Tej erupcji chyba nie dało się uniknąć. Zbyt wiele nagromadziło się zła i niepewności. Nierówności społeczne i te wszystkie ,,szklane sufity” od których odbijają się tysiące maluczkich, rasizm zwalczany tylko w sferze werbalnej, a jednocześnie głęboko zakorzeniony w strukturach społecznych, codzienna dyskryminacja – nie tylko Afroamerykanów, ale także innych grup społecznych, choćby Latynosów, czy imigrantów w ogóle – to słuszne powody do gniewu.
Do tego pandemia – ta pozbawiła nas wszystkich fundamentalnych podstaw poczucia bezpieczeństwa. Wyrzuciła z dotychczasowych ram życia. Zamieniła w rzeczywistość najczarniejsze koszmary jakie śniliśmy w słabo zabezpieczonej socjalnie Ameryce – o katastrofie, która pozbawi nas źródeł utrzymania i wrzuci w biedę. Gdzie tu miejsce na mityczny American Dream imigranta? Czy na realizację słynnego ,,I have a dream” Martina Luthera Kinga? Zamknięcie, poczucie lęku, utrata pracy, brak perspektyw na przyszłość – to musiało się uzewnętrznić.
Brutalność policji, której w USA boimy się wszyscy, bo w porównaniu z Europą wydaje się wszechmocna, stała się tylko impulsem do wyrażenia wszystkich nagromadzonych przez lata frustracji. Trudno się też dziwić, że na tej olbrzymiej fali społecznego niezadowolenia i protestu gromadzi się brudna piana chuligaństwa i wandalizmu. Tak było w przeszłości i tu niewiele się zmieniło. Każda generacja ma swojego Martina Luthera Kinga, Rodneya Kinga, Timothy’ego Thomasa, czy George’a Floyda, którzy stają się symbolami wszechobecnego, choć często mocno skrywanego rasizmu. I za każdym razem mamy do czynienia z podobnym scenariuszem – masowymi protestami, z których głodne sensacji media pokazują przede wszystkim płonące samochody i plądrowane sklepy, a nie pokojowe protesty ludzi domagających się realnych społecznych zmian.
A Polacy? Zostaliśmy rzuceni w to wszystko z naszymi dotychczasowymi podziałami i dylematami. Jak wyrażać sympatię i solidarność z protestującymi, nie usprawiedliwiając jednocześnie aktów ulicznego wandalizmu i rabunków, uderzających często we właścicieli biznesów we własnych etnicznych dzielnicach? I z drugiej strony, czy można nie być rasistą, ale nie zgadzać się z manifestantami i jednocześnie nie wspierać moralnie aktów policyjnej przemocy? Wystarczy przejrzeć polonijne fora internetowe, aby zobaczyć, jak trudno nam to wychodzi. Jak mocno jesteśmy w tych sprawach podzieleni jako polonijna społeczność. Nie potrafimy nawet zająć wspólnego stanowiska w sprawie zdewastowania pomnika Tadeusza Kościuszki. Nie potrafimy nawet pięknie się różnić.
Jest jeszcze jeden aspekt sprawy, często niestety wrzucany przez rozemocjonowane głowy do worka ,,geopolitycznego oszołomstwa”. Ale fakty są tu nieubłagane. Stany Zjednoczone są codziennie obiektem licznych ataków ze strony hakerów inspirowanych i finansowanych przez kraje, którym najbardziej zależy na osłabieniu roli USA na arenie światowej. Próba obcej ingerencji w przebieg i wyniki wyborów prezydenckich w 2016 nie podlega już dyskusji. Jeśli więc tworzy się kolejna okazja do destabilizacji i dalszego pogrążania w chaosie najgroźniejszego rywala, to dlaczego z niej nie skorzystać?
Qui prodest? Im głębiej Ameryka pogrąża się w wewnętrznych kryzysach, tym lepiej dla Rosji i Chin. Osłabienie USA leży od dziesięcioleci w strategicznym interesie Rosji, Chin i wielu innych państw. Przy takich pokładach niezadowolenia społecznego trzeba stosunkowo niewiele, aby zmobilizować podżegaczy i prowokatorów do siania jeszcze głębszego chaosu. A ich śladem podążą leninowscy ,,pożyteczni idioci” przyczyniając się do jeszcze głębszego kryzysu. Problem w tym, że to co narodom bezpośrednio dotkniętym przez imperialne potęgi wydaje się oczywiste, często nie mieści się w kategoriach pojęciowych ludzi wychowywanych od dziecka w przeświadczeniu, iż żyją w najpotężniejszym i najwspanialszym kraju świata. A ten staje się coraz mniej wspaniały. Bo kiedy media zaczynają porównywać USA z RPA czy Brazylią, a nie z Europą, to musi dawać do myślenia. Oczywiście – podkreślam to z całą stanowczością – powyższe uwagi nie kwestionują zasadności samych protestów, w których uczestniczą w większości młodzi, pokojowo nastawieni ludzie dobrej woli.
Niestety, nie jestem optymistą. Pandemia i obecne protesty odsłoniły głęboki konstytucyjny kryzys struktur państwa i to zarówno na szczeblu federalnym, jak i stanowym. Podziały, już bardzo głębokie przed kryzysem, jeszcze się powiększyły. Działania polityków zbyt często sprzyjają eskalacji konfliktów, zamiast ich łagodzenia. Do tego mamy rok wyborczy, który jeszcze bardziej zaostrza spory. A Ameryka potrzebuje dziś zupełnie innego scenariusza. Trudno jednak w warunkach chaosu szukać przestrzeni dla żmudnego szukania narodowej zgody.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.
Reklama