Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 1 października 2024 17:26
Reklama KD Market
Reklama

Oddalające się światy

Zdjęcia podniesionych po zamieszkach mostów zwodzonych prowadzących do centrum Chicago i wprowadzony przez Polskę z powodu pandemii dwutygodniowy zakaz lądowania samolotów z USA. Obrazy trudne do zrozumienia z perspektywy dużo bezpieczniejszej Europy. Symbole oddalania się od siebie dwóch światów, jakże odmiennie radzącymi sobie z tym samym nieszczęściem.  W polskich mediach o problemach Ameryki mówi się i pisze mało. Informacja o nocy zamieszek w Chicago ledwo przebiła się na strony internetowe większych serwisów. Przekaz zdominowały doniesienia z sąsiedzkiej Białorusi, protestującej przeciwko sfałszowanym wyborom prezydenckim, oraz przerażające obrazy z Bejrutu zniszczonego przez eksplozję chemikaliów, której można by było uniknąć, gdyby nie korupcja. I oczywiście polsko-polska wojna o LGBTQ+. W tym tygodniu z USA zwrócono tylko uwagę na wybór demokratycznej kandydatki na wiceprezydenta, podróż sekretarza stanu po Europie i wspólne manewry wojskowe. A, i byłbym zapomniał: z Nowego Jorku do polskich mediów przebiła się tylko anegdotyczna  informacja o pojawieniu się dwumetrowego węża na stacji metra.  Z perspektywy Europy, kraj, w którym wciąż  dochodzi do zamieszek, protestów i rabunków, gdzie obowiązuje godzina policyjna, a codziennie na Covid-19 umiera ponad tysiąc osób, jawi się jako odległa egzotyka. Coś obcego. Coś z zupełnie innego świata.  Trzeciego świata – bardziej  Brazylii, Indii, RPA niż USA.  Można by powiedzieć Amerykanom: sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało. Tak mści się prowadzona od kilku lat polityka izolacjonizmu i hasła w rodzaju „America first”.  W relacjach mediów, zwłaszcza tych bardziej z lewej strony, wyczuwa się nutkę schadenfreude.  Można by i podzielać te niezbyt poprawne, ale jakże ludzkie nastroje cieszenia się z cudzego nieszczęścia, gdyby nie to, że i tu i tam żyją ludzie, którym na sobie zależy. I którzy informacje o tym co się dzieje po drugiej stronie Atlantyku przyjmują z pewnym niedowierzaniem. Ta zasada zresztą działa w obie strony.  W moich codziennych rozmowach z rodakami z Chicago i Nowego Jorku – wszak komunikatory i media społecznościowe znajdują się w rozkwicie – wyczuwam nieustające zdziwienie tym, jak wygląda nad Wisłą nowa normalność (z naciskiem na „normalność”). Słuchają i czytają o  masowym exodusie Polaków na wakacje, przepełnionych kurortach zarówno w górach, jak i nad Bałtykiem. O dylematach rodziców związanych z powrotem dzieci do normalnej szkoły. O politycznych swarach, które Polacy wiodą jakby świat stanął w miejscu i nic wokół się nie działo. Idealizuję? Pewnie tak, bo Polska, jak i cała Europa też ma poważne problemy gospodarcze, a prawdziwy kryzys zacznie się, gdy zaczną wygasać programy stymulacyjne. A tuż za polską granicą – w Mińsku, Grodnie, czy Mohylewie dzieją się rzeczy złe i groźne dla bezpieczeństwa całego regionu. Nie mam złudzeń, że Europa bezproblemowo radzi sobie z problemami wywołanymi przez pandemię. Tu także jest recesja a kryzys będzie bardzo głęboki. Nad Starym Kontynentem wisi też jak miecz Damoklesa kolejny kryzys migracyjny. Pandemia pogłębiła bowiem kryzys gospodarczy w kluczowych krajach Afryki. Napływ kolejnej fali ludzi szukających lepszego życia w europejskich demokracjach jest tylko kwestią czasu.  Wszystkie te wieści z Europy wydają się jednak relacją z krainy mlekiem i miodem płynącej w kontekście tego, co napływa do Polski z USA, o ile w ogóle cokolwiek przebija się przez gąszcz informacji lokalnych, wieści z krajów sąsiedzkich, czy z innych bliższych niż Ameryka miejsc dotkniętych kataklizmami.  To nie są wieści podobne do tych, które płyną z bezpiecznego, europejskiego grajdołka. Plądrowanie sklepów pod pretekstem protestów w skądinąd słusznej sprawie, dewastacje pomników, wzrost sprzedaży broni, rosnąca przemoc (nie tylko policji). Wszystko to stwarza – przynajmniej z perspektywy Europy – wrażenie skokowej degradacji jakości życia w miastach tak licznie zamieszkałych przez Polaków, jak Chicago i Nowy Jork. Utraty poczucia bezpieczeństwa, którego zresztą nigdy darwinistyczna Ameryka nie dostarczała swoim mieszkańcom w nadmiarze. Do tego doliczyć trzeba bezradność wobec pandemii, bunty przeciwko maseczkom i negacjonistów, twierdzących, że pandemia jest tylko wymysłem diabelskich sił, chcących zniszczyć obecny świat.  I agresywną narrację administracji, próbującą zagłuszyć kompetencyjny chaos oraz brak spójnej strategii walki  z pandemią.  Trudno w tym wszystkim o optymistyczną puentę. Odnoszę smutne wrażenie, że kiedy miną i pandemia, i listopadowe wybory, obu tym światom będzie trudno się porozumieć. A szkoda, bo czasy na świecie mamy niełatwe i trudno wyobrazić sobie przyszłość, w której rozejdą się drogi Ameryki i Europy.  Tomasz Deptuła Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama