Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 06:22
Reklama KD Market

Wraz z pianiem koguta

Wstaje nowy dzień. Zegar wskazuje kilka minut po 4 rano. Za oknem słuchać regularne pianie koguta. Taki urok chwil spędzanych na wsi. O dziwo, będąc na wakacjach zauważam, że wcale nie jest mi ciężko budzić się tak wcześnie. Nie przeszkadza mi ten koguci śpiew. Na usta ciśnie się poranny hymn: „Kiedy ranne wstają zorze, Tobie ziemia, Tobie morze, Tobie śpiewa żywioł wszelki, bądź pochwalon Boże wielki”. Zapach rannej kawy dopełnia reszty. Można by się zastanawiać, jaki jest sens tak wczesnego wstawania, jeśli są wakacje i można by nadrobić straty? Zauważam jednak jakiś ukryty sens tego. Dzień rozpoczęty rano „smakuje” zupełnie inaczej. Wschodzące słońce daje uczucie radości i jakąś dobrą energię. Poranna modlitwa kieruje myśl ku Stwórcy. Przypominają mi się wakacje z dzieciństwa. Babcia, wstając wcześnie, śpiewała Godzinki. Podziwiałem ją, że znała je na pamięć i nigdy się jej nie znudziło. Inne wspomnienia to rześkie, wczesne poranki na pielgrzymce pieszej. Nie było czasu na marudzenie. Pobudka i wymarsz z modlitwą, przy świetle wschodzącego słońca.

Te wspomnienia raz po raz wracają pokazując, jak bardzo codzienne życie w hałasie i chaosie odbiera ten smak prostoty i zwyczajności. Ile napięć i stresu dźwigamy w sobie. Jak bardzo przyczynia się to do bycia nadpobudliwym, wyzwala agresję, której trzeba dać jakiś upust i zawsze w konsekwencji się komuś obrywa. Z drugiej strony zaś uzależnienie od telefonu i zamknięcie siebie w wirtualnym świecie, w którym więcej jest zwyczajnego podglądania innych niż budowania lub podtrzymywania relacji, które mogą być dopełniane w rzeczywistości. Na szczęście można spotkać ludzi, którzy odkrywając pasję życia, pomagają ją obudzić w innych. Ludzie ci zwracają uwagę nie tylko na konieczność zdrowego życia, poprzez zdrowe odżywianie się i zażywanie ruchu, ale też uświadamiają potrzebę wystarczającej ilości snu, a także bardziej uporządkowanego życia.

I tutaj kolejny raz pojawia się konieczność podejścia do swojego życia w całości. Jestem nie tylko ciałem, ale także duchem. Jestem nim, a nie „mam” je w posiadaniu. Pan Bóg utworzył moje ciało i kiedy tchnął w nie tchnienie życia, stało się ono żyjącym człowiekiem. Dlatego albo dbam o siebie w całości, albo zaniedbuję siebie. Kocham, albo nienawidzę. Stąd podchodzę do siebie całościowo, dbając o ciało i ducha, potrzebuję także ćwiczeń i pokarmu duchowego. A tego dostarcza mi wiara. Codzienna modlitwa, „oddychanie Bogiem” lub bycie w Jego obecności, uczestniczenie we mszy św., to wszystko daje siłę i kształtuje zdrowego duchowo człowieka. I śmiem twierdzić, że dopiero taki człowiek, który kocha samego siebie, jest w stanie kochać drugiego i dbać o niego, i nie zaciskać pięści. Niestety bywa tak, nierzadko, że ktoś, kto uważa się za osobę religijną, bo chodzi do kościoła, a może nawet uczestniczy w jakichś ruchach kościelnych, jest zaprzeczeniem prawdziwego chrześcijanina. Zaliczanie praktyk religijnych i modlitwa wcale nie oznacza dbania o życie duchowe, które otwiera na innych.

Sam spotykam się czasami z wyrażoną wprost lub ukrytą agresją ze strony takich, którzy wprawdzie sporo czasu spędzają w kościele, jednak kiedy tylko wyczują, że nie mówisz tak, jak oni by chcieli, stajesz się kimś przegranym. Na przykład taka kwestia zakładania maseczek w okresie pandemii i w ogóle stosowania się do poleceń władzy kościelnej. Sytuacja, która obnażyła prawdę o religijności części poszczególnych osób lub całych grup będących za lub przeciw. Pokazuje to, jak bardzo brakuje zdrowej postawy wypływającej ze zdrowego życia wiarą. Podobnie jest, kiedy człowiek nie dbając o swoje ciało z zazdrością niszczy innych, którzy dbają. I wiele innych przykładów z codziennego życia można by tu przytoczyć. A źródłem są jakieś nieprawidłowości w podejściu do życia i codzienności. To prawda, że jeśli są osoby, które pomagają innym w wymiarze fizycznej lub emocjonalnej egzystencji, tak samo w kościele ludzie powinni mieć szansę na uzyskanie pomocy w wymiarze duchowym. A z tym bywa niestety różnie. Zwłaszcza gdy Kościół jest traktowany i pozwala się traktować jedynie jako instytucja i to elitarna, a nie wspólnota, w której jest miejsce dla każdego.

Zobaczyłem właśnie notkę prasową wraz ze zdjęciem, na którym kardynał Konrad Krajewski w plażowych spodenkach i koszulce, stoi w grupie bezdomnych, których zabrał nad morze nieopodal Rzymu. „Nie ma wakacji od pomagania”, głosi tytuł. Pobyli na plaży, zjedli pizzę zafundowaną przez papieża Franciszka. Można? Oczywiście, że tak! A to, że niektórych będzie mierzić taka „nieortodoksyjna” postawa, to niestety jest już ich problem.

W wielu kwestiach, które wydają się być niezwykle sporne i gorszące, można znaleźć dobre rozwiązanie. Otwartość i zrozumienie oraz większa wrażliwość na drugiego są efektem zdrowego podejścia do własnego życia, albo po prostu do siebie. Uśmiech na twarzy, wyciągnięta dłoń, zdolność przytulenia, wczucie się w wyjątkowość sytuacji. Tak niewiele trzeba, żeby mój mikroświat stawał się lepszy.

„Spowiadałem się kiedyś w jamajskim kościele na Brooklynie –  opowiada Michał Oleszczyk. Pamiętam stres, który zwyczajowo towarzyszył mi w tym akcie i pamiętam, jak ksiądz powiedział (po angielsku): „Wow! To była wspaniała spowiedź!”. Wiesz, co to było za uczucie, uświadomić sobie, że nie o samych grzechach mówimy i że ten po drugiej stronie zobaczył we mnie człowieka?” To wyznanie przeczytałem w wywiadzie, w którym autor, będąc osobą o skłonnościach homoseksualnych, a przy tym wierzącym katolikiem, opowiada, jak wiele samotności i bólu trzeba znieść tylko z tego powodu, że inni traktują cię gorzej. Jacy inni? Ci, którym daleko do samych siebie.

Ranne wstawanie wraz z pianiem koguta pozwala smakować życia, które daje rześki oddech i pozwala w zupełnie innym świetle postrzegać samego siebie i innych. Myślę, że warto! Jest to odkrycie zupełnie innej jakości życia, którym mam i mogę dzielić się także z innymi.

ks. Łukasz Kleczka Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Od lipca 2018 r. wikariusz w parafii św. Jana Pawła II w Bayonne, w New Jersey.

Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama