Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 00:26
Reklama KD Market

Misjonarze z ulicy

W poniedziałkowy poranek podeszło do mnie trzech młodych mężczyzn, zadając mi pytanie: „A czy ty znasz Jezusa Chrystusa? Kim On jest dla ciebie?”. Zanim dałem odpowiedź, nieco zszokowany sytuacją pomyślałem, że pewnie jakaś sekta agituje, wysyłając młodych, by zaczepiali innych na ulicy. Ale zaraz, zaraz, ci trzej widzą, że jestem księdzem i byłem w kościele. Ale przecież oni byli na mszy i przystąpili do komunii świętej! Wkrótce, po tych pierwszych reakcjach i myślach okazało się, kim są. To przedstawiciele ruchu ewangelizacyjnego, który istnieje w Kościele Rzymskokatolickim, a nazywa się Droga Neokatechumenalna. W czasie wakacji prowadzą misje na ulicach miast, idąc z miejsca na miejsce, od kościoła, do kościoła. Po mojej okolicy chodzi kilka takich zespołów, składających się z młodych mężczyzn lub kobiet. Moi goście pochodzą z rodzin latynoskich, mają po 33, 21 i 18 lat. Idą i głoszą Ewangelię. Zafascynowali mnie ci młodzi ludzie, jak i cała akcja, którą prowadzą. Odważni, zdani na wszystko, co ich spotka. Losowo otrzymali koperty, w których znajdowała się mapka z nazwą miejscowości, do której są posyłani, niewyraźna mapka okolicy, adresy kościołów. Idą bez telefonów komórkowych, bez pieniędzy, bez zabezpieczenia żywieniowego, w jednym ubraniu. Zdani na łaskę i niełaskę ludzi, których spotkają. A z tym bywa różnie. Także przy parafiach. Opowiadają mi, że są czasem odbierani z ogromną rezerwą, nierzadko przeganiani, także przez księży, zdarzyło się, że ktoś wezwał policję. Trudno się dziwić, że odbiór jest różny. W czasach, kiedy wszędzie coraz więcej lęku i niepewności, każdy ma się raczej na baczności. A ci ludzie chcą tylko zadać pytanie, które, nie ukrywam, w pierwszym odbiorze szokuje. Wcale nie tym, że zadają je np. księdzu lub osobie wychodzącej z kościoła, ale tym, że domaga się ono konfrontacji z rzeczywistością. Czy znam Jezusa Chrystusa? Czy znam Go naprawdę? Kim On jest dla mnie i w moim życiu? W jednej chwili okazuje się, że aby móc odpowiedzieć na to pytanie, trzeba wpierw głęboko się zastanowić. A może okazać się nawet, że nie potrafię na nie odpowiedzieć, że jest zbyt trudne, choć wydawać by się mogło tak oczywiste. Historia każdego z trzech „misjonarzy” jest inna. Jeden tylko urodził się w rodzinie, która od dawna należy do neokatechumenatu. Ma sporo rodzeństwa, gdyż rodziny są przeważnie liczne. Choć ma tylko 18 lat, można w nim wyczuć dużą dojrzałość. Przygotowuje się do pójścia do seminarium duchownego, by zostać w przyszłości kapłanem. Ruch prowadzi swoje seminaria w różnych miejscach świata, także w Polsce. Kandydat zgłaszając się nie wie, dokąd zostanie posłany. Przyjmuje posłanie i może okazać się, że miejsce jego przeznaczenia jest na drugim końcu świata. Tam musi nauczyć się języka, poznać kulturę kraju, studiować i jeśli dojdzie do święceń, pozostaje najczęściej przez jakiś czas, pracując na parafii w danej diecezji. Drugi, mający 33 lata przyjechał do USA, posłany do jednego z tutejszych seminariów. Wcześniej, zanim zetknął się z ruchem studiował w swoim kraju, miał dziewczynę i wiele trudnych doświadczeń życiowych. Współuczestniczył nawet w dokonaniu aborcji dziecka poczętego. Alkohol i narkotyki były na porządku dziennym. W końcu spotkał żyjącego Chrystusa. Coś się stało w jego życiu, nawrócił się i jego życie odmieniło się zupełnie. Dziś także studiuje w jednym z seminariów duchownych. Trzeci ma 21 lat. Mieszka w jednym z miasteczek. Na co dzień studiuje fizjoterapię i technikę żywienia. Spotkał się z neokatechumenatem w wieku 12 lat, zaczął uczęszczać na katechezy. Także on nazywa tamten czas nawróceniem. Jego rodzina nie miała zbyt wiele wspólnego z wiarą i Kościołem. Jego życie stało się i staje się inne. „Inność” życia tych ludzi wyraża się także w tym, że nie piją alkoholu, nie stosują używek. Są prawdziwie radośni, uśmiechnięci, wolni. Już po pierwszej wymianie zdań można wyczuć, że mają w sobie pokój. To doświadczenie misyjne na ulicach trwa zaledwie tydzień. Ktoś powie, że to niewiele. Mam wrażenie jednak, że tydzień takiego ekstremalnego życia to jednak długi czas. Różnie może być, ale jak się okazuje, Opatrzność Boża czuwa. Zawsze spotkają kogoś, kto jest im życzliwy, ugości, nakarmi, przenocuje. Choć zdarzają się także noclegi „pod mostem”, a te nie należą do bezpiecznych, zwłaszcza w miastach, gdzie noce są czasem przemocy i niebezpieczeństwa śmierci. Jest to jednak obraz żywego Kościoła, pierwotnej wspólnoty, apostołów Jezusa Chrystusa oraz ich uczniów, wysyłanych na cały świat, by głosić Ewangelię i wzywać do nawrócenia, mówiąc o miłości Boga, który posłał na świat Jezusa Chrystusa, aby zbawił każdego człowieka. Ci ludzie także dzisiaj, uczestniczą w tej misji w sposób niezwykle autentyczny, bez zabezpieczeń, zdani na to, co ich spotka. Kościół potrzebuje dzisiaj takich wspólnot i takich uczniów. Zwłaszcza teraz, kiedy tak bardzo wydaje się tracić na swojej wiarygodności, a ludzie coraz częściej odchodzą od Kościoła, wybierając życie bez Boga. Ci ludzie, którzy przede wszystkim żyją Ewangelią, czytając ją regularnie i rozważając oraz dzieląc się nią między sobą, potrafią także odważnie głosić ją także w tych miejscach, gdzie wydaje się to być nieprawdopodobne lub niekonieczne. Dla mnie już samo spotkanie ich i świadectwo tego, co robią i jacy są, było bardzo mocnym uderzeniem, które domaga się mojej odpowiedzi, po głębokim przemyśleniu własnego życia. Przez nich Pan Bóg daje nowe życie, które rodzi się w każdym, który potrafi uznać to, że jest grzesznikiem, potrzebującym Zbawiciela oraz otworzyć się na Słowo Ewangelii. Życie wolne i szczęśliwe, także w większej prostocie, które jest owocem nawrócenia. A kto przyjmie „tych troje”, może poczuć się jak Abram, który przyjął trzech nieznajomych gości i nie wiedział, że samego Pana Boga przyjmuje. A owocem tego przyjęcia i gościnności było największe błogosławieństwo i szczęście, jakim był dar nowego życia, w postaci syna Izaaka, pomimo tego, że i Abram i jego żona Sara byli już ludźmi „podeszłymi w wieku”. To zachęta, że nigdy nie jest za późno! ks. Łukasz Kleczka Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Od lipca 2018 r. wikariusz w parafii św. Jana Pawła II w Bayonne, w New Jersey.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama