Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 22 grudnia 2024 17:43
Reklama KD Market

300 tysięcy niedoszłych obywateli USA

Około 300 tysięcy legalnych imigrantów może nie zdążyć z naturalizacją przed upływem terminu rejestracji do listopadowych wyborów prezydenckich. Tylko częściowo odpowiedzialność za ten stan rzeczy można zrzucić na pandemię.  W ubiegłym roku budżetowym liczba naturalizacji była najwyższa od 11 lat i wyniosła 834 tysiące. W tym roku ta liczba będzie już dużo mniejsza.  Dziennik „USA Today“ przytacza przykład 44-letniego Brytyjczyka Alexa Berica, który wniosek o naturalizację złożył jeszcze w maju 2019 roku. Do Stanów Zjednoczonych przyjechał w 2004 roku i postanowił tu pozostać. „Nie chcemy wracać do Anglii, więc chcielibyśmy mieć możliwość głosowania zarówno na poziomie lokalnym jak i federalnym“ – deklaruje imigrant, który zajmuje się sprzedażą oprogramowania. Zdążyć przed terminem rejestracji Jeszcze na początku marca br. United States Citizenship and Naturalization Services (USCIS) zdążyło powiadomić Berica o terminie interview w sprawie naturalizacji, który wyznaczono na 21 kwietnia. Niedługo potem agencja przysłała inne zawiadomienie, tym razem o przełożeniu rozmowy na termin nieokreślony z powodu pandemii koronawirusa. Minęło kilka miesięcy i nowej daty nie wyznaczono. Tymczasem czas biegnie szybko. W Arizonie, gdzie mieszka rodzina Bericów ostatecznym terminem rejestracji przed listopadowymi wyborami jest 8 października. W każdym stanie wygląda to zresztą różnie, choć z reguły wpisać się na listy wyborcze można najczęściej na kilka tygodni przed głosowaniem. Illinois jest tu nielicznym wyjątkiem. Stanowe prawo dopuszcza rejestrację drogą pocztową do 6 października 2020 roku, do 18 października online, ale umożliwia osobistą rejestrację w dniu wyborów. Tylko kilka stanów oferuje taką możliwość.  W większości ostateczny termin rejestracji przypada w tym roku gdzieś między 4 a 19 października. USCIS bez pieniędzy Tak czy inaczej – przykład Brytyjczyka odzwierciedla szerszy problem. Setki tysięcy legalnych imigrantów nie będzie w stanie dopełnić procedur naturalizacyjnych w terminie pozwalającym na wzięcie udziału w wyborach prezydenckich. W marcu USCIS zawiesiło rozmowy kwalifikacyjne wymagające osobistego stawiennictwa w biurach agencji. Dotyczyło to zarówno osób ubiegających się o zielone karty, jak i przyszłych obywateli. Zawieszono także ceremonie składania przysięgi obywatelskiej, które zwykle (choć nie wszędzie) planuje się w innym dniu niż interview. W czerwcu co prawda wznowiono zaprzysiężenia, ale spotkań z urzędnikami tete-a-tete nie przywrócono. Nie było nawet wiadomo, kiedy zostaną wznowione, bo większości pracowników USCIS groziło udanie się na zieloną trawkę. Urząd imigracyjny, który opiera swoje finansowanie na opłatach imigrantów znalazł się bowiem na krawędzi wypłacalności.  Wraz z wybuchem pandemii przychody agencji gwałtownie zmalały, bo nawet jeśli przyjmowano wnioski online, to było ich dużo mniej niż w normalnych czasach, a pensje trzeba było wypłacać. Agencja potrzebowała 1,2 miliarda dolarów od Kongresu, aby zachować ciągłość działania. Dopiero w ostatnich dniach rzeczniczka USCIS Jessica Collins poinformowała, że udało się odsunąć w czasie finansowy armagedon. USCIS odłożyło w czasie plany tymczasowego zwolnienia 70 proc. personelu, co miało mieć miejsce już 3 sierpnia., powołując się na „poprawę perspektyw finansowych agencji“. Okazało się, że po pierwszym zastoju wywołanym pandemią, imigranci znów zaczęli składać podania, uiszczając przy okazji niebagatelne opłaty, bo przecież załatwienie podstawowych dla imigrantów formalności może kosztować fortunę. Kolejki będą rosnąć Opóźnień nie da się jednak odrobić. W marcu, gdy zaczynał się zastój spowodowany przez pandemię na rozpatrzenie czekało 700 tysięcy wniosków o naturalizację. Migration Policy Institute szacuje, że liczba ta wzrosła co najmniej do 900 tysięcy. Z kolei według obliczeń organizacji Boundless Immigration przez pandemię i inne opóźnienia w USCIS aż 315 tysięcy legalnych imigrantów może nie zdążyć z załatwieniem formalności przed wyborami, choć jeszcze przed pandemią wszystko wskazywało, że będą mogli wybierać prezydenta w listopadzie. U podstaw tych szacunków leżą konkretne liczby. Co miesiąc średnio obywatelami USA zostaje 63 tysiące imigrantów. Co więcej – między interview a ceremonią zaprzysiężenia mija około 2 miesięcy. W ten sposób dodatkowe opóźnienia skumulowały się do pięciu miesięcy. Nawet po wznowieniu rozmów kwalifikacyjnych przez USCIS takiego opóźnienia nie da się odrobić przed wyborami. Pandemiczne przysięgi Szef Boundless Migration Xiao Wang uważa, że USCIS straciło okazję do wprowadzenia zmian na miarę XXI wieku – przejścia na przeprowadzanie interviews online oraz zaprzysiężenia na odległość. To chyba jednak trochę zarzut na wyrost, biorąc pod uwagę kwestie związane z obowiązkiem kontroli tożsamości, choćby przy zaprzysiężeniu nowego obywatela. Już teraz ceremonię naturalizacji „na żywo“ skrócono do niezbędnego minimum. Na uroczystość nie wolno zapraszać członków rodzin, a uroczystość ogranicza się do samego zaprzysiężenia i wręczenia aktów naturalizacji. Wszystko w maseczkach i przy zachowaniu 6-stopowego dystansu społecznego. Żadnego podawania rąk, uścisków i innych kontaktów fizycznych. USCIS twierdzi, że zaległości w ceremoniach uda się odrobić do początku sierpnia. Kłody pod nogi Ale koronawirus nie jest jedyną przyczyną opóźnień. Zaostrzenie polityki imigracyjnej przez administrację Donalda Trumpa zaowocowało m.in zintensyfikowaniem procedur kontrolnych kandydatów na obywateli. Pada tu wiele oskarżeń, włącznie z tym, że chodzi o ograniczanie naturalizacji imigrantów, którzy częściej skłonni są popierać demokratów niż republikanów. Stąd mnożenie przeszkód. Kandydaci na obywateli mówią, że urzędnicy potrafią od nich wymagać nie tylko potwierdzenia ubezpieczenia medycznego, ale także dowodów na zapłacenie wszystkich mandatów drogowych. Prawnicy imigracyjni badani przez Immigrant Legal Resource Center twierdzą, że mniej więcej co czwarty z ich klientów musiał dostarczyć USCIS dodatkowe dokumenty. Również co czwarty kandydat do naturalizacji doświadczył przedłużonego, sięgającego pełnej godziny interview. Te dodatkowe procedury także przyczyniły się do wydłużenia się kolejek. Według oficjalnych danych przed pandemią na naturalizację trzeba było czekać osiem miesięcy (kilka lat temu czas oczekiwania mieścił się w granicach pół roku), ale to tylko część prawdy. W wielkich miastach (Dallas, Houston, Los Angeles, San Francisco i Miami) czas oczekiwania wynosi od roku do trzech lat. W Chicago – według strony internetowej USCIS – od 13 miesięcy do trzech lat. A kolejki jeszcze wzrosną, bo we wrześniu opłaty związane z naturalizacją wzrosną z 640 dolarów do 1170 dolarów. Zwykle przed taką podwyżką urząd imigracyjny notuje znaczny wzrost podań. Jolanta Telega [email protected]
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama