na szczęście i radość wieczną. Ta świadomość czyni chrześcijanina człowiekiem otwartym na współpracę z wszystkimi ludźmi, którzy angażują się w humanizowanie świata.”
Sam temat jest niezwykle ciekawy i warty pogłębiania, mając na uwadze potyczki i oceny, jakimi kamienują się obie strony sporów i podziałów. Gdzieś jednak cały czas wydobywa się z tego człowiek, zwyczajny, nierzadko bardzo pogubiony, poraniony, poszukujący samego siebie. Człowiek, którego przyszedł zbawić Jezus Chrystus. Czy można być obojętnym i tak bardzo jednostronnym?
Patrząc na naszą podzieloną rzeczywistość, słuchając jasnogórskiej homilii prymasa Polaka, czuję stratę wielkich i mądrych ludzi polskiej kultury, otwartych na dialog, w czasie mszy św. w uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej, zaraz po św. Józefie, wezwałem jednego wstawiennictwa, orędownika polskich spraw: Święty Janie Pawle II — módl się za nami!
ks. Łukasz Kleczka
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Od lipca 2018 r. wikariusz w parafii św. Jana Pawła II w Bayonne, w New Jersey.
Reklama