Ekstradowany po 25 latach Marek Josko nie przyznaje się do winy
- 07/24/2020 12:31 AM
W czwartek przed sądem powiatu Lake w Waukegan Marek Josko, ekstradowany z Polski pod koniec czerwca do USA, nie przyznał się do winy. Mężczyzna oskarżony jest o spowodowanie pod wpływem alkoholu śmiertelnego wypadku na północnych przedmieściach w 1995 roku. 67-latek podczas przesłuchania sprawiał wrażenie nieco zdezorientowanego i próbował z miejsca udowodnić sędziemu swoją niewinność.
Przesłuchanie odbyło się w formie wideokonferencji na platformie Zoom. Na tle białej ściany, z aresztu powiatu Lake, pojawił się 67-letni Marek Josko. Polak niewiele przypominał mężczyznę z policyjnego zdjęcia z 1995 roku, kiedy po raz pierwszy został aresztowany. Brązowe włosy zastąpiła łysiejąca siwizna, na twarzy miał druciane okulary i niebieską maskę z materiału, którą często zsuwał poniżej nosa i ust. Polak miał na sobie czarną koszulkę i spodnie, i uważnie przysłuchiwał się temu, co działo się po drugiej stronie ekranu.
Po drugiej zaś stronie znajdowali się m.in. sędzia sądu okręgowego powiatu Lake Daniel Shanes, jedna z obrończyń mężczyzny Sharmila Manak, prokurator stanowa powiatu Lake Suzanne Willett oraz polska tłumaczka.
Sędzia przedstawił Josce formalne zarzuty: 9 grudnia 1995 r., działając w sposób lekkomyślny i będąc pod wpływem alkoholu, wjechał pod prąd na pasy drogi 41 w Lake Forest, powodując w rezultacie śmierć innej osoby.
Obrończyni Joski poinformowała, że jej klient nie przyznaje się do winy. Nie omieszkał wspomnieć o tym także sam oskarżony.
– W żadnym wypadku nie przyznaję się do winy – oznajmił zdecydowanie Josko.
– Pana adwokaci się tym zajmą – odpowiedział sędzia.
Obrońcy Joski poprosili o 6-8 tygodni na zaznajomienie się z górą dokumentów, zanim ustalony zostanie termin rozprawy.
Josko próbował odzywać się kilkakrotnie podczas przesłuchania. Gdy sędzia dopuścił go do głosu, pokazując zwinięte w rulon kartki powiedział, że ma „bardzo ważne informacje”, które chciałby wręczyć sędziemu oraz swoim obrońcom. Zapytał również sędziego, czy może mieć dostęp do innych dokumentów, które przywiózł ze sobą z Polski, a które są „w magazynie w areszcie”.
– Ja jestem świadkiem w tym wypadku. Proszę adwokatów i sędziego, by wyrazili zgodę na moje (dokumenty) – powiedział Polak.
Sędzia Shanes wyjaśnił oskarżonemu, że choć uznaje czas i wysiłek, jaki włożył we własną obronę, zachęca go do przedyskutowania treści i formy wspomnianych dokumentów ze swoimi adwokatami. Dodał, że amerykański system sądowy znacznie różni się od europejskiego, podobnie jak różni się jego rola od roli sędziego w Polsce. Zachęcił oskarżonego, aby o „interesujących i fascynujących różnicach w systemie sprawiedliwości między Europą a Stanami Zjednoczonymi” poczytał w książkach, które „można znaleźć w więziennej bibliotece”.
Na koniec Josko poprosił również sędziego o zgodę na korespondencję z rodziną w Polsce i wyraził ubolewanie, że na kupno papieru i znaczków „ma tylko złotówki”. Zniecierpliwiony nieco sędzia ponownie odesłał oskarżonego do jego adwokatów, „którzy są świetni i na pewno pomogą mu w tej sprawie”.
Zarzuty postawione mężczyźnie mają związek z wypadkiem, do którego doszło 9 grudnia 1995 r. ok. 1.30 nad ranem. 42-letni wówczas Marek Josko wjechał pod prąd na US Highway 41 w Lake Forest na dalekich północnych przedmieściach. Następnie zderzył się czołowo z pickupem prowadzonym przez 20-letnią Amy Kostka, mieszkankę Zion. Kobieta doznała tylko niewielkich obrażeń. Jednak tą samą drogą jechał 26-letni Dennis Bourassa z Waukegan, który zderzył się z pojazdem Josko i zmarł na miejscu.
Tuż po zdarzeniu Josko powiedział policji, że wracał do domu do Chicago od znajomego mieszkającego na północnych przedmieściach. Początkowo, z uwagi na brak świadków oraz dowodów, policja oskarżyła go jedynie o jazdę pod wpływem alkoholu, DUI – stężenie alkoholu we krwi mężczyzny wynosiło 1,9 promila, czyli blisko dwa razy dopuszczalny wówczas limit 1 promila. Josko został zwolniony za kaucją, wyznaczoną na 50 tys. dolarów. Po odtworzeniu przebiegu wypadku i zebraniu dowodów zarzuty zostały rozszerzone o nieumyślne spowodowanie śmierci. Mężczyźnie groziło od 3 do 14 lat więzienia.
19 grudnia, dziesięć dni po wypadku, kiedy Josko w towarzystwie swojego adwokata miał zgłosić się na policję w Lake Forest, słuch o nim zaginął. Władze potwierdziły, że tego samego dnia Polak wsiadł na pokład wieczornego lotu do Warszawy.
Od tej chwili przez następnych 25 lat organy ścigania próbowały zlokalizować mężczyznę w Polsce. Według śledczych z Lake Forest, ówczesne prawo uniemożliwiało ekstradycję Polaka do Stanów Zjednoczonych, stąd sprawa ucichła na blisko 20 lat. Ponownie nabrała obrotu w 2014 roku, gdy z prokuratorem powiatu Lake Michaelem Nerheimem skontaktowały się służby federalne z nowymi informacjami na temat Joski.
Próby zlokalizowania, aresztowania i ekstradycji Marka Josko trwały dobrych parę lat. W sprawę zaangażowana była m.in. amerykańska ambasada w Polsce, biuro ds. międzynarodowych Departamentu Sprawiedliwości i FBI, służby ICE, Departament Stanu, służby US Marshals, biuro szeryfa powiatu Lake.
Kolejne przesłuchanie, na którym wyznaczona zostanie prawdopodobnie data rozprawy, odbędzie się 23 września.
Joanna Marszałek
[email protected]
Reklama