Dwie typowo wiosenne zupy? Botwinka i szczawiowa. Gdy byłam mała, to jakoś szczerze nie lubiłam botwinki. Natomiast od zawsze uwielbiałam szczawiową. Nie wiem dlaczego, bo przecież też w niej pływały znienawidzone ,,farfocle”, ale ten kwaśny smak, jajko na twardo i… No właśnie.
Każdy jada szczawiową na swój sposób. Jazda obowiązkowa to wspomniane już jajko na twardo. Ponieważ szczaw, jak sama nazwa wskazuje, zawiera dużo szczawianów, to należy je zneutralizować. W tym celu właśnie śmietana i jajko. Nie powinno się o nich zapominać. Jednak w szczawiówce jest jeszcze drugi dodatek i ten nie jest już oczywisty.
Jedni jedzą tę wiosenną zupę z chlebem. Inni z młodymi ziemniakami. A ja muszę się przyznać, że najbardziej lubię zupę z gniecionymi ziemniakami. To taka reminiscencja z dzieciństwa. Uwielbiam, jak ziemniaki powoli ,,rozpuszczają się” w zupie i trzeba je pracowicie łowić w zielonych odmętach. Muszę dodać, że to mocno ludowe podejście do tego dania i wcale nie trzeba go powtarzać. Tak, czy inaczej, zapraszam na bardzo polską i bardzo wiosenną zupę szczawiową.
8 szklanek wody
1 lb wędzonych lub surowych żeberek wieprzowych
włoszczyzna (2 marchewki, 1 pietruszka, kawałek pora i selera)
2 listki laurowe
2 ziela angielskie
2 spore garście szczawiu
⅔ szklanki kwaśnej śmietany 18%
Sól, pieprz
Czas przygotowania: 1 godzina
Porcje: 6-8 osób
Do garnka włóż pokrojone żeberka. Dodaj ok. 1 i 1/2 łyżeczki soli i zagotuj.
Dodaj obrane marchewki, pietruszkę, pora i selera, a także listki laurowe i ziele angielskie. Gotuj przez pół godziny do miękkości warzyw.
Wyjmij warzywa, ziele angielskie i liść laurowy
Szczaw opłucz dokładnie pod bieżącą wodą i drobno posiekaj. Dodaj do zupy. Gotuj przez kilka minut.
Śmietanę zahartuj kilkoma łyżkami gorącej zupy. Dodawaj stopniowo cały czas mieszając. Delikatnie zagotuj na małym ogniu. Dopraw do smaku pieprzem.
Podawaj z jajkiem na twardo. W zależności od upodobań możesz dodać ziemniaki lub podać z chlebem.
Oczywiście zupę możesz ugotować na bulionie warzywnym.
Kasia Marks
Gotowanie nie od razu stało się moją pasją. Byłam za to radosnym konsumentem pierogów babi Anieli. I pewnie byłoby tak do dziś, gdyby nie opakowanie ryżu i pierwsze kotlety ryżowe (okropne). Tak właśnie zaczęły się moje przygody kuchenne. Ziarno (także ryżu) zostało zasiane i od tamtej pory coraz częściej i coraz śmielej poczynałam sobie w kuchni. Przez lata upiekłam wiele ciast i ugotowałam wiele dań. Zakochałam się w kuchni Indii i basenu Morza Śródziemnego. Ale nadal pozostaję bliska polskiej, domowej kuchni, choć chyba moje pierogi nigdy nie dorównają tym babcinym. Na co dzień jestem mamą nastolatka i pracuję jako redaktor w serwisie internetowym.
fot.arch. Kasi Marks
Reklama