Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 15 listopada 2024 10:11
Reklama KD Market

Poszukując dobra

Nigdy w moim życiu nie miałem jak dotąd problemów z tym, że świat zamieszkują różni ludzie. Co więcej, odkąd pamiętam, nosiłem w sobie pragnienie poznawania świata, interesowały mnie, a wręcz fascynowały różne kultury, wielość języków, religie. Także kolor skóry inny od mojego nie był dla mnie problemem. Później dowiadywałem się o tym, że ten różny świat wcale nie jest taki kolorowy, jest w nim wiele zamieszania wynikającego z powyższej różnorodności, której nie wszyscy akceptują. Jest to bardzo smutny obraz rzeczywistości, pooranej przez zło, które posługuje się od początku podziałami, nienawiścią, aby stawiać ludzi jednych przeciwko drugim. Być może dużo łatwiej jest pisać o innych, trzeba jednak zaczynać zawsze od siebie, gdyż to jest pierwsze miejsce, które należy zmieniać, jeśli chce się w ogóle jakiejś zmiany na lepsze, oczywiście.

Ostatnie dni przynoszą nowe lawiny nienawiści. Najpierw na naszym, polskim gruncie. Wybory prezydenckie, w których jak zawsze, jeden wygrywa, a drugi przegrywa, wylały i wciąż wylewają wiele złości. Umieszczając na profilu fejsbukowym post o treści: „Ile potwornego jadu i nienawiści jest w naszym narodzie, w nas… Ten jad się już nie sączy, ale wylewa wszem wobec…”, nie tylko ściągnąłem na siebie gromy, ale zdanie to wywołało ostrą, nieprzebierającą w słowach dyskusję. Tyle że w zamyśle autora stwierdzenie to było wyrazem bólu z powodu owego dobrze nam znanego „jadu i nienawiści”, który gnieździ się przede wszystkim w wielu z nas i wszem i wobec wylewa. Bo czy nie tak jest w rzeczy samej? Każdy ma prawo do swojego głosu i wyboru. Skoro większość poparła taką opcję, a nie inną, jest to jej wybór. Nie ma „większej” lub „mniejszej połowy”. Jest pół na pół, a jeśli nie, to jest „większość i mniejszość”. Czy nie tak nas uczono w szkole? Po co zatem pluć i się odgrażać i głosić, że „Polacy są podzieleni”. Może jednak, po chrześcijańsku, czas na to, by poszukiwać dróg jedności, budując wspólną Ojczyznę? Oczywiście, aby tak było, trzeba zaakceptować różnorodność tak z jednej, jak i z drugiej strony. Nie można nikomu odbierać jego godności. I może się nagle okazać, że możliwe jest życie w jednym domu. To jest jednak wielka sztuka i nie każdy jest zdolny ją pojąć, jak pokazują realia.

To jeden obraz. Drugi dzieje się dzisiaj tutaj, wokół nas, żyjących w Stanach Zjednoczonych. Wywołana kilka tygodni temu „iskra” rozpaliła nie tylko wielki ogień protestów, nierzadko popieranych aktami wandalizmu, ale także nienawiścią do symboli chrześcijańskich. Obalanie pomników i figur przedstawiających Pana Jezusa, Maryję, Matkę Bożą lub świętych, oblewanie ich farbami, wypisywanie na nich haseł, podpalanie w wielu miejscach budzi wielki niepokój. Dla mnie każdy taki akt wandalizmu jest źródłem prawdziwego bólu. Bo w imię czego tak się dzieje? Działacze organizacji antyrasistowskich wzywają do przemalowania wszystkich obrazów przedstawiających Jezusa i Matkę Boska, ponieważ obrazy te są symbolami „białej supremacji” i „rasistowskiej propagandy”. Kilka dni temu widziałem bardzo znamienny obraz. Znajomy ksiądz katolicki z Indiany, czarnoskóry, pochodzący z Nigerii, płacze nad zdewastowaną figurą Matki Bożej przy jednym z kościołów. Jest to uderzanie nie tylko w symbole religijne, ale w obrazy, za którymi stoi żywa wiara pokoleń.

Ktoś kiedyś zapytał mnie, czy nie uważam, że jednak cześć składana wobec obrazów i figur w kościołach jest wyrazem bałwochwalstwa. Moja odpowiedź była i jest następująca: Jako ludzie potrzebujemy obrazów. One nam pomagają także w prowadzeniu życia wiary, życia duchowego. Są niczym fotografie najbliższych nam osób, które zawieszamy na ścianach naszych mieszkań, a nawet nosimy przy sobie. Są czymś więcej niż obrazkiem, pamiątką, wspomnieniem. Dzięki nim te osoby są w nas ciągle żywe, nawet jeśli fizycznie nie możemy ich zobaczyć lub poczuć. Gdyby ktoś na naszych oczach zniszczył takie zdjęcia, czulibyśmy ból, być może złość i inne uczucia. Byłyby wyrazem tego, co w danej chwili czuje zranione serce. Tak samo jest dla wielu wierzących z faktem wandalizmu i niszczenia obrazów i miejsc świętych.

Mówiąc o tych bardzo bolesnych kwestiach, zawsze powraca pytanie o to, co robić, aby było inaczej? I zawsze powraca ta sama odpowiedź, że trzeba najpierw badać własne serce. Tak jak wierzę w Boga, wierzę też w istnienie zła i jego obecność na ziemi. Tyle że wierząc w Boga, także wierzę Bogu, a złu nie. Dzięki tej wierze jestem bardziej czujny. Pomaga mi oczywiście modlitwa o oddalenie zła, to nie zmienia jednak konieczności, aby być wyczulonym na jego działalność we mnie i wokół mnie. To dlatego rachunek sumienia i uważne patrzenie na miniony dzień, aby się z samym sobą rozliczyć, ile było dobrego, a ile złego w słowach, uczynkach i zaniedbaniach. Jednak to, co jest też dla mnie bardzo ważne, to ciągłe budowanie w sobie szacunku do drugiego człowieka, kimkolwiek jest. To uczenie się życia w różnorodności, bez wrogiego nastawienia. To szukanie punktów porozumienia i okazji, by podać sobie ręce i wybaczać. Szacunek do człowieka nie oznacza popierania wszystkich jego czynów, zwłaszcza tych złych, czasami wręcz niemożliwych do zaakceptowania. Bóg także oddziela grzech od grzesznika, którego nie przestaje kochać. Ciągle jednak wyzywa go do nawrócenia, by zmieniać swoje myślenie, odrzucać zło, a wybierać dobro.

ks. Łukasz Kleczka Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Od lipca 2018 r. wikariusz w parafii św. Jana Pawła II w Bayonne, w New Jersey.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama