Już za kilka dni samoloty LOT-u wznowią regularne rejsy nad Atlantykiem. To powrót do nowej normalności. Takiej, w której w podróż obok szczoteczki do zębów i stroju kąpielowego, będziemy zabierać ze sobą maseczkę ochronną i żel antybakteryjny.
Mimo że turyści zaczynają wracać do kurortów, na razie lokalnych, bo podróż za granicę mocno się skomplikowała, wszyscy wiemy, że najbliższe wakacje będą inne niż dotychczas. Czy to koniec turystyki, jaką znaliśmy? Z pewnością pandemia wymusiła i wymusza ogromne zmiany w sposobie naszego przemieszczania się, także w celach rekreacyjnych. Zbudowanie nowego modelu nie będzie łatwe. Może się okazać, że nie będzie do czego wracać.
Globalizacja uzależniła dochody wielu krajów i społeczeństw od pieniędzy przywożonych przez turystów. Ekonomiści nie bez racji zauważali, że turystyka okazała się doskonałą formą dobrowolnego transferu gotówki z krajów bogatych do biedniejszych. Z Australii do Indonezji, z Polski do Tunezji, z USA do Meksyku – tak można by było wyliczać w nieskończoność. Pandemia, wraz z obostrzeniami, których jeszcze kilka miesięcy nawet sobie nie wyobrażaliśmy, sprawiła iż pieniądze te po prostu zniknęły. Dla takich krajów jak Jamajka, czy Malediwy gdzie turystyka generuje od jednej trzeciej do połowy PKB to prawdziwa katastrofa. Według szacunków Światowej Organizacji Turystyki przy ONZ, przychody z międzynarodowej turystyki mogą się w tym roku obniżyć nawet o 80 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym, kiedy oszacowano je na 1,7 biliona dolarów. Przekłada się to na utratę 120 milionów miejsc pracy.
Pandemia pokazała, jak trudna stała się materialna sytuacja całych społeczności uzależnionych od dochodów z turystyki i nagle pozbawionych głównego źródła utrzymania. Grozi to destabilizacją państw żyjących do tej pory z turystów i powstaniem błędnego koła – do miejsc uważanych za niebezpiecznie nikt już nie będzie chciał przyjeżdżać.
To wskazuje na konieczność poszukiwania mechanizmów zrównoważonego rozwoju sektora turystycznego. Do szukania alternatyw. Nie będzie to łatwe, bo kryzys dotyczy nie tylko najpopularniejszych miejsc na ziemskim globie, ale także mniej rozpoznanych okolic, w których w dobie globalizacji organizowano tzw. adventure tourism. Kraje Kaukazu, azjatyckie republiki postsowieckie, mniej znane zakątki Ameryki Łacińskiej – tam też zatrudnianio przewodników, budowano hoteliki i podstawową bazę turystyczną. Teraz stoją puste.
Zaraza zmusiła nas do głębszej refleksji nad rzeczywistymi kosztami zalewu wielu miejsc globu, a także znanych nam najbliższych okolic przez masy zwiedzających. Jeszcze przed pojawieniem się koronawirusa wiele miejsc na świecie zaczęło się bronić przed niekontrolowanym napływem turystów. Barcelona ograniczyła liczbę miejsc hotelowych i zaczęła walczyć z serwisami internetowymi w rodzaju Airbnb. Dubrownik wprowadził limity wjazdowe dla autobusów i statków wycieczkowych i pozbył się 80 proc. kramów z pamiątkami, produkowanymi zresztą w zupełnie innej części świata. Wydawca przewodników turystycznych Fodor’s zaczął publikować corocznie listę miejsc, których powinno się unikać ze względu na niebezpieczeństwo ich zadeptania – jest na niej w tym roku Wyspa Wielkanocna i kambodżańska świątynia Angkor Wat.
Jednocześnie pandemia przekonała nas o tym, że przyroda bez ludzi wyraźnie odetchnęła. Oto nagle w miejscach kompletnie zadeptanych pojawiła się zieleń trawników. W górach zastraszone dotąd zwierzęta pojawiły się bliżej uczęszczanych szlaków, wchodząc nawet do siedzib ludzkich. Wydeptane dotychczas plaże nie zapełniły się tonami śmieci. Ten kij może mieć jednak dwa końce. Dziennik ,,Guardian” powołując się na dane amerykańskiej grupy Conservation International poinformował o znacznym wzroście aktywności kłusowniczej w Kenii, włącznie z polowaniem na kość słoniową. Ma to być reakcją na skokowy spadek dochodów lokalnych społeczności z turystyki.
Nie ulega wątpliwości, że musimy nauczyć się podróżować inaczej. Byłoby truizmem stwierdzenie, że turystyka w najpopularniejszym wydaniu opiera się na takim typie mobilności, który w naturalny sposób sprzyja rozwojowi różnych pandemii. Zarażeni przemieszczający się z miejsc będących ogniskami pandemii we wszystkie strony świata, to perfekcyjny scenariusz na humanitarną katastrofę. Tę zbiorową lekcję z globalnej zarazy musimy jakoś przekuć na mądrzejsze spędzanie wolnego czasu. Bo przecież podróże kształcą, nieprawdaż?
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.
Reklama