Coś bardzo złego dzieje się w Stanach Zjednoczonych. Takie sygnały otrzymują codziennie Europejczycy w medialnych przekazach. I nie sposób się nimi nie martwić.
Polski model pełzającej ,,podprogowo” pandemii (200-400 przypadków zachorowań dziennie w dających się zidentyfikować ogniskach) i otwierająca się z powrotem Europa sprawiają, że na Starym Kontynencie wraca poczucie normalności. Kwintesencją tego zjawiska może być wielogodzinna kolejka do konsulatu w chorwackim Splicie podczas drugiej rundy wyborów prezydenckich. Trudno o lepszy dowód, że po wyjściu z przymusowej kwarantanny Polacy ruszyli w Europę. Zresztą nie tylko oni.
Stany Zjednoczone pozostają wciąż dla Europejczyków krajem zamkniętym. Podobna zasada obowiązuje także w drugą stronę. Oczywiście są wyjątki dla obywateli krajów wracających do domów, posiadaczy zielonych kart, itd. Przeloty samolotami mające najczęściej charakter rejsów czarterowych lub specjalnych wiążą się najczęściej z koniecznością odbywania kwarantanny. Każdy kolejny dzień lata uświadamia jednak, że do normalności jeszcze bardzo, bardzo daleko.
Tymczasem z USA wciąż napływają złe wiadomości. Świat nie ukrywa zdziwienia – oto największe mocarstwo świata ma problemy z koordynacją działań w walce z pandemią. Z dalszej perspektywy wygląda na to, że każdy ze stanów został pozostawiony samemu sobie, a próby wymuszania na nich szybszego otwarcia gospodarek skutkują dalszym rozprzestrzenianiem się pandemii. Jednocześnie Biały Dom nie jest w stanie przyjąć do wiadomości informacji od własnych władz sanitarnych, powołanych do walki z pandemią.
Wszystko to zbliża – oczywiście w medialnych przekazach – Stany Zjednoczone do… Brazylii. Nie przypadkiem informacje o obu krajach pojawiają się w serwisach informacyjnych obok siebie. Narracja wydaje się podobna – i tu i tu się nie udało. Przeżyłem w USA 27 lat, bywałem też w Brazylii i zdaję sobie sprawę, że te dwie rzeczywistości są ze sobą nieporównywalne. Mówię jedynie o tonie przekazów w europejskich mediach, niechętnie patrzących na rządzone przez Donalda Trumpa Stany Zjednoczone. To nie jest dobra narracja, a jej długofalowych skutków nie można lekceważyć.
Podkreślę raz jeszcze: piszę jedynie o przekazie medialnym docierającym za ocean, a nie o stanie faktycznym, gdyż od czasu wybuchu pandemii nie udało mi się postawić stopy na amerykańskiej ziemi. Z zaatlantyckiej perspektywy uderza brak jednej, konsekwentnej ogólnonarodowej strategii walki z pandemią. Jest wrażenie chaosu i braku decyzji na szczeblu federalnym, co sprawiło, że pandemia szybko rozprzestrzeniła się ze wschodniego wybrzeża i północnego zachodu na stany Południa, Środkowego-Zachodu i całego Pasa Słońca. Te raporty z zadżumionego kraju niepokoją wymiarem podawanych liczb dotyczących nowych zachorowań, zgonów i zasięgu pandemii.
Nie wolno zapominać, że te narracje kształtują wyobrażenie o dzisiejszej Ameryce poza jej granicami. Poza danymi wywiadów, to właśnie one kształtują sposób widzenia polityków państw trzecich. A ponieważ Stany Zjednoczone zawsze miały, mają i będą mięć licznych wrogów, trudno się łudzić, że nikt nie zechce wykorzystać obecnej sytuacji do osłabiania największego mocarstwa świata.
W czasie gdy z USA nadchodzą codziennie informacje o 50-60 tys. nowych zakażeń, Chiny informują o powrocie na ścieżkę wzrostu gospodarczego. Ba, Państwu Środka uda się nawet uniknąć wejścia w techniczną recesję, bo ta definiowana jest jako dwa kolejne kwartały o ujemnym rozwoju gospodarczym. Chińczycy mieli tylko jeden taki trymestr. Kraj, gdzie się wszystko zaczęło, stłumił pandemię drakońskimi metodami izolacji społecznej. Będzie się teraz rozwijał w czasie, gdy reszta świata będzie walczyć z recesją. Co więcej: będzie rozszerzał swoje wpływy, stanowiąc dla innych państw – gdzie nie ceni się reguł zachodniej demokracji – wzór dla stosowanych metod inżynierii społecznej.
Zdaję sobie sprawę, że podjęcie podobnie drastycznych środków takich, jak w Chinach, byłoby niemożliwe w krajach Zachodu, tym bardziej w USA, gdzie nawet nie daje się wyegzekwować obowiązku noszenia maseczek. Warto jednak pamiętać, że na każdym dniu pandemicznego chaosu w Ameryce będą korzystać jej przeciwnicy. Pax Americana i globalne bezpieczeństwo nie jest dane na zawsze. Gdy skończy się pandemia, może się okazać, że będziemy żyć już w zupełnie innym świecie.
Tomasz Deptuła Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.